Początek końca

338 45 14
                                    

– Bawisz się magią, której nie znasz, Draco!

   Narcyza dreptała w te i we wte po pokoju syna. Malfoy Manor nie było bezpiecznym miejscem. Z resztą nigdzie nie było bezpiecznie. Jedynym azylem w tym wielkim dworze faktycznie można było nazywać sypialnie domowników.

– Ty też poczułaś, że Tiana żyje-stwierdził blondyn.

   Siedział na łóżku, opierając dłonie za swoimi plecami na zielonej narzucie. Obserwował matkę, która od razu po przekroczeniu przez niego progu domu, zdała sobie sprawę z tego jakich zaklęć użył jego syn. Blizna na dłoni mówiła wiele. Jednak tylko Black'owie potrafili odwzorować dokładny sposób w jaki powstała.

– Tak...-westchnęła kobieta, siadając obok syna.-Poczułyśmy.
– Poczułyśmy?
– Draco...

   Dłoń Narcyzy spoczęła na jego włosach. Przejechała po nich kilka razy, by w końcu znaleźć się na ramieniu. Draco złapał za rękę matki i pocałował jej wierz.

– Ty i Tiana... Wasze pokłady magii są gigantyczne-oznajmiła.-Widziałam to kiedy byliście dziećmi i zdecydowanie mnie to przerażało. Sięgacie niemalże takiej potęgi magicznej co Castor i Adara. Fakt, że nie tylko ty czułeś, że Tiana żyje... Nawet ty nie powinieneś tego doświadczyć, a co dopiero cała nasza czwórka. To tak jakby wasze magiczne potencjały się złączyły, pozwalając wszystkim z rodziny wyczuć to, co sam czułeś.
– Czwórka?-zdziwił się.-Rozmawiałaś z Andromedą!?
– Rozmawiałam.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Byłeś w szkole i miałeś zająć się nauką. Nie chciałam...
– Nauką!?

   Ślizgon był wyraźnie oburzony tym, co usłyszał. Wstał z łóżka i spiorunował matkę wzrokiem. Narcyza wiedziała, że źle ubrała to w słowa z ale nie było już odwrotu.

– Od tego fałszywego pogrzebu nie robiłem nic poza myśleniem o mojej siostrze! O tym gdzie jest!? Czy jest bezpieczna!? Robiłem WSZYSTKO, żeby ją odnaleźć!
– I jak ci to wyszło?-spytała spokojnie kobieta, a Draco westchnął.-Odnajdzie się. Jestem tego pewna. Ale naprawdę musisz się teraz skupić na czymś innym, bo to cię wykończy.
– Szukałaś jej?-spytał, z powrotem siadając na łóżku.
– Też jej nie znalazłam.

   Przez chwilę panowała cisza. Każde pogrążone było we własnych myślach. Aż nagle magia w całym dworze zafalowała i załaskotała skórę każdego domownika.
   Pyknęło, błysnęło i w sypialni pojawił się jeden z domowych skrzatów. Draco uśmiechnął się, widząc stworzonko. Miotełka zawsze była przypisana Tianie, a kiedy brunetka zamieszkała na Grimmauld Place, stworek dostał trochę wolności.

– Pani Narcyzo!-pisnęła skrzatka.-Pani Narcyzo, ludzie przy bramie!
– Ludzie?
– Tak, pani Narcyzo. Miotełka sprawdziła. Miotełka poszła. Ale Miotełka nie wie czy może ich wpuścić.
– Draco...-zaczęła kobieta, jednak ten pokręcił głową.
– Dopóki się nie odnajdzie i tak nic nie zrobimy.

   Narcyza nachyliła się nad synem i pocałowała go w czoło. Draco patrzył jak kobieta łapie skrzatkę za dłoń, by zniknąć z cichym pyknięciem.
   Blondyn odczekał chwilę i sam się deportował. Jednak nie stanął przy bramie, a w lochach dworu. Mrok ogarniał całą piwnicę, jednak przez te kilka dni wolnego od szkoły z okazji świąt wielkanocnych - dla większości czystokrwistych były to obchody Ostary - zdołał się już przyzwyczaić do tego miejsca.

– Kto przyszedł?-rozległ się głos jakiegoś zmęczonego staruszka.
– To ja, panie Ollivander.
– Oh, jak dobrze. Młody pan Malfoy. Merlinowi niech będą dzięki.
– Draco? To na pewno ty?-nagle dało się usłyszeć delikatny, melodyjny głos. Draco podszedł bliżej krat.
– Tak, Luna. To ja-odparł, uśmiechając się smutno.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz