Epilog.

362 56 23
                                    

⊰Barcelona, listopad 2004r.⊱

   Słońce leniwie zachodziło za połaciami turkusowej płachty wody. Morska, słona bryza rozwiewała i równocześnie zlepiała włosy. Gorące powietrze nie dawało wytchnienia nawet wieczorem. Było upalnie nawet gdy znikające za horyzontem słońce, pociągało za sobą niebo upstrzone gwiazdami i rozjaśniane poprzez srebrzysty księżyc.
   Ciemnowłosa wiedźma siedziała na werandzie eleganckiego, śródziemnomorskiego dworku. Budynek był niesamowity. Piwnica, parter, pierwsze piętro, strych ze ściętymi sufitami... Wszystko bardzo przestronne i uporządkowane. Zapełnione przez wspomnienia przeszłości oraz oczekujące na nowości. W holu znajdowała się wielka, wystawna klatka schodowa, a nad głównymi schodami można było odnaleźć herb z łbem wilka.
   „La manada cuida de cada lobo” – właśnie to dało się wyczytać ze złotej wstęgi tuż pod herbem.
   Zaledwie kilka kroków w przód, a bose stopy czarownicy znalazłyby się na mięciutkim, złotawym piasku. Właśnie to było gigantycznym plusem posiadania dworku tuż przy plaży.
   Kobieta huśtała się delikatnie w bujanym fotelu, trzymając książkę opartą na brzuchu. Leniwymi ruchami dłoni przesuwała stronice czytanego tomiszcza, czując jak delikatny wiatr smaga jej opaloną twarz. Uśmiechała się pod nosem, kompletnie ignorując wstąpienie księżycowej pełni na wieczorną płachtę nieba. Jej zielone oczy automatycznie zajaśniały złotym blaskiem. Jednak po tylu latach życia właśnie w taki sposób, dwudziestosześcioletniej brunetce wystarczyło dwa razy zamrugać, by zniweczyć wpływ pełni na jej organizm.

– Paellę ci niosę.

   Tiana odwróciła głowę, patrząc w kierunku głosu. Uśmiechnęła się promiennie, obserwując jak czarodziej o skórze opalonej na brąz stawia kroki w jej kierunku. W dłoniach trzymał dwa talerze ze wspomnianym daniem. Czarownica już z daleka czuła ten zapach. Zapach, który nigdy się jej nie nudził.
   Czarnowłosy mężczyzna położył naczynia na stole, przywołując sztućce z kuchni. W jego złoto-brązowych oczach widać było radosne iskierki, które zakrywały pojedyncze loki opadające na jego czoło.

– Babcia kazała przypilnować, że zjesz cały talerz-powiedział, siadając tuż obok kuzynki.-A najlepiej dwa.
– Iria ją gotowała?

   Carlos uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową. Iria niegdyś uwielbiała gotować, zwłaszcza paellę. Jednak wiek jej już na to nie pozwalał. Stała się zrzędliwą staruszką. Chociaż jeśli wierzyć całej rodzinie – Iria od zawsze była zrzędliwa. Jednak teraz nie potrafiła nawet samodzielnie chodzić. Sypała się na oczach wszystkich dookoła. Nikogo to nie dziwiło. Miała już dobrze ponad sto lat.

– Papa-odparł czarodziej, obserwując jak ostatnie promienie słońca powoli znikają za horyzontem.
– No, jeżeli to faktycznie paella autorstwa tio Romulus, może faktycznie wcisnę te dwa talerze-odparła Tiana, a Carlos się zaśmiał.
– Hej! Wara ci od mojej porcji i porcelany!-odparł, a brunetka parsknęła śmiechem.-No dobra... Porcję może i ci oddam. W końcu jesz teraz za dwóch, co?

   Mina czarownicy wyraźnie spochmurniała. Cieszyła się, że w końcu mogła poznać rodzinę Carlosa i Esmeraldy. Cieszyła się, że w końcu mogła poznać swoją rodzinę. Ich zwyczaje, tradycje, sposób życia...
   Ale wyjazd z Londynu nie był spowodowany wyłącznie chęcią zapoznania się z przeszłością.
   Zamknęła książkę i położyła dłonie na brzuchu. Czwarty miesiąc w Barcelonie. Czwarty miesiąc ciąży...
   Życie po wojnie naprawdę wszystkich rozpieszczało. Lucas i Jake podróżowali po świecie. Pansy wprowadziła się do Venus, a Harry do Draco. Adrian wydał książkę o magicznych stworzeniach, które Salamander pominął w swoich dziennikach. Malina oficjalnie została dyrektorką szkoły Bazylego. Jagoda została panią Weasley, a Percy startował na wiceministra magii. Bella, która całkowicie odzyskała zmysły, siedziała z Leonidasem w Atenach. Ukrywała się przed wściekłą tłuszczą, która chciała – według średniowiecznego zwyczaju – spalić ją na stosie.
   Wszyscy byli po upragnionych ślubach. No, może poza Tianą. Ale wszystko szło dobrze! Haruki i Davi? Idealnie sprawowali rolę opiekunów wszystkich hybryd w zamku Morgany.
   Wszystko szło dobrze...
   Przynajmniej do momentu wykonania testu ciążowego.
   Carlos spojrzał na kuzynkę, rozumiejąc jej rozterkę. No, nie do końca rozumiejąc. Ale przynajmniej jakoś próbował.

– Wie o dziecku?-spytał delikatnie.-Powinien wiedzieć dlaczego tak nagle wyjechałaś.
– Dowie się po porodzie-czarownica odparła bezemocjonalnym tonem.
– Dlaczego nie chcesz nam powiedzieć kim on jest?
– On nie jest w tym momencie ważny... Ma swoje życie. Nie będę mu go odbierać-westchnęła.-Tylko kilka osób wie kto jest ojcem. Nie zrozum mnie źle, Carlos. Ale głowa rodu Black w pozamałżeńskiej ciąży...
– Rozumiem-mruknął.

   I naprawdę rozumiał. Black'owie byli tak samo wysoko usytuowaną rodziną jak Rodriguez'owie. Różnicą był wyłącznie kraj ich pochodzenia. Jeżeli tylko udawało się ominąć prasę i plotki, jeżeli udawało się je odroczyć, korzystało się z tej możliwości tak długo jak tylko się dało.

– Jedz, Ana-powiedział, chcąc zmienić temat.-Zimne będzie niedobre. A musisz też nakarmić tego małego czarodzieja, który w tobie siedzi-dodał, wywołując mały uśmiech na twarzy kuzynki.
– Czarownicy-odparła, sięgając po talerz.-Czuję, że to będzie córka, Car.
– Przekonamy się w kwietniu, co Ana? Stawiam tomik poezji Machado, że to jednak chłopiec.
– Rozumiem, że mam postawić to samo, si?-zaśmiała się brunetka, a jej kuzyn skinął głową.-Vale. Zobaczymy w kwietniu, Car.
– A jeżeli faktycznie to będzie córka?-spytał nagle.-Jak ją nazwiesz?

   Tiana siedziała chwilę w ciszy. Carlos doskonale wiedział, że miała już wybrane imię. W końcu zbyt długo siedziała rozmyślając na ten temat.

– Ascella. Ascella Carmen...
_________________________________________________

PODZIĘKOWANIA

Dobiegliśmy końca, wojna już dawno za nami. Tak naprawdę ta książka powstawała przez prawie cztery lata (z mniejszymi lub większymi przerwami). Dorastałam razem z nią, a postacie dorastały razem ze mną.

Chciałabym bardzo podziękować za odzew pod tą książką. Naprawdę nigdy nie sądziłam, że wypociny szesnasto-, siedemnasto-, osiemnasto- czy dziewiętnastolatki zgarną takie zasięgi na wattpadzie.

Nie wiem czy napiszę drugą część o Ascelli i jej rodzeństwie/rodzinie/perypetiach, choć zamysł oczywiście posiadam. Ten epilog posiada kilka tajemniczy które zapewne rozwiązałby się w kolejnej książce. Jednak teraz muszę się skupić na maturach i na wizji mojej przyszłości. Rozdziały będą się pojawiać, ale w tych książkach, które faktycznie od jakiegoś czasu figurują na moim profilu (tj. „Deszczowy busz” lub „Dla naszego dobra”).

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za czytanie, komentowanie i pozostawianie serduszek pod rozdziałami. Widzimy się w innych książkach <3

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz