85.

287 25 27
                                    

- Nareszcie - sapnął Vagirio, wychodząc z lasu - W końcu w domu.

W końcu dotarli do celu ich podróży. Melmore. Zrujnowane miasto niemal wcale się nie zmieniło, przez długie lata nieobecności Vagirio. Jedynie mocniej zarosło trawą i mchem. 
Miasteczko wyglądało tak, jak we wspomnieniach, które Astaroth miała okazję zobaczyć. Kilka rzędów zniszczonych domów, dość szerokie brukowane lub piaskowe ścieżki i wyrastający nad miastem zrujnowany zamek. Oto Melmore. Chwilowo, ich nowy dom.
Vagirio ruszył w stronę zamku, a za nim ruszyli nastolatkowie. Było cicho i spokojnie. Ku zdziwieniu Vagirio, żaden inny demon nie zajął jego terytorium. Nagle błogą ciszę przerwały głośne ryki, czasem przypominające krzyki. Co chwila brzmiał też gadzi syk.

- Co to było? - szepnęła Astaroth.

- Spokojnie - odparł jej ojciec, rozpoznając te dźwięki.

Zza jednej ze ścian wyłoniła się nagle paszcza jakiegoś stworzenia. Czarną skórę zdobiły jaskrawe, zielone oraz białe plamy. Na czubku głowy znajdowały się drobne włoski, które zadrżały lekko, gdy stwór zamruczał cicho, przyglądając się przybyszom z błyskiem ciekawości w żółtych ślepiach. Wystające zęby były zakrzywione, przez co przypominały haki. 
Po chwili zza muru wyjrzała kolejna paszcza. Tym razem o niebieskiej barwie, zdobionej przez białe i czarne pręgi.

- To Kosiarze - rzekł Vagirio, zbliżając się do miejsca, gdzie znajdowały się stwory.

W miejscu, gdzie niegdyś stała chata, znajdowało się znacznie więcej tych piekielnych stworów. Siedziały blisko siebie, przez co ich barwne skóry wręcz dezorientowały. Nie miały łap, jedynie duże skrzydła, na których się wspierały. Poruszając się po lądzie, ciągnęły za sobą tułów i długi ogon, zakończony przypominającym płetwy sterem. Kosiarz, którego dostrzegli jako pierwszego, sycząc głośno, wyszedł Vagirio naprzeciw. Znów zasyczał, otwierając paszczę i wyszczerzając zębiska oraz drugi rząd kłów, który wysunął się nagle z miękkiego podniebienia. 

- Wynocha! - ryknął Vagirio - Won!

Kosiarze z krzykiem poderwały się do lotu, ukazując swe imponujące rozmiary. Łopot ich wielkich skrzydeł, był tak potężny, że przypominał zbliżającą się burzę. Podniósł się kurz, gdy stworzenia uciekły.

- Spokojnie - rzekł Vagirio, widząc, jak Astaroth patrzy nieufnie na odlatujące stwory - Nie są groźne. Chyba, że się je zmusi do pojedynku. Wtedy zrobią wszytko, aby rozszarpać rywala na strzępy.

Znów ruszył w stronę zamku. Tym razem już nic nie zakłócało błogiego spokoju. Nie natknęli się więcej na żadne stworzenie, ani na nieproszonego gościa. Byli sami.
Weszli między mury starego zamku. Vagirio nagle zaczął rozkopywać ziemię na środku dużego pomieszczenia w którym stali. Jego pazury bez problemu rozszarpywały twardą, ubitą przez lata ziemię. Po chwili szpony zaryły głośno o deskę. Demon wygrzebał z ziemi dużą klapę. Dźwignął ją, ukazując zejście.

- Tu przeniosłem wszystko co ocalało z pożaru i nadaje się jeszcze do użytku - rzekł Vagirio, po czym wskoczył w ciemności.

Astaroth spojrzała na Rimmone'a, który wskazał ręką na mroczną dziurę, jakby chciał powiedzieć przy tym słynne "panie przodem".
Dziewczyna wskoczyła prosto do sporej piwnicy, w której dawno temu składowano zapasy i broń. Teraz po żywności nie było nawet śladu, a zniszczone przez czas ostrza leżały po lewej stronie pomieszczenia, zebrane w duży stos. Pod murami, w licznych stosach stały pudła, pełne ubrań i drobnych przedmiotów codziennego użytku.
Na wprost wejścia pod ścianą znajdowało się posłanie, zrobione ze skór, kocy i poduszek, które jakimś cudem przetrwały pożar.
Po prawej stronie stał stary regał. Niegdyś zapełniony słojami z konfiturami lub butelkami z winem, teraz tworzył skromną bibliotekę.
Wszystko oświetliła pochodnia, którą Vagirio rozpalił swym ognistym oddechem.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now