56.

328 31 13
                                    

Astaroth przysiadła obok Rimmone'a, który wciąż drzemał. Tym razem leżał na brzuchu. Twarz okrył rękami. Skrzydła miał lekko uniesione i rozłożone, przez co pióra również nieco osłaniały jego głowę.

- Znalazłaś go? - zamruczał, nie podnosząc się.

- Tak. Uczył mnie polować.

- Z tego przygaszonego tonu wnioskuję, że ci się nie udało.

- Nie o to chodzi... Powiedziałam do niego "tato".

- I co w tym takiego dziwnego? - Nieco odsunął skrzydło i lekko uniósł głowę, by na nią spojrzeć jednym okiem. - Przecież jest twoim ojcem.

- Sęk w tym, że nigdy wcześniej go tak nie nazwałam. Wyglądał na... zaskoczonego.

Rimmone powoli się uniósł, by wygodnie usiąść i moc na nią spojrzeć.

- Skoro wcześniej mówiłaś mu po imieniu, to nic dziwnego, że się zdziwił. Choć mnie zastanawia dlaczego używasz jego imienia.

- Jakoś do tej pory nie potrafiłam zaakceptować faktu, że to on jest moim ojcem. Dotąd był nim dla mnie Naveed, który mnie wychowywał od małego. Vagirio zjawił się tak nagle w moim życiu. Zburzył całe moje życie wśród ludzi.

- I miałaś mu to za złe?

- Chyba bardziej fakt, że w ogóle pozwolił, abym żyła wśród obcych. Ale już rozumiem, że chciał dobrze. Tak jak teraz, prowadząc mnie do ruin Melmore.

- Chyba już nie rozumiem o co więc ta afera.

- Zwracając się do niego po imieniu, chciałam mu pokazać, że nie uważam go za ojca. Że jest mi obcy i na swój sposób obojętny. Ale teraz... Tyle razy uratował mi życie. Uczy mnie. Pilnuje. Troszczy się. Trudno pozostać na to obojętnym.

- Więc przestań się bronić. Nie bój się tej więzi, tylko pozwól się jej zacieśnić.

- Ale czy on tego chce?

- Gdyby nie chciał, to by się nie pojawił w twoim życiu. Nie przejmowałby się twoim losem. Zresztą co wam szkodzi spróbować? Hm?

- W sumie... Masz rację.

- Oczywiście, że mam - Uśmiechnął się dumnie. - I swoją drogą, to gdzie on się znowu podział?

- Pewnie poszedł oczyścić zwierzynę.

- Czyli jednak coś upolowałaś?

Pokręciła głową, zaprzeczając.

- Znowu ocalił mi skórę. Tym razem przed wściekłym dzikiem.

- Przynajmniej będzie wyżerka - zarechotał mieszaniec - Nie martw się. Jeszcze się wszystkiego nauczysz.

Tymczasem Vagirio w postaci Zmory, powoli zmierzał w stronę rzeki. Trzymał się cienia, a na grzbiecie niósł upolowanego dzika, którego ciężar okazał się być zbyt wielkim wyzwaniem dla kruchej, ludzkiej formy.
Wśród leśnych dźwięków, jego czujny słuch zdolał wychwycić szum wody. To na nim się skupiał. Szedł za dźwiękiem, wciąż myśląc o Astaroth.

Nagle zatrzymał się czując zapach, którego nie spodziewał się wyczuć w lesie. Perfumy. Zapach był mocny, co zdradzało, że ktoś albo wylał na siebie sporo perfum, albo był w pobliżu.
Jego uszy uniosły się, czujnie nasłuchując. Nagle usłyszał kroki i  rozpaczliwe krzyki. Wołanie.

- Axara! - zabrzmiał damski głos.

Vagirio nieco się wycofał, kryjąc się przy tym w zaroślach, gdy w zasięgu jego wzroku pojawili się ludzie. Dostrzegł kobietę, ubraną w schludną, dość drogą sukienkę. Materiał był granatowy i zdobiony koronką, obszytą złotymi nićmi.
Kobieta pilnowała by jej ubranie nie ciagnęło się po ziemi, przez co jej stopy były widoczne. Nosiła pantofle na dość wysokim obcasie, przez co chwiała się niebezpiecznie, co rusz zapadając się w ziemi.
Jej włosy były spięte w dokładnego koka, a jej szyję i dłonie zdobiła biżuteria.
Na jej umalowanej twarzy jawił się niepokój. Wręcz strach i rozpacz. Była bliska histerii.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now