74.

264 26 1
                                    

Rashidi leżała u boku Beliala, odpoczywając po spędzonych z nim upojnych chwilach.
Wygodnie opierała głowę o pierś króla. Nie przeszkadzał jej fakt, że pomimo, iż leżała tak blisko niego, to jej nie przytulał. Ręce wepchnął pod głowę i bezmyślnie patrzył w mroczny sufit, zupełnie ją ignorując i nie reagując na jej dotyk.
Rashidi nie oczekiwała od niego czułości. Doskonale wiedziała, że jest jedynie obiektem pożądania Beliala. I zdawała sobie sprawę, że władca Piekła nie jest zdolny do miłości.
Patrzyła przez chwilę na świeże zadrapania, które tym razem zostały zrobione nieumyślnie, przez nią. Delikatnie przesunęła opuszkiem palca po ranie, przez co ta zagoiła się od razu. Jednak i to nie wywołało reakcji Beliala.

Nagle Rashidi ziewnęła, po czym wygodniej wtuliła się w bok kochanka. Miała zamiar spokojnie zasnąć, gdyż wiedziała, że Belial nie będzie miał nic przeciwko. Nie raz spędzała z nim całą noc.

Nagle poderwała się do siadu, słysząc śmiech dziecka, który rozniósł się po korytarzach.

- Odbiło mi, czy słyszałam dziecko?

- To pewnie dzieciak, któregoś ze sług, lub strażników - odparł Belial z typową dla niego obojętnością w głosie.

- Nie wiedziałam, że pozwalasz sprowadzać dzieci do pałacu.

- Dopóki nie włażą mi w drogę, nie obchodzi mnie ich obecność.

Rashidi opadła z powrotem na łóżko. Oparła się wygodnie na łokciu i spojrzała na kochanka.

- Już myślałam, że to twoje dziecko.

- Moje? - Belial spojrzał na nią jak na wariatkę. - Nie potrzebuję więcej problemów. Mam wystarczająco dużo na głowie i bez bachora - Zmierzył ją wzrokiem. - Nie mów, że chciałabyś dziecko. Jeśli oczekujesz, że...

- Nie mogę mieć dzieci - przerwała mu, marszcząc przy tym brwi.

Położyła się, po czym obróciła się na drugi bok, pokazując plecy całe w starych bliznach i z głębokimi dziurami na łopatkach. Były to pamiątki bo strasznym ciepirniu, które zmieniło Rashidi w demona.
Zwinęła się w kłębek, jakby chciała ukryć bliznę po nożu na łonie, którą Belial i tak widział już setki razy.
Jednak nie pytał skąd się wzięła. Nie interesowało go to. Lecz teraz połączył fakty. Ludzie ucięli jej skrzydła. Wycinali je kawałek, po kawałku. Jednak śmiertelnikom najwyraźniej nie wystarczyło okaleczenie jej pleców. Pozbawili ją także możliwości zostania matką.

- Ludzie - mruknął w końcu - To przez nich? - spytał, chcąc potwierdzić swe przypuszczenia.

- Nie zasługują na dar, jakim jest potomstwo... - Łza spłynęła jej po twarzy.

- Dlatego z patronki matek stałaś się dzieciobójczynią?

- Oko za oko, Belialu - Nieco obróciła głowę. - Oni zabili moje dziecko, wtedy mnie atakując. Po za tym jedynie dzieci są niewinne. Ja je chronię przed zepsuciem.

- Odbierając im życie?

- Pamiętaj, że ich dusze trafiają do Niebios. Więc to chyba lepsze, niż gnicie w nędzy i zniszczonym przez chciwość świecie.

Belial nie odpowiedział. W milczeniu leżał, wciąż patrząc w sufit. Aż nagle wpadł mu do głowy pomysł.

- Rashidi - przerwał ciszę, przez co się wzdrygnęła.

- Tak? - spytała, odwracając się z powrotem do niego.

- Co powiesz na powrót do świata ludzi?

- Po co miałabym tam wrócić?

- Jak to po co? By robić to, co umiesz najlepiej. Budzić strach.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now