37.

371 38 12
                                    

Rimmone i Astaroth uciekali co sił przed goniącym ich piekielnym łowcą. Wiedzieli, że dopcze im po piętach. Słyszeli jego oddech i każde stąpnięcie. Małą przewagę dawały im drzewa, między którymi szybko przemykali, unikając przy tym szczęk myśliwego.

- Tam! - Rimmone wskazał na sporą dziurę, tuż pod drzewem.

W popłochu wskoczyli do dość głębokiej nory. Na szczęście nie było w środku jej właściciela.

Astaroth krzyknęła przerażona, gdy łapa, o ostrych pazurach sięgnęła do nory i zaryła o ziemię tuż przy jej nodze. Odruchowo wtuliła się w Rimmone'a, jakby dzięki temu miała uniknąć szponów łowcy.
Chłopak nie protestował. Był zbyt zajęty unikaniem łap napastnika, by zareagować na dotyk Astaroth.

Po chwili szpony cofnęły się wolno, a do nory zajrzały upiorne, świecące ślepia. Pysk zmarszczył się mocno, a skóra nad zębiskami powoli się uniosła, odsłaniając blade dziąsła i kły. Luźna skóra spoczywająca dotąd na szyi demona rozłożyła się, tworząc spory kołnierz.
Paszcza powoli się otworzyła. Gęsta ślina spłynęła po zębach, a z mrocznej gardzieli wyłonił się długi, ciemny jęzor, najeżony małymi ząbkami, który powoli przesunął się po kłach i odsłoniętych dziąsłach.

Po chwili z gardła demona wydobył się mroczny, schrypnięty głos. Jednak Astaroth nie zrozumiała co demon powiedział. Ale nie przejęła się tym, gdyż demon zaczął rozkopywać wejście do nory. A szło mu to dość szybko bo cztery silne łapy i ostre pazury doskonale sobie radziły ze zbitą ziemią i rozcinaniem korzeni.

Rimmone wbił zęby w grubą skórę demona, gdy szpony zahaczyły o łydkę Astaroth, która krzyknęła z bólu.
Ryk boleści wyrwał się także z gardła demona, który natychmiast cofnął ugryzioną łapę. Łowca wściekł się jeszcze bardziej. Zasyczał, niczym wąż, przez co rozczapierzony kołnierz ze skóry, zaczął drgać.
Po chwili zaryczał na całe gardło, jakby liczył, że jego donośny głos wypłoszy Rimmone'a i Astaroth spomiędzy korzeni. Po tym po prostu się wycofał.

- Poszedł sobie? - szepnęła Astaroth, po dłuższej chwili niepokojącej ciszy.

- Chyba tak - odparł Rimmone - Poczekaj. Wyjrzę czy droga wolna.

- Nie - Chwyciła jego ramię, nim zdążył się zbytnio zbliżyć do wyjścia z pułapki. - Mam przeczucie, że gdzieś się czai.

- Masz zamiar tu siedzieć? Prędzej byśmy padli z głodu, nim ten piekielny myśliwy by zrezygnował - Wyszedł z nory.

Zaczął się rozglądać za demonem, który próbował ich dopaść. Już miał dać znak Astaroth, że może spokojnie wyjść, kiedy ni z tego, ni z owego zabrzmiał syk.
Rimmone zlękniony obejrzał się w stronę myśliwego, którego skóra z zielonkawej znów przybrała czarną barwę, a piekielne runy na jego łapach ponownie zapłonęły. Kołnierz z jego skóry rozłożył się, dodając mu grozy.
Demon rzucił się na mieszańca, powalając go przy tym na ziemię.
Zasyczał wyszczerzając zębiska i wbijając pazury w tors chłopaka, czym wywołał wrzask.

- Ścierwo - Fuknął myśliwy.

- I po co tak ostro, bracie? - zabrzmiał głos Agaresa.

Demon, trzymający Rimmone'a, uniósł pysk, akurat w chwili gdy w jego stronę poleciał kamień. Skała trafiła go prosto w jedno z oczu, przez co zaryczał z bólu i dwie przednie łapy oderwał od ciała mieszańca, by zakryć nimi pysk.
Nagle zamarł w bezruchu, czując dziwny ucisk w klatce piersiowej.
Odsłonił oczy i łypnął na wpół przejrzystą rękę Agaresa, która znikała w jego piersi i właśnie ściskała serce.

- Puść chłopaka, Shakur - mruknął Agares - Albo wyrwę ci flaki.

- Nie chodzi mi o tego mieszańca - odparł łowca, powoli wysuwając pazury z ciała Rimmone'a.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz