98.

223 26 10
                                    

Astaroth leżała wygodnie pod starym bukiem. Lekko przygryzała wargę, patrząc na duże liście, przez które przebijały się promienie słońca. Jedną rękę miała wepchniętą pod głowę i poduszkę, natomiast drugą bawiła się swoim ostrym piórem. Ostrze zwinnie przemykało pomiędzy jej drobnymi palcami, co rusz obijając przy tym światło. Zdawała się być nieobecna. Myślała o Rashidi. Wciąż miała przed oczami jak dotykała Rimmone'a. W uszach brzmiały jej te słodkie słówka, które do niego mówiła.
Nagle poczuła jak w niej zawrzało. Zacisnęła dłoń na ostrzu, przez co jej rękę ogarnął ból. Pod palcami poczuła ciepło i wilgoć. Dopiero wtedy oderwała wzrok od korony drzewa i spojrzała na złotą krew, która zaczęła jej spływać po ręce, w stronę łokcia. Usiadła, po czym skupiła się na rysie, która zasklepiła się równie szybko, co ostrze, rozcięło skórę. 
Nagle rozległ się trzask gałęzi. Astaroth uniosła głowę i zaczęła się rozglądać. Uniosła uszy, nasłuchując kolejnych trzasków. Dotarło do niej ciężkie stąpanie. Ktokolwiek się zbliżał, nawet nie próbował ukryć swojej obecności. 
Po chwili odetchnęła z ulgą, gdy w zasięgu jej wzroku pojawiła się Zmora. 

- Dagon -  uśmiechnęła się, wstając - Wystraszyłeś mnie, mały łobuzie.

Zachichotała pod nosem, zdając sobie sprawę, że słowo "mały" już nie pasuje do jej pupila. Dagon z małego, kruchego źrebaka, wyrósł na wielkiego, potężnego ogiera. Podeszła do niego, po czym wtuliła się w jego ciepłą szyję. Nie bała się jego rozmiaru, ani upiornych, wystających kłów i silnych łap, uzbrojonych w zabójcze szpony. Musnęła dłonią jego szorstką, ciemnobrązową sierść, przeciętą przez liczne blizny. I to nie były tylko pamiątki z dnia, gdy Astaroth ocaliła go przed śmiercią. Przez te lata przybyło mu jeszcze wiele ran.
Usłyszała cichy pomruk i ciche parsknięcie. Przymknęła oczy, wsłuchując się w głośne i spokojne bicie jego serca. Po chwili  otworzyła oczy i odsunęła się nieco, by spojrzeć w jego mroczne ślepia. Nieco zmarszczyła brwi, dopiero wtedy dostrzegając powoli gojącą się ranę na jego paszczy.

- Znowu władowałeś się w kłopoty - pokręciła głową, ujmując dłońmi jego pysk.

Mięśnie Dagona zadrżały, w chwili, gdy jej czubki palców zaczęły ją mrowić i ogarnęło je ciepło. Patrzyła jak po rysie pozostaje kolejna, blada blizna.

- Tak lepiej, co? - cmoknęła go w nos - Przynajmniej już cię nie boli.

Dagon wysunął łeb spomiędzy jej rąk i obejrzał się. Wpatrywał się przez chwilę, gdzieś za siebie, aż i Astaroth zaczęła szukać źródła jego zainteresowania. Jednak nic nie dostrzegła.
Spojrzała w bezchmurne niebo i poczuła jak doskwiera jej gorąc. Z każdą chwilą temperatura stawała się coraz wyższa, a dzień zapowiadał się wyjątkowo gorący, gdyż na niebie nie było nawet jednej chmurki.

- Mam ochotę na kąpiel - poklepała go po szyi - Co ty na to?

Ruszyła w stronę, skąd przyszedł, przesuwając przy tym dłonią po jego szyi i zatrzymując się na chwilę na wysokości grzbietu. Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy mogłaby dosiąść ogiera. Jednak tak jak wiele razy przedtem jej na to nie pozwolił. Wyczuł jej zamiar, gdy oparła drugą dłoń na jego kręgosłupie. Odsunął się nieco od niej, dając jej jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru nosić jej na swym grzbiecie. 
Astaroth nie naciskała. Nie próbowała więcej, wiedząc, że Dagon był wolnym duchem. Tak jak nie chciał żyć w stadzie, tak samo nie chciał się jej poddać. 
Ruszyła dalej, chcąc udać się nad jezioro, a ogier ruszył za nią. Słysząc jego ciężkie stąpanie, co rusz oglądała się za siebie i zerkała na niego, jak posłusznie za nią podąża. Nie wiedziała, czy Dagon tolerował jej towarzystwo bo przyzwyczaiła go do tego, że dawała mu jakieś smakołyki, czy naprawdę się do niej przywiązał. 
Kiedy dotarli nad jezioro, Astaroth rozejrzała się, chcąc się upewnić, że jest sama. Spokojna, o to, że nikt jej nie zobaczy, zrzuciła sukienkę i położyła ją na pniu, powalonego drzewa. Powoli podeszła do brzegu i sprawdziła stopą temperaturę wody. Była przyjemnie chłodna. Ostrożnie ruszyła przed siebie, zanurzając się oraz bardziej. Czuła jak woda stopniowo zasłania jej nogi i ogon, sięga do krzyża, by następnie powoli zanurzyć każdy kolejny kolec na jej kręgosłupie. Zatrzymała się na chwilę, po czym nabierając wody w ręce, zamoczyła ramiona i dekolt. Zignorowała blizny na jej żebrach, które musnęły jej palce. Była to pamiątka po jednej z lekcji walki. Ćwiczyła wtedy z Talashem i młody łowca przypadkiem ją zadrasnął swymi ostrymi pazurami. 
Obejrzała się w stronę Dagona, który stał na brzegu i zdawał się na nią czekać. W końcu wzięła głęboki wdech i zanurzyła się w ciemnej wodzie. Będąc pod powierzchnią, miała wrażenie, że czas zwolnił. Spokojnie płynęła przed siebie, patrząc na smugi światła, przebijające się przez taflę jeziora. Widziała ryby snujące się blisko zarośniętego dna. 
Łapczywie nabrała powietrza, gdy w końcu się wynurzyła. Przepłynęła jeszcze kawałek, po czym położyła się na plecach, ufając żywiołowi. Odpoczęła chwilę, leżąc, ciesząc się słońcem i słuchając szumu wody. 
W końcu jednak znów zaczęła płynąć, tym razem ku brzegowi. Czuła jak powoli ogarnia ją senność. to był znak, że pora wyjść z jeziora. Spokojnie wyszła na piaszczysty brzeg i zmierzając w stronę swojej sukienki, chwyciła włosy i wycisnęła z nich wodę. Stojąc na słońcu, odczekała chwilę, chcąc nieco przeschnąć i dopiero wtedy nałożyła na siebie sukienkę. 
Ułożyła się na trawie, oświetlonej przez słońce i już miała oddać się senności, gdy znów usłyszała ciężkie kroki. Uniosła się na łokciu i spojrzała na Dagona, który podszedł do niej, po czym położył się tak blisko, że miała go na wyciągnięcie ręki. Uśmiechnęła się nieco, powoli zamykając oczy. Miała przy sobie potężnego ogiera, który jej strzegł. Wiedziała, że może spać spokojnie. 

Jednak nie wiedziała, że nie jest sama.
W bezpiecznej odległości stała Rashidi. Patrzyła na nią i zastanawiała się, czy jednak jej próba skłócenia jej z Rimmonem nie okazała się porażką. Wokół niej snuł się jej mroczny towarzysz. Był wyraźnie znudzony. Krążył w plamie cienia, wyraźnie mając dość tej bezczynności. Rashidi przechyliła głowę, zaintrygowana widokiem oswojonej Zmory. 

- Jak myślisz? - rzekła cicho - Powinniśmy pozwolić Belialowi ją pojmać?

Jej cień pojawił się tuż za nią. Wyglądał jak człowiek, lecz zamiast normalnego, namacalnego ciała, był jedynie mroczną chmurą. Nie miał twarzy, jedynie białe ślepia.

- Nie - odparł upiornym szeptem, niezrozumiałym dla innych, prócz Rashidi - Nie powinnaś mu pomagać, po tym jak cię potraktował. A już na pewno nie powinnaś dopuścić do tego, aby dorwał tą dziewczynę i Kamień Śmierci. Wiesz co knuje i z pewnością zdajesz cobie sprawę, co się stanie, gdy dopnie swego. 

- Obawiam się, że jest już za późno, aby mu się sprzeciwić - odparła - Już jest tak blisko. Po za tym... - odruchowo przyłożyła rękę do swojej szyi - Zabiłby mnie...

- I tak to zrobi  - położył upiorne dłonie na jej ramionach  - Dlatego dobrze się zastanów czyją stronę warto trzymać. Jego? Czy tego, który ci pomógł?

- Saamed mówił, że Vagirio umiera i że już naprawdę źle wygląda... Jaki więc jest sens brać jego stronę? To pewna porażka.

- Na twoim miejscu nie wierzyłbym w to, co gada ten tępy pies Beliala. Ale wybór zależy od ciebie. Wiesz, że i tak zrobię co każesz. 

- Sądzisz, że Belial zdoła ją schwytać? Strzeże jej Zmora. Niedaleko stąd koczują jej zaprzyjaźnieni myśliwi. No i jest jeszcze Rimmone.

- Nie bądź naiwna. Belial pokonał już wielu i jeszcze nikt, nie zdołał mu zrobić większej krzywdy, niż parę zadrapań. 

- Co więc powinnam zrobić?

- To zależy - cień pojawił się przed nią i spojrzał swoimi białymi ślepiami, prosto w jej oczy - To co zrobisz ma być dobre dla ogółu, czy dla ciebie? Jeśli nie chcesz się wtrącać i nie obierać żadnej strony, to skorzystaj ze swobody jaką dał ci Belial i uciekaj. Myślę, że będzie mu to obojętne. A ty możesz wrócić do tego miasteczka nieopodal - musnął jej policzek i odgarnął  jej niesforny kosmyk z twarzy - A stamtąd możesz oglądać katastrofę, jaką sprowadzi na ten świat.

Rashidi jeszcze raz spojrzała na już słodko śpiącą Astaroth. Mądrze zrobiła usadawiając się na słońcu. W dodatku strzegła jej potężna Zmora. Była bezpieczna, gdyż żaden demon nie zdołałby się do niej zbliżyć.
Po chwili Pani Cieni znów spojrzała na swojego mrocznego przyjaciela, który cierpliwie czekał na jej decyzję. Uniosła rękę, jakby chciała porównać rozmiar ich dłoni.

- Zabierajmy się stąd - rzekła stanowczo - Nie chcę mieć z tym już nic wspólnego...

- Jak sobie życzysz.

Cień przyłożył upiorną rękę do jej drobnej dłoni. Zaczął ją powoli pochłaniać, przekazując jej swoje umiejętności. Po chwili Rashidi znów była mroczną postacią o mglistym ciele i pustych ślepiach. Odetchnęła głęboko, po czym rozluźniła się, by zniknąć, niczym duch, zostawiając Astaroth w spokoju i uciekając z dala od Melmore.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now