38.

353 36 21
                                    

Astaroth siedziała pod dużą jabłonią i patrzyła na powoli wschodzące słońce, wyłaniające się znad małego wodospadu.
Myślała o Szakurze, który omal jej nie dopadł. Dotarło do niej, że Belialowi zależy, by trafiła do Piekła. Tylko po co?

Podskoczyła zaskoczona gdy Rimmone ni z tego, ni z owego zeskoczył z jabłoni.

- Jak noga? - spytał, wlepiając spojrzenie w jeszcze czerwone rysy, na jej łydce.

- Już nie boli. Ale strasznie wolno się goi.

- Tak jest z ranami, zadanymi przez demony. Gorsze są tylko od anielskich oręży - Przysiadł obok niej, po czym dał jej zerwane jabłko. - Coś taka markotna, Asta? Martwisz się tymi szramami?

- Raczej tym, że Belial chce mnie dopaść - mruknęła, wlepiając spojrzenie w czerwone przebarwienie na owocu - Tylko dlaczego?

- A bo ja wiem? - Rimmone wepchnął ręce pod głowę. - Może dlatego, że jesteś jedynym takim mieszańcem i liczy, że pomożesz mu zrujnować Niebo? Nie mam pojęcia - Ziewnął. - Ale nie powinnaś się tym przejmować. Szansa, że któryś ze sługusów Beliala cię dopadnie jest marna. A sam się nie pofatyguje. Ponoć nie opuszcza Piekła.

- Ale ciągle nasyła na mnie demony...

- I co z tego? Każdy z nich będzie kończyć jak Szakur - Osunął się nieco i zamknął oczy.

Astaroth nie podzielała jego pewności. Miała przeczucie, że któregoś dnia szczęście się od nich odwróci, a wtedy Belial osiągnie swój cel.
Łypnęła na Rimmone'a, który zdążył już przysnąć. W końcu sama wygodnie oparła się o pień i zamknęła oczy, licząc, że gdy się ocknie wciąż będzie w tym samym miejscu.

●○●○●○●○

Astaroth nieco uniosła powieki, czując lekkie muśnięcie na dłoni. Serce podeszło jej do gardła, gdy dostrzegła młode stworzenie przypominające konia. Szybko się zorientowała, że była to Zmora, którą kiedyś widziała we wspomnieniach Vagirio.
Zwierzę jednak trochę się różniło, od postaci jaką przybrał niegdyś Vagirio.
Ta zmora również miała szorstką skórę, przez którą przebijały się kości, lecz jej barwa była zgniłozielona. Oczy były czarne i sprawiały wrażenie pustych.
Miał przeżedzoną, króciutką, ciemną grzywnę, a ogon jeszcze krótki, z rzadkim włosiem na końcu. Zęby były ostre, na wierzchu czaszki. Przednie kończyny były chudymi, na pozór kruchymi łapami zakończonymi szponami, zaś tylne końskimi kopytami.
Jednak największą różnicą był rozmiar. Ta Zmora była malutka i młodziutka. To było źrebię.

Astaroth poderwała głowę z ramienia Rimmone'a, czym ocuciła chłopaka i nieco wystraszyła Zmorę.

- O - Chłopak uśmiechnął się, dostrzegając źrebaka. - To Zmora.

- Wiem - Astaroth spojrzała nieufnie na zwierzę.

- To tylko młode - Rimmone wziął od niej jabłko, które próbowało zabrać źrebię. - Zresztą Zmory nie są groźne - Rzucił owoc w stronę stworzenia. - Chyba, że chodzi o obronę swoich małych.

- Nie wyglądają na przyjazne...

Nagle z oddali zabrzmiało upiorne rżenie. Mała Zmora chwyciła zębami nadgryzione już jabłko i pognała w stronę wezwania.

- Chodź - Rimmone poderwał się z miejsca i ruszył za Zmorą.

Astaroth nie była przekonana czy śledzenie Zmory to dobry pomysł. Mimo to ruszyła za Rimmonem.
Źrebię doprowadziło ich do stada.
Przyczaili się w bezpiecznej odległości i zaczęli się przyglądać Zmorom, które właśnie leniwie snuły się między drzewami, szukając pożywienia.
Po chwili jedno ze stworzeń przywlokło coś ciężkiego.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now