80.

246 26 12
                                    

Rimmone jęknął z bólu, gdy jego plecy zderzyły się z pniem jednego z drzew. Opadł na jedno kolano, dysząc ciężko. Po chwili otarł dłonią krwawiący nos, po czym spojrzał na Vagirio, który zbliżał się do niego w ludzkiej postaci. Był wściekły. Wrzał ze złości.
Rimmone jednak to podziwiał. Potrafił zapanować nad gniewem, dopóki Astaroth nie zasnęła. Dopiero wtedy chwycił chłopaka i zawlókł go tu. Daleko od niej, i pozostałych demonów. Teraz byli tylko oni dwaj.
Młody, zdrowy mieszaniec oraz stary, schorowany i naprawdę wściekły demon.

- Ulżyło ci? - wysapał Rimmone, patrząc na upapraną krwią dłoń.

Vagirio zbliżył się do niego. Bił od niego gorąc, jakby dostał wysokiej gorączki. Oczy płonęły czerwienią, a zęby i pazury miał ostre, gotowe do zabijania.

- Ulży mi dopiero, kiedy skręcę ci kark! - ryknął, po czym wziął zamach.

- Naprawdę nie chciałem, by do tego doszło! - krzyknął chłopak, odskakując przed jego szponami, przez co pazury zaryły o pień - Skąd miałem wiedzieć, że ta płacząca baba, to była Banshee?!

- Kurwa! Tak trudno się było domyślić?! Człowiek w środku lasu, gdzie nigdzie nie ma żadnej wiochy?!

- Servan mówił, że właściwie to niedaleko stąd jest jakaś mała wioska.

Vagirio warknął głośno, po czym znów wziął zamach, chcąc rozpłatać chłopakowi gardło. Jednak mieszaniec był dla niego zbyt szybki i znów umknął przed jego ostrymi pazurami.

- Możesz na chwilę przestać odskakiwać?! - syknął - Próbuję cię zabić!

- I właśnie dlatego odskakuję! Gdybyś chciał mi tylko wpieprzyć, to proszę bardzo. Ale na zabijanie się nie zgadzam!

- Masz gówno do gadania!

Chwycił chłopaka, po czym znów rzucił nim jakby nic nie ważył. Mieszaniec tym razem nie uderzył o kolejne drzewo. Runął na ziemię, jednak tuż po zetknięciu z gruntem, zrobił szybki przewrót i wylądował na mocno ugiętych nogach. Odruchowo syknął, ostrzegawczo, wlepiając upiorne, pomarańczowe ślepia w zmierzającego ku niemu Vagirio.

- Śmiało, broń się - warknął demon - Ale nawet to cię nie ocali.

- Nie chcę ci zrobić krzywdy, staruszku.

- O mnie się nie martw. I tak z łatwością cię połamię.

Rimmone musiał jeszcze kilka razy zrobić szybki unik, gdy w końcu cierpliwość Vagirio wypaliła się do końca. Demon ryknął nagle, ukazując chłopakowi swą prawdziwą, piekielną postać. Skóra zaczęła płonąć, a oczy stały się puste, białe. Duże, spiczaste uszy odchyliły się mocno w tył, jednak to smukłe rogi, które nagle wyrosły na głowie demona, bardziej skupiały na sobie uwagę chłopaka. Zdziwił się wielce, gdy Vagirio nagle chwycił jego szyję długim ogonem, po czym bez litości trzepnął nim o ziemię. Jęknął głośno, zwijając się z bólu, po tym jak jego kręgosłup uderzył o jakiś kamień. Nim się jednak obejrzał, duża łapa, która niegdyś była ludzką stopą, przygniotła mu pierś.

- Rozumiem, że jesteś wściekły... - sapnął.

- Wściekły? - warknął, wypuszczając dym nozdrzami - Jestem wkurwiony!

- Ale nie zrób czegoś, czego będziesz później żałować!

- Wierz mi, że nie żałowałbym, gdybym cię zabił. Naprawdę mało mnie obchodzisz, smarkaczu. Jednak jest tylko jedna rzecz, która cię teraz ratuje, co mi jest mocno nie na rękę - wbił żądne krwi spojrzenie w jego przedramię naznaczone znamieniem.

- Zrozum, że naprawdę to co się stało, nie jest moją winą. Ani Astaroth. To był czysty pech! Naprawdę nie wiedzieliśmy w co się pakujemy!

- Zawsze tak jest. Ciągle pakujesz ją w jakieś kłopoty! W końcu przez ciebie zginie!

- To nie moja wina! Staram się ją chronić! Robię to najlepiej jak umiem!

- Z twoich starań wychodzi jedno, wielkie gówno - warknął, mocniej przygniatając jego żebra - Ona nie jest przy tobie bezpieczna. Ciągle gdzieś się szlajacie. A teraz wyciagnąłeś ją na schadzkę nad to durne jezioro! Jeszcze ci mało?!

- Nie wyciągnąłem jej na żadną schadzkę. Tam ją znalazłem. Siedziała sama, przerażona, bliska płaczu!

- Co ty pieprzysz?

- Ona się boi, Vagirio! Nie rozumie samej siebie. Nie wie kim jest i czy sobie poradzi ze swoimi skrajnościami - wziął głęboki wdech, czując wciąż napierający na niego ciężar - Znalazłem ją nad jeziorem. Chciała pomyśleć, dlatego tam poszła sama. Rozmawialiśmy. Próbowałem ją uspokoić, że nie musi się obawiać tego kim jest. Wszystko szło dobrze, póki nie zjawiła się ta pokraka z jeziora. Naprawdę nie spodziewaliśmy się ataku demona o tej porze.

Vagirio uspokoił się nieco, jednak nie dał po sobie tego poznać. Wciąż wyglądał jakby chciał rozszarpać mieszańca na strzępy.

- Zależy mi na niej - rzekł Rimmone - Naprawdę. Po raz pierwszy odkąd straciłem ojca i siostrę, czuję, że na kimś mi zależy - wskazał na swoją rękę. - To chyba jest dowodem moich słów, prawda?

- Vincu na tak wczesnym etapie można z łatwością złamać. Po za tym to nie jest dowodem uczucia.

Rimmone spojrzał mu w oczy. Głęboko i szczerze.

- Zależy mi na niej. Ja...

- Nie kończ. Dobrze ci radzę. Jak dla mnie to i tak tylko puste słowa.

Puścił go w końcu, pozwalając mu w pełni napełnić płuca powietrzem.
Chłopak odetchnął głęboko, po czym usiadł.
Vagirio cofnął się o kilka kroków. Spojrzał na swoje ręce, po czym wziął głęboki wdech. Przez chwilę czuł się jak dawniej. Silny i groźny. Po chwili jednak poczuł jak znów słabnie. Powoli przeistoczył się z powrotem w człowieka. Znów był sporo niższy, a jego silna, umięśniona sylwetka stała się wątła i z wyglądu krucha. Łapy zastąpiły ludzkie stopy, a ogon i rogi zniknęły. Oczy znów stały się mroczne, czarne.

- Astaroth jest dla mnie najważniejsza - rzekł w końcu, patrząc na Rimmone'a, który podniósł się z ziemi - Poza nią nie mam już nikogo. To moja córka i zrobię wszystko aby była bezpieczna. Wszystko, rozumiesz? - zmierzył chłopaka wzrokiem od góry do dołu - I chcę, żeby była szczęśliwa. Więc jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz, jeśli uroni przez ciebie choć jedną łzę, obedrę cię ze skóry.

Chłopak zaśmiał się w duchu. Vagirio wcale nie różnił się tak bardzo od śmiertelników. Nie raz słyszał tą samą groźbę z ust ludzkich ojców. Subtelna różnica polegała jednak na tym, że Vagirio mógł z łatwością spełnić swe słowa.
Otworzył usta chcąc go zapewnić, że nie musi się martwić, iż kiedykolwiek skrzywdzi Astaroth. Jednak Vagirio nie czekał, aż powie coś tak oczywistego. Ruszył z powrotem do miejsca, gdzie spała Astaroth i towarzyszący im piekielni łowcy.
Rimmone szedł za nim, trzymając się w bezpiecznej odległości. Przeszły go dreszcze, gdy demon nagle przeistoczył się w myśliwego. Coś kazało mu uważać. Spodziewał się, że Vagirio nagle się obróci i rzuci się na niego, z czarnymi kłami gotowymi do rozerwania mu gardła.
Jednak nic takiego się nie stało. Bez słowa i kolejnych prób zabójstwa ze strony Vagirio, wrócili do towarzyszy.
Rimmone odruchowo ruszył w stronę Astaroth, która spała zwinięta w kłębek, otulona własnym skrzydłem. Wydała mu się wtedy taka urocza i delikatna.
Nagle zamarł w bezruchu, gdy Vagirio warcząc stanął mu na drodze. Dał mu jasno do zrozumienia, że ma zachować odpowiedni dystans.
Chłopak zrezygnował z wykłucania się. Odpuścił, unosząc ręce jakby w obronnym geście, po czym używając skrzydeł wskoczył na najbliższe drzewo, by ostatecznie spocząć na jednej z gałęzi. Tym razem to on miał spać samotny, wśród koron drzew.
Natomiast Vagirio zadowolony z tego faktu, zbliżył się do Astaroth. Położył się tuż obok niej, jakby chciał nad nią czuwać aż do nocy. Jednak wiedział, że to nie będzie konieczne. Więc ułożył się wygodnie do snu, nie wiedząc, że przez niego Astaroth właśnie zaczęła śnić o matce.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now