55.

376 31 10
                                    

Astaroth obudziła się popołudniu.
Po całonocnym marszu mieli już daleko za sobą wielkie miasto. Znów byli głęboko w lesie, zdani na łaskę natury. Ponownie zamiast miejskiego zgiełku, mogli słuchać cudownej ciszy, wzbogacanej o śpiewy ptaków i szelest liści.
To był raj dla demonów. Z dala od ludzi, hałasu i oczywiście od aniołów. Tylko spokój i pustka.

Usiadła powoli, by się przeciągnąć. Przygryzła wargę, gdy przypadkiem trąciła skrzydło śpiącego obok niej Rimmone'a. Chłopak leniwie otworzył jedno oko i spojrzał na Astaroth. Jednak nie miał zamiaru jeszcze wstawać. Z powrotem zamknął oczy i odetchnął głęboko.

Nastolatka oderwała wzrok od mieszańca, po czym rozejrzała się.
O dziwo nie było przy nich jej ojca.

- Gdzie jest Vagirio? - spytała.

- Nie mam pojęcia - Rimmone odparł zaspany, tym razem nawet nie podnosząc powieki.

Astaroth podniosła się z miejsca, słysząc jakiś szelest. Rozprostowała swoje skrzydła, by odegnać odrętwienie. W końcu ruszyła przed siebie, zmierzając w stronę skąd dobiegł dźwięk. Po chwili do jej czujnego słuchu dotarło bicie serca. Szybkie i silne. Nozdrza wyczuły zapach siarki. To znaczyło, że demon jest w pobliżu.
W końcu go dostrzegła, jak w postaci łowcy, leżał przyczajony pod jednym z zawalonych drzew, opierających się na innych pniach. Był jedwo widoczny, dzięki swej mrocznej, czarnej skórze. Obserwował dziki, snujące się między drzewami. Patrzył, jak spokojnie ryją w ziemi, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia.
Obejrzał się nagle. Bez słowa, spojrzał na Astaroth, po czym cichutko się przesunął, robiąc jej miejsce.

Dziewczyna bezszelestnie wsunęła się pod pień i razem z ojcem zaczęła obserwować dziki.

- Na co czekasz? - szepnęła.

- Aż ta wielka locha w miarę się oddali - Wskazał głową na jednego z największych dzików. - Wtedy młode pójdą za nią.

- A na którego polujesz?

- Na tego poszarpanego - Spojrzał nieco w bok, na odyńca, którego skórę przecinały liczne blizny i świeże rany. - Trzeba uważać, kiedy są warchlaki w pobliżu, bo można nieźle oberwać od lochy.

Astaroth oderwała wzrok od dzików i skupiła się na ojcu. Patrzyła przez chwilę na jego łapy i silną paszczę. Był gotów w każdej chwili wyskoczyć z ukrycia i zaatakować.

- Nauczysz mnie polować? - spytała nagle.

- Co? - Vagirio spojrzał na nią.

- Rimmone twierdzi, że nie powinnam  polować jak człowiek, tylko zacząć korzystać z demonicznych talentów.

- Musisz być na to gotowa, a nie sugerować się słowami cwaniaczka, który ma to już za sobą.

- Ale chcę spróbować. Może jak na pierwszy raz, wolałabym nie używać zębów, ale chciałabym zacząć polować jak demon.

- No dobrze - Vagirio spojrzał na dzika, który miał być jego ofiarą. - Przygotuj pióro.

- Myślałam, że mam nie używać narzędzi.

- To tak na wszelki wypadek - Skupił się na córce. - Na przykład gdyby odyniec próbował się bronić, albo locha cię zaatakowała. Spokojnie - rzekł, dostrzegając lekki niepokój w jej oczach - Przecież będę blisko. W razie czego cię obronię.

Astaroth skinęła głową. Sięgnęła do swojego skrzydła, które lekko napięła, strosząc przy tym pióra. Wyrwała jedną z lotek, która była ostra, niczym sztylet.

- Trzymaj się nisko. Stąpaj powoli i staraj się nie narobić zbyt wiele hałasu. Nie podchodź za blisko, by ich nie spłoszyć.

Astarorh skineła głową, po czym cicho wymknęła się spod pnia i na lekko ugiętych nogach ruszyła w stronę dzika.
Vagirio uważnie ją obserwował. Choć uważał, że zbyt szybko postanowiła podejść do ofiary, to nie zareagował. W tej chwili to od jej wyborów zależał przebieg polowania. Nie miał zamiaru się wtrącać, chyba, że locha zagroziłaby Astaroth.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz