Może mi się uda zmienić nos w świński ryjek.

2.2K 148 15
                                    

Po miesiącu w końcu nastały walentynki. Najmłodsze roczniki nie obchodziły tego święta, nie widziały powodu. Cieszyły się tylko z dodatkowego dnia, w którym nauczyciele mieli lepsze humory oraz nowych potraw, które mogli skosztować w Wielkiej Sali.

- Masz trening w taki ziąb?-zdziwiła się brunetka.-To jest nienormalne, Ad.
- Jest już po lekcjach, a w dodatku to nie ja ustalam te treningi. Niby nie muszę być na każdym, ale wolę znać taktyki, Ti-uśmiechnął się ciemnowłosy, gdy szli na obiad.
- Ale i tak uważam, że to nie jest dobry pomysł. Wszyscy się zziajacie, a potem będziecie robić wycieczki do skrzydła, by pani Pomfrey pomogła wam z przeziębieniem-stwierdziła Black, nalewając sobie soku z dyni.
- A co ty będziesz robić, co?-spytał Pucey, chcąc zmienić temat.
- Pójdę do biblioteki. Muszę się pouczyć do zielarstwa, bo nic z tego nie ogarniam.
- Jesteś ciekawym przypadkiem, Black. Perfekcyjnie znasz zastosowanie najdziwniejszych składników używanych w eliksirach, a nie radzisz sobie z zielarstwem-zaśmiał się ślizgon.
- Oh, zamknij się-dziewczynka szturchnęła przyjaciela w ramię, mając na twarzy uśmiech.

W tym samym czasie dwóch gryfonów siedziało przy swoim stole, czekając na przylot sów, które tego dnia miały pojawić się podczas drugiego posiłku.

- Myślisz, że to zadziała?-spytał rudzielec.
- Nie mam pojęcia, George. Ale jeśli nie, będziemy musieli wymyślić coś innego-odparł drugi z bliźniaków.
- Co wy znowu kombinujecie?-jeden z ich starszych braci zmarszczył brwi, wiedząc że nic dobrego nie może wyjść z planów tej dwójki.
- Nic ciekawego, Charlie-gryfoni uśmiechnęli się w tym samym momencie, a ich trzej bracia westchnęli cierpiętniczo.

Dwoje piegowatych pierwszoroczniaków wymieniło spojrzenia, by po chwili, w tym samym czasie, zwrócić wzrok w kierunku stołu ślizgonów. Fred spojrzał na zegarek, znajdujący się na nadgarstku Billa, by sprawdzić godzinę. Punktualnie o szesnastej do Wielkiej Sali zaczęły wlatywać sowy. Większość z nich rozdawało jakieś słodycze z okazji święta zakochanych uczniom ze wszystkich domów oraz w każdym wieku.

Przed Tianą wylądowała sowa, z której korzystał Remus. Wilkołak wysłał jej pocztą krótki list z życzeniami oraz dwie tabliczki czekolady z Miodowego Królestwa, które dziewczynka tak bardzo lubiła.

Draco napisał jej o liście rzeczy, które już zdążył zaplanować do zrobienia w czasie trwania wspólnych wakacji. Na większości pozycji był Quidditch, więc dziewczyna musiała pokazać tą wiadomość Adrianowi, który zaśmiał się cicho, gdy go przeczytał.

Pucey dostał praliny z gruszkami w słodkim syropie oraz musy-świstusy od swojego ojca i macochy. Ku zdziwieniu jedenastolatki, brunet nie otworzył żadnego ze słodyczy, lecz schowaj je do torby wraz z krótkim liścikiem. Jednak zanim zielonooka zdążyła powiedzieć choćby słowo, przed nią usiadła następna sowa, którą rozpoznawała ze szkolnej sowiarni.

- Od kogo to?-spytał Adrian.
- Nie mam pojęcia-odparła ślizgonka, marszcząc brwi.

Ptak odleciał, zostawiając na stole małe pudełko z czekoladkami oraz list. Dziewczynka sięgnęła po skrawek pergaminu, widząc że został wyrwany z podręcznika od eliksirów. Na odwrocie kartki znajdował się tekst o przeżuwaczach oraz rysunek bezoaru.

- I co? Już wiesz?
- Jeszcze nie przeczytałam, ale to musiał być ktoś z naszego rocznika, Ad. Sowa była szkolna, a to-podniosła kartkę nieco wyżej-jest z jednego z naszych podręczników.
- Masz adoratora?-zaśmiał się Pucey, a Tiana wywróciła oczami, zaczynając czytać tekst zapisany niechlujnym, koślawym pismem.

"Szczęśliwego Walentego, Black.

Mamy dla ciebie mały prezent, który dajemy ci z wielką nadzieją na to, że powiesz nam co wiesz o Huncwotach.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz