79.

280 31 15
                                    

Maszerowali całą noc, nie dając sobie nawet chwili na odpoczynek. Chcieli zajść jak najdalej i jak najszybciej pokonać terytorium zmiennokształtnych. Vagirio obawiał się kolejnego starcia z istotami sobie podobnymi. Jednak słońce nie dało im wyboru. Gdy nastał świt, musieli się zatrzymać i znaleźć jakieś ciemne miejsce, gdzie mogli spokojnie odpocząć.
Rimmone rozglądał się za Astaroth, która nie wiedzieć kiedy zniknęła. Vagirio znów spał zawieszony na gałęzi. Chłopak minął go na palcach, nie chcąc go niepokoić.
Różnie cicho przeszedł obok Servana, który już drzemał, mając u jednego boku Nefertari, a u drugiego Talasha.
Było tak spokojnie i cicho. To było aż niepokojące, a nieobecność Astaroth tylko wzmagała to wrażenie.
Rimmone idąc za śladami stóp, odbitymi w wilgotnej ziemi i słabym, słodkim zapachem, dotarł do niedużego jeziora. Jego woda choć czysta, była ciemna i nie zachęcała do kąpieli. W tej spokojnej, gładkiej jak lustro tafli było coś wrogiego.
Na brzegu, przy którym Rimmone się znalazł, leżało wiele powalonych drzew. Pnie nakładały się na siebie, tworząc coś na kształt pomostu. Bardzo krzywego i niebezpiecznego pomostu...

Chłopak właśnie tam dostrzegł Astaroth. Siedziała na jednym z pni, mocząc stopy i patrząc przed siebie, na środek zbiornika. Nie zważała na otaczające ją, upiorne gałęzie, które niczym ręce utopionych ofiar, wystawały z głębin mrocznej wody.
Rimmone westchnął ciężko, kręcąc przy tym głową. To było takie typowe dla Astaroth. Musiała być zawsze tam, gdzie zdecydowanie nie powinna się plątać.
Wszedł na pień jednego z drzew. Zachwiał się niebezpiecznie po kilku krokach. Jak się spodziewał drzewa były bardzo niestabilne i ruszały się wraz z nim. Nie chciał wiedzieć, jak to wszystko wyglądało tam, głęboko pod wodą. Wolał pozostać w błogiej nieświadomości. Nagle zachwiał się niebezpiecznie, gdy musiał wejść na drugie z niestabilnych drzew. Odruchowo rozłożył skrzydła i to właśnie ocaliło go przed upadkiem prosto na ostre gałęzie i rosnące między nimi wodne lilie.
Astaroth obejrzała się, gdy poczuła jak pień, na którym siedziała, zadrżał. Patrzyła przez chwilę, jak Rimmone z trudem utrzymując równowagę, powoli szedł w jej stronę.

- Uwa... - nie zdążyła dokończyć, gdy usłyszała jak syknął z bólu.

Nie zdążyła go ostrzec przed jedną z gałęzi, której nie sposób było minąć, bez skaleczenia. Rimmone w końcu podszedł do niej. Usiadł tuż obok, próbując ignorować dość głęboką ranę na przedramieniu. 
Astaroth zmierzyła go wzrokiem. Po chwili przyłożyła dłoń do jego ręki, chcąc ją uleczyć. Gdy tak się stało, bez słowa zanurzyła dłonie w chłodnej wodzie i obmyła je dokładnie z krwi chłopaka. Wyglądała na smutną. Uparcie milczała, a jej wzrok był przygaszony. 

- Coś cię gryzie - stwierdził.

- Wydaje ci się - Wzruszyła ramionami, po czym lekko trąciła stopą duży liść, na którym rósł jeszcze nierozwinięty pączek lilii.

- Gadaj - Przechylił się nieco w bok, przez co trącił ją ramieniem. - Czemu jesteś smutna?

Astaroth westchnęła ciężko, po czym spojrzała na niego.

- Nie wiem kim jestem, Rimmone... - powiedziała cicho, jakby bała się, że wybuchnie śmiechem.

- Nie rozumiem.

Astaroth spojrzała w swoje odbicie w wodzie.

- Nie wiem kim jestem - powtórzyła - Nie wiem jaka jestem - Spojrzała w oczy mieszańca. - Te ciągłe zmiany... - Wskazała na włosy. - Mam mętlik w głowie. Raz czuję w sobie tyle złości i siły, a za chwilę czuję się taka bezbronna i krucha. Co jest ze mną nie tak? Kim w końcu jestem? Aniołem czy demonem? Co jest we mnie silniejsze?

Rimmone objął ją ramieniem, widząc jak jej oczy napełniają łzy.

- Wiem, że to trochę skomplikowane, ale jesteś jednym i drugim. Masz w sobie wiele siły, by robić zarówno niezwykłe, cudowne rzeczy, jak i...

Dwa ObliczaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin