59.

317 33 7
                                    

- To miała być nauka latania, a nie wspinaczki - sapnęła Astaroth, zmęczona już dość długim wdrapywaniem po wysokiej sosnie.

Nagle zaczęła się osuwać po pniu. Rimmone ją chwycił, nim zdążyła spaść.

- Użyj pazurów, ptaszyno - rzekł łagodnie.

- Czemu tu włazimy?

- Najłatwiej się startuje, skacząc z dużej wysokości.

- Masz to samo podejście co Vagirio.

- Wiem. Bo to on uczył mnie latać.

- Naprawdę?

- Mój ojciec nie miał skrzydeł, więc ktoś musiał mi pomóc - Wskazał głową w stronę szczytu sosny. - No dalej. Zanim nas świt zastanie.

- Dopiero słońce zaszło.

- W tym tempie, to do rana się tam nie wdrapiemy - Uśmiechnął się zadziornie.

Astaroth spojrzała na swoją dłoń. Paznokcie zmieniły się w ostre pazury, zdolne zadać głębokie rany.

- Utrzymają mnie? - spytała - Nie złamią się?

- Pazury demona nie mają prawa od tak się złamać. Przecież służą do walki i również do wspinaczki. Zresztą nie martw się. W razie czego cię złapię.

Astaroth niepewnie wbiła paznokcie w korę drzewa i zaczęła się powoli wspinać. Gdy lekko się osunęła, niemal natychmiast poczuła na plecach dłoń Rimmone'a.
Kiedy w końcu wspięli się na grubą gałąź, Astaroth z lekkim lękiem spojrzała w dół. Mimowolnie mocniej wbiła pazury w drzewo.

- Nie ma się czego bać - Rimmone swobodnie stanął na gałęzi i lekko rozłożył skrzydła, by zachować równowagę.

Wyciągnął do niej rękę, by pomóc jej wstać. Astaroth chwyciła jego dłoń, po czym niepewnie się podniosła. Nie zaprotestowała, gdy ręka mieszańca spoczęła na jej boku, by mógł ją lepiej trzymać.
Patrzyła rozmarzonym wzrokiem na pokryty w mroku las i pierwsze gwiazdy oraz księżyc, który za kilka dni miał zniknąć na czas nowiu.

- To co? - Rimmone wyrwał ją z rozmyślań. - Lecimy?

Puścił ją, po czym zeskoczył z gałęzi. Rozłożył skrzydła i zaczął szybować wokół drzewa, na którym pozostała Astaroth. Dziewczyna patrzyła przez chwilę jak swobodnie sunie w powietrzu. Jego wielkie skrzydła były w pełni wyprostowane i jedynie co jakiś czas nimi poruszał, by utrzymać wysokość. Po chwili zawisł w powietrzu i rzucił jej oczekujące spojrzenie.

Astaroth znów spojrzała w stronę ziemi.

- Nie patrz w dół - rzekł zwracając na siebie jej uwagę - Nie martw się. Złapię cię, jeśli coś pójdzie nie tak.

Dziewczyna nieco rozłożyła skrzydła, szykując się do skoku. Wahała się przez dłuższą chwilę. W końcu wzięła głęboki wdech i skoczyła. Chciała zawisnąć w powietrzu jak Rimmone, więc szybko i chaotycznie machała skrzydłami, bojąc się że zacznie opafać. Przez to chwiała się niebezpiecznie.

- Spokojnie. Złap rytm. To muszą być zgrane, spokojne ruchy. Nie bój się, jeśli trochę opadniesz.

Astaroth walcząc ze swymi ponurymi wizjami upadku, starała się skorzystać z rady mieszańca. Jej skrzydła nareszcie zaczęły równo pracować i znacznie wolniej. Jednak przez to poczuła dziwny ból w plecach. Jej jeszcze nie wyćwiczone mięśnie właśnie dawały jej o sobie znać.

- A teraz pochyl się do przodu i leć przed siebie - rzekł Rimmone.

Zrobiła jak kazał, choć bała się tego braku gruntu pod stopami. Plecy i nogi miała mocno wyprostowane. Nawet kark i ręce trzymała sztywno. A to napięcie stawało się coraz większe, gdy co rusz patrzyła w dół w stronę koron drzew.

Dwa ObliczaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora