44.

405 38 7
                                    

Rimmone przyglądał się głębokiej ranie na łopatce Vagirio, który w postaci Zmory, powoli szedł przed siebie. Była to szrama po anielskim ostrzu. Wyglądała na świeżą, choć krew już z niej nie tryskała.
Chłopak wiedział, że demon bardzo cierpi. Utykał, ale mimo to twardo szedł już kolejną godzinę, bez chwili wytchnienia, do tego niosąc na swym grzbiecie śpiącą Astaroth.
Mieszaniec z własnego doświadczenia wiedział, jak dokuczają takie obrażenia, więc z podziwem patrzył na wytrwałość Vagirio.

- Może lepiej się zatrzymajmy, staruszku - Klepnął demona w szyję. - Szliśmy cały dzień i teraz mamy niemal całą noc wędrówki za sobą. Powinniśmy odpocząć - Jeszcze raz zmierzył wzrokiem ranę. - A ty z pewnością potrzebujesz chwili oddechu.

- Nie potrzebuję odpoczynku - odparł Vagirio. - Mamy jeszcze dużo drogi przed sobą. A skoro mamy Beliala i jego myśliwych na karku, to musimy iść tak długo, aż będziemy w stanie.

Rimmone pokręcił głową, wiedząc, że Vagirio najchętniej by już padł na ziemię i od razu poszedł spać. Widział  jak już drżały mu mięśnie.
Coraz trudniej mu było zrobić kolejny krok. Miał nisko opuszczoną głowę i patrzył w ziemie, jakby nie miał już dość siły by chociaż obserwować drogę. W tej kwestii zdawał się na idącego u jego boku chłopaka.  Mimo to, wciąż szedł dalej.

Nagle Vagirio zatrzymał się gwałtownie, cucąc tym Astaroth.  Poderwał głowę, wykrzesując z głębi siebie resztki sił. Zmierzył białymi ślepiami okolicę.

- Co się dzieje? - zamruczała nastolatka, siadając i trząc przy tym zaspane oczy.

Vagirio nie odpowiedział. Zamiast tego wciągnął kilka razy powietrze, węsząc.

- Czujesz? - spytał Rimmone'a.

- Coś słodkiego.  - odparł chłopak - Perfumy?

- Nie - Demon zmarszczył pysk. - Anielica.

- Anielica? - Rimmone cały się napiął. - Tutaj? Ale jak to możliwe?

- Wynośmy się stąd - Vagirio zawrócił.

Jednak nim zdążył zareagować, Astaroth zeskoczyła mu z grzbietu i podbiegla w stronę skąd unosił się zapach.

- Astaroth! - zawołał Vagirio - Biegnij za nią - rzekł do Rimmone'a.

Chłopak natychmiast pognał za nastolatką. Dopadł ją dopiero, jak się przyczaiła za grubym drzewem i przyglądała się z ukrycia panienkom, siedzącym na skałach, wystających niemal na środku krystalicznie czystego jeziorka.

Szczęka Rimmone'a opadła ze zdumienia. Panienki miały skrzydła. Jedne śnieżnobiałe, jedne nieco siwe.

- Upadli - Usłyszeli za sobą głos Vagirio.

- Co? - Spojrzeli na demona, który wciąż krył się w postaci Zmory.

- To Upadli. Anioły, które sprzeciwiły się panującym zasadom i zostały wygnane. Z pewnością są tu też mężczyźni, więc lepiej...

Vagirio stanął dęba, rżąc przeraźliwie, gdy szorstka lina spoczęła na jego szyi. W jednej chwili otoczyła ich grupka mężczyzn. Mieli własnoręcznie zrobione łuki i włócznie, ale dzierżyli również zaklęte ostrza.
Krzyczeli, alarmując anielice i dezorientując intruzów.
W kilka chwil powalili Vagirio na ziemię, pętając to linami.

Związali mu pysk i łapy, a liny przybili do ziemi. Demon całkiem bezbronny leżał unieruchomiony, nie mając sił rozerwać pętających go sznurów.

- Zostawcie go! - Astaroth podbiegla do Vagirio i osłoniła go swymi skrzydłami. - Chcemy tylko przejść! Nie mamy złych zamiarów!

Mężczyźni nieco się cofnęli, choć wciąż byli gotowi zabić intruzów.

Dwa ObliczaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon