58.

338 32 8
                                    

- Już myśleliśmy, że coś cię napadło - rzekł Rimmone, gdy Vagirio po dość długiej nieobecności nareszcie się zjawił z umytą ofiarą.

- Spokojnie. Nikt, ani nic mnie nie zaatakowało - Położył dzika na ziemi, po czym wziął długiego, dość smukłego kija, by nadziać na niego wycięty mięsień. - Natknąłem się na dawną znajomą. A raczej ona mi się pokazała - Zawiesił kij nad przygotowanym przez Rimmone'a ogniskiem. - Jesteśmy na jej terytorium - Usiadł wygodnie.

- Nie powinniśmy się stąd zabierać, skoro to jej teren?

- Gdyby chciała nas skrzywdzić już dawno by zaatakowała. I nie ostrzegłaby mnie przed terenem myśliwych niedaleko stąd.

- Wszystko w porządku? - spytała Astaroth dostrzegając dziwny smutek na twarzy ojca.

Przysiadła obok nieco i nim Vagirio zdążył cokolwiek zrobić, sięgnęła do jego dłoni.
Jej oczy zaszły mgłą, a oddech ustał, gdy nawiedziła ją wizja. Lecz tym razem nie widziała matki...

Dostrzegła mroczne skały i rozpalone niebo. Słyszała ryki.
Stała na szczycie wzgórza z czarnej, litej skały. Widziała setki, a może i tysiące demonów, które walczyły ze sobą. Nawet w powietrzu było pełno stworów zmagających się ze sobą.
Mroczna krew lała się strumieniami i spływała do upiornej rzeki, a ciała demonów co rusz padały na ziemię i o dziwo nie zmieniały się w proch.
Nagle z powietrza spadły dwa wielkie i potężne demony. Szarpały się ze sobą zaciekle, choć i tak były już całe poranione. Miejscami było widać ich odkryte mięśnie, a nawet kości.
Oba miały dwie pary, błoniastych skrzydeł.

Jeden z nich wyglądał znajomo.
Nogi były silnymi kończynami, zakończonymi ostrymi szponami. Pysk, pełen smukłych, czarnych kołów, kształtem przypominał czaszkę aligatora. Na jego grzbiecie znajdował się rząd ostrych kolców, a ogon był długi i biczowaty. Jego skóra mieniła się czerwienią, podobnie jak oczy.
Astaroth rozpoznała w nim Vagirio.

Drugi również miał czerwone ślepia i czarne zębiska na wierzchu czaszki.
Jego głowę zdobiły rogi, niczym korona. Pysk był nieco krótszy i masywniejszy. Skóra miała czarną barwę i zdobiły ją czerwone plamy,  przypominałące spękania. Kark, grzbiet i długi, silny ogon były najeżone ostrymi  kolcami. W nim nastolatka dostrzegła Beliala.

Wbijając sobie nawzajem kły, szarpali się i tarzali po ziemi. Używali przeciwko sobie pazurów, nie mając żadnych oporów przed zadawaniem sobie bólu. Kruszyli skały i wszędzie porozrzucane kości.
Szarpali swe skrzydła i bezlitośnie wyrywali sobie kawałki ciał, zawzięcie ze sobą walcząc. Żaden z nich nie miał zamiaru odpuścić.

Nagle Vagirio mocno skaleczył prawą stronę paszczy i szyję Beliala. Ten zapiszczał z bólu, odwracając głowę na kilka sekund i dając przewagę ojcu.

Vagirio chwycił zębami jego kark i powalił go na ziemię, brzuchem do góry, by następnie przygwoździć go do ziemi jedną z par skrzydeł. Drugą, tą na plecach rozłożył, ukazując ich pełny, imponujący rozmiar, by dodać sobie grozy. Ryknął na całe gardło, ukazując swoją dominację nad pokonanym rywalem. Jego szyja, pierś i brzuch zalśnily dziwnym światłem. Jednak po chwili zgasło. Z nozdrzy uleciał gęsty dym.

- Nigdy więcej nie stawaj przeciw mnie, synu - warknął.

Belial sapał ciężko. Zdawał się poczuć respekt przed ojcem. Jednak to były tylko pozory. Czekał, aż Vagirio popełni ten błąd i oswobodzi jego skrzydła.
Gdy tak się stało. Drasnął pierś ojca pazurami, a następnie chwycił zębami jedno z jego skrzydeł. Podrywając się z miejsca, powalił Vagirio. Chwycił zębiskami jego kark, po czym rzucił nim o najbliższą wystającą skalę.
Vagirio zapiszczał z bólu, gdy ostry kamień przebił jego bark i jedno ze skrzydeł na grzbiecie.
Kolce na ogonie Beliala uniosły się. Demon wziął zamach i kolce pofrunęły w stronę Vagirio, raniąc jego odsłonięte ciało.

Dwa ObliczaOnde histórias criam vida. Descubra agora