4.

946 81 22
                                    

Vagirio cudem odskoczył przed ciosem zaklętego oręża, które omal nie rozłupało mu czaszki.
Szybko uskoczył przed kolejnymi cięciami, aż ostrze rywala drasnęło go w pierś.
Ryknął z bólu, czując jak drobna rysa  pali go, jakby ktoś przytknął mu do skóry rozgrzany do czerwoności metal.
Za chwilę nieuwagi zapłacił przyjęciem silnego ciosu, wymierzonego w jego nos.

Zachwiał się. Upadłby, gdyby nie oparł się plecami o ścianę.
Smolista posoka wpłynęła mu z nozdrzy i powoli ściekła do warg.
Starł dłonią ciepłą ciecz.

- Vagirio - warknął mężczyzna, który roztrzaskał mu nos, przytykając sztych miecza do jego gardła.

- Ranar...

Ten anioł był znacznie starszy od swoich towarzyszy.
Jego włosy o barwie jasnego blondu były krótkie i lekko zmierzwione.
Miał ostre rysy twarzy. Wąskie usta otaczała gęsta broda. Wrogi grymas i srogi wzrok błękitnych ślepi, zupełnie nie pasowały do śnieżnych, anielskich skrzydeł.

- Gdzie jest Nadele?! - ryknął blondyn.

- Skąd mam wiedzieć? - Coś ścisnęło Vagirio za serce.

Znów miał przed oczami, jak ukochana umiera mu na rękach i jedyne co z niej pozostaje do srebrzysty pył.

- Nie moja wina, że kiepsko pilnujecie swoich panienek - prychnął, próbując nie pokazać, że jest bliski uronienia łez.

- Nie łżyj - warknął Ranar - Czuć od ciebie jej słodką woń. Co jej zrobiłeś?! Gdzie ona jest?!

- Nie żyje... - Demon spuścił wzrok.

- Ty draniu! - anioł wrzasnął wściekły, dociskając ostrze do szyi demona.

Ten syknął cicho, czując, jak zaklęty oręż parzy jego skórę.

- Próbowałem ją ratować - Z trudem przełknął ślinę. - Ale została ukąszona przez Medusę... Nie mogłem nic zrobić...

- Kłamiesz! Zabiłeś ją!

- Kochałem ją, idioto!

Anioł zmarszczył brwi.

- Gdyby nie ty... - Ranar zacisnął chwyt na rękojeści. - Nie uciekłaby z niebios!

- Bzdura. Poznaliśmy się dopiero na tym świecie. Ale nie będę ci się spowiadać! - Umknął spojrzeniem w bok. - A Nadele chciała wrócić, ale się bała.

- Niby czego?!

Vagirio nie odpowiedział. Zdał sobie sprawę, że nie mieli pojęcia o Astaroth, a jedynie szukali jednej z nich.

- Ranar - mruknął jeden z jego towarzyszy.

- Hm? - Anioł skupił się na kompanie, który wyglądał zza ściany i uważnie obserwował targ. - Co wypatrzyłeś, Madasu?

- Dziecko - Młodzieniec docisnął śnieżne skrzydła do pleców. - Bękarta demona.

Ranar spojrzał zdumiony na Vagirio.

- Wy...? - głos mu się załamał - Nie wierzę... - Zmarszczył brwi. - Madasu, Koreh, wygląda na to, że dziś będą bardzo udane łowy.

Wszystkie mięśnie demona się napięły.

- Skrzywdźcie moją córkę, a wam powyrywam wszystkie pióra - warknął, ignorując stal, spoczywającą na jego szyi.

- Obudził się w tobie tatuś? - prychnął  Ranar, znów skupiając się na Vagirio.

- Żebyś wiedział - mruknął - Powiedzieć ci ciekawostkę?

Blondyn zamarł, gdy jego pierś przeszył okropny ból.
Spojrzał przerażony na ostre pazury, które zatopiły się w jego ciele. Miecz wypadł mu z ręki, gdy szpon, w jaki przeistoczyła się dłoń demona, powoli wysunął się z jego ciała.

- Istoty z Piekieł bez mrugnięcia okiem zabijają każdego, kto tylko pomyśli o skrzywdzeniu ich potomstwa - Vagirio odepchnął od siebie anioła, po czym spokojnie wytarł zakrwawioną rękę w pelerynę.

Łypnął na Madasu i Koreha, którzy zamarli, zaskoczeni jego atakiem. Prychnął w duchu. Byli młodzi. Dopiero się uczyli i jeszcze się wahali. Nie stanowili dla niego zagrożenia.
W końcu znów spojrzał na Ranara, który opadł na ziemię, jęcząc z boleści.

- Tym razem daruję ci życie dlatego, że Nadele była twoją siostrą - Stanął mu nad głową i spojrzał prosto w błękitne oczy. - Ale uważaj. Jeszcze raz zagrozisz mojej córce, a będziesz zdychał w męczarniach - Uśmiechnął się upiornie, pokazując zęby, które w jednej chwili stały się ostre. - Obskubię cię do kości - Uśmiech szybko spełzł z jego ust i zastąpił go mrożący krew w żyłach grymas. - Wyrażam się jasno?

Blondyn wlepił w niego nienawistne spojrzenie.
Zacisnął zęby, po czym odsunął dłoń od zadanych ran i spojrzał na srebrną posokę, która splamiła jego rękę.

- Zapłacisz mi za to - wysapał.

- Zostaną blizny i to porządne - demon rzucił beztrosko, ignorując jego słowa - To będzie ci przypominało, że masz się trzymać z daleka.

Ruszył przed siebie, chcąc opuścić uliczkę. Mijając młodsze anioły, uśmiechnął się upiornie. Ślepia zapłonęły, dodając mu grozy.
Młodzieńcy pozwolili mu odejść. Próbowali nie okazać, że zdołał wzbudzić w nich lęk.

Vagirio spokojnie wrócił na targ.
Prychnął w duchu, widząc jak anioły odlatują.
Uśmiechnął się dumny z siebie, widząc, że jeden z nich ledwie utrzymuje się w powietrzu.
Kiedy miał pewność, że zagrożenie minęło, zaczął się rozglądać za kobietą, która zabrała ze sobą jego dziecko.
Zaklął w duchu, nie dostrzegając niewiasty.

Przymknął oczy i skupił się. Gwar ulicy zastąpiła błoga cisza, którą po chwili przerwały uderzenia serc otaczających go ludzi. Do nozdrzy dotarły setki zapachów.
Próbował sobie przypomnieć woń panienki, która postanowiła przygarnąć jego maleństwo.
Warknął wściekły, otwierając oczy.
Docierało do niego zbyt wiele zapachów i dźwięków. Nie był w stanie zdecydować, która woń była tą właściwą.
Zaczynał się martwić. Nie wyczuwał też obecności swojej córeczki, co oznaczało, że znajdował się daleko od niej.

Jeszcze raz zmierzył wzrokiem targ pełen ludzi. W końcu wściekły machnął peleryną, obracając się gwałtownie, by znów umknąć w cień.
Pozostało mu czekać do zmroku.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now