13.

638 58 26
                                    

Shanira cichutko wpęzła przez okno do swojego pokoju. Było za późno wy wemknąć się do domu frontowymi drzwiami.
Co prawda Naveed z pewnością poszedł już do pracy, ale Marisa była w domu. W końcu zajmowała się szyciem.

Nastolatka natychmiast zabrała się za pakowanie swoich nielicznych ubrań, do starego worka, który często zabierała na wyprawy do lasu.
Szlochając najciszej, jak mogła, w pośpiechu wpychała swoje rzeczy do sakwy, gdy nagle obróciła się w stronę niedużej szafki i jej spojrzanie padło na szkatułkę, którą dała jej Marisa.
Niepewnie zbliżyła się do pudełka i wzięła je. Uchyliła wieko, chcąc spojrzeć na skryte w nim śnieżne pióro.
Po namyśle wolną ręką podniosła lotkę i przyjrzała jej się.

Nagle serce jej zamarło w bezruchu, a oczy zbladły znacznie.
Shanirę ogarnął nieprzyjemny chłód. Zdawało jej się, że czuje jak zalewa ją lodowaty deszcz. Słyszała szum wody, spływającej w rynnach i grzmoty burzy.
Prócz tego słyszała jeszcze czyjś ciężki oddech. A na koniec łagodny, pełen łagodności i miłości, kobiecy głos.
"Żegnaj, Astaroth". Te dwa słowa zabrzmiały jej w głowie, tak głośno i wyraźnie, że poczuła silny ucisk.

Shanira łapczywie wciągnęła powietrze do płuc, odruchowo upuszczając szkatułkę. Chwyciła się za serce, które znów zaczęło bić.
Sapała ciężko. Czuła, że opuszczają ją siły i nie jest w stanie już utrzymać się na nogach.
Opadła na podłogę. Starała się głęboko oddychać i jak najszybciej się uspokoić.

Nagle usłyszała kroki. W popłochu skryła worek z ubraniami pod łóżkiem i zabrała się za zbieranie szkatułki.
Sekundę później do pokoju wpadła Marisa.

- Gdzie byłaś?

Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie patrzyła Marisie w oczy.
Skupiła się na pudełku, które upuściła.

- Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? - rzekła Marisa, kucając przy Shanirze - Przepadłaś, jak kamień w wodę na cały dzień i noc... Gdzieś ty była?

- Nie ważne...

- Shaniro... - Marisa pogłaskała dziewczynę po głowie. - Co się z tobą dzieje?

Dziewczyna niepewnie łypnęła na Marisę, po czym znów skupiła się na podłodze i na szkatułce.
Z jednej strony chciała wszystko powiedzieć Marisie, ale wiedziała, że i tak jej nie uwierzy.

- Martwię się o ciebie...

- Nie potrzebnie.

Marisa westchnęła zrezygnowana, wstając.

- Dziś twoja kolej na pranie - powiedziała zrezygnowana, po czym zniknęła za firaną.

Shanira łypnęła na torbę, schowaną pod łóżkiem.
Ciągle po głowie chodziły jej słowa Vagirio. Myślała o tym, przed czym go przestrzegał. Jednak...
Postanowiła zaryzykować. Stwierdziła, że nie może tego zrobić Marisie i Naveed'owi.
Wzięła się w garść, po czym wstała i opuściła pokój.
Czym prędzej przemknęła przez chatę i zgarnęła kosz z ubraniami, które musiała wyszorować.

Próbowała nie myśleć o Vagirio. Powstrzymując łzy, udała się do serca wioski. Tam znajdowała się duża fontanna, gdzie tutejsze gospodynie robiły pranie.

Shanira, liczyła, że uda jej się uniknąć ciekawskich spojrzeń. Przeliczyła się.
Niemal natychmiast obecne przy fontannie niewiasty, skupiły na niej.
Srebrnowłosa wrzuciła część ubrań do wody i zabrała się za pranie.

Jednak nie była w stanie się skupić.
Nie umknęły jej uwadze te ciekawskie spojrzenia panienek. Słyszała ich chichot. Po chwili jej słuch wyostrzył się na tyle, że była w stanie zrozumieć też o czym rozmawiają. Mówiły o niej. Wyzywały ją od dziwadeł. Śmiały się.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now