Ananas

661 79 1
                                    

– Tiana, wstawaj! No wstawaj! No chodź!
– Draco… Daj mi spokój…
– No dalej! Wstawaj, no wstawaj!

   Brunetka otworzyła oczy, widząc srebrną taflę dwóch okrągłych luster, na które opadały śnieżnobiałe włosy tuż przy swojej twarzy. Draco wdrapał się na jej łóżko i teraz skakał po nim z uśmiechem na twarzy. Ten cudowny, żywiołowy, rozrabiaka… Kochany pięcioletni urwis.

– Daj mi spokój…-mruknęła brunetka.
– No dalej! Rodziców nie ma! Zostaliśmy sami i możemy robić co chcemy! No chodź! Tian… Aaaa!

   Black otworzyła oczy, skupiając się na powierzonym jej zadaniu. Wspomnienie Draco ze złamaną nogą nie pomoże jej w egzaminie.

   Tuż przed nią siedział Dumbledore, a Pomfrey stała z McGonagall gdzieś z boku sali szpitalnej, bacznie wszystko obserwując. Zaklęcie pomknęło z różdżki pielęgniarki prosto w dyrektora. Ten się zachwiał na krześle, by po chwili całą jego skóra stała się nabrzmiała. Puchł z każdą sekundą, aż w końcu wyglądał jak siwa, wielka dynia. Dyrektor sięgnął po flakonik z eliksirem, który stał tuż obok niego i wypił wszystko duszkiem. Na jego twarzy zaczęła pojawiać się wysypka, a on sam zaczął majaczyć.

– Czas… Start!-oznajmiła Pomfrey, gdy zegar wybił południe.

   Tiana popędziła do składziku. Nie miała bladego pojęcia, co mogłaby wziąć, żeby wyleczyć dyrektora. Dziewczyna wiedziała, że pielęgniarka wymyśliła chorobę z lekką pomocą McGonagall. Wyglądało to trochę jak smocza ospa, ale Dumbledore nie był zielony. No i nie kichał ogniem. W ogóle nie kichał! Ślizgonka stała tak przed półkami, szukając czegoś, o czym nawet nie wiedziała. Bo co mogłoby pomóc na coś takiego? Na jakąś nieznaną chorobę wywołaną zaklęciami i eliksirami?

– Pięć minut!-poinformowała Pomfrey.
– Merde!-syknęła Tiana, w dalszym ciągu skanując oczami wszystkie półki.-Samozawijające się bandaże, szkiele-wzo, dyptam…-szeptała pod nosem.-Na cholerę mi dyptam!? Eliksir pieprzowy, bezoar, eliksir wiggenowy… Chwila! Bezoar!

   Tiana chwyciła kamień oraz fiolkę z innym eliksirem, wybiegając z małego pomieszczonka. W sekundę znalazła się przy dyrektorze, którzy zaczynał robić się czerwony na twarzy. Jego szyja spuchła na tyle, że ledwo mógł oddychać. Jeszcze chwila, a mógłby wziąć ostatni oddech…

– Niech pan to zje, dyrektorze-powiedziała Black, wpychając starcowi kamień do ust.

   Mężczyzna przełknął go z trudem malującym mu się na twarzy. Nic się nie wydarzyło. Black stała i oczekiwała na jakąkolwiek poprawę. „Jeżeli nie wiesz co ci jest, najlepiej wziąć bezoar. Nie zaszkodzi, nawet jeśli nie pomoże” tak jej powiedział kiedyś wuj Lucjusz. Siedzieli wtedy z Draco w salonie, a mężczyzna pokazywał im eliksiry i antidota, o których warto pamiętać. Tiana pamiętała o czym wtedy myślała. Czy bezoar pomógłby w zniszczeniu mrocznego znaku na ramieniu jej wuja?

   Dumbledore nagle zaczął maleć. Powoli, jakby powietrze z niego zaczęło uchodzić. Kiedy mógł już wziąć spokojny oddech, zaczęła znikać wysypka. Black podała mu flakon, który trzymała i kazała wypić całość.

   Dyrektor wykonał polecenie. Usiadł wygodniej na krześle, odchylając głowę i masując swoje skronie. Tiana uważnie obserwowała starszego czarodzieja. Nie miała pewności, że wszystko zadziałało jak powinno. A nawet jeśli, nie miała pojęcia jakim cudem jej się udało.

   Chyba w słowach „głupi ma zawsze szczęście” było dużo prawdy.

– Koniec czasu!-oznajmiła Pomfrey, uśmiechając się lekko.

   Tiana odeszła od dyrektora, pozwalając pielęgniarce na prześwietlenie go zaklęciami. Stała tuż obok McGonagall, która przez cały czas trwania egzaminu nie ruszyła się ani na krok. Black wiedziała, że Pomfrey nie dałaby jej tak trudnego testu. Zapewne byłoby to tylko uleczenie złamanej ręki lub nogi. Ślizgonka była przekonana, że inwencja twórcza należała do wicedyrektorki. Była zła na Mcgongall. W końcu w skrzydle spędziła tylko rok! Jednak, oczywiście, każdy dba o swój dom. A najwyraźniej McGonagall wolała, by to gryfoni przechodzili swoje testy jak najlepiej. Nie ślizgoni.

– I jak?-spytała brunetka.
– Czuję się o wiele lepiej, niż po zaklęciu Poppy, panno Lupin-oznajmił dyrektor z uśmiechem.-Ja bym zaliczył.
– Ale ty nie jesteś medykiem, Albusie-odparła nauczycielka transmutacji.
– Jednak jestem dyrektorem, Minerwo-odgryzł się, mrugając do ślizgonki.
– Nie zmienia to faktu, że ocenę wystawie ja-oznajmiła Pomfrey, widząc kątem oka, że McGonagall chce coś odpowiedzieć.
– Pani Pomfrey?-spytała niepewnie brunetka.
– Zdałaś, Tiano-kobieta odparła z uśmiechem.-Jeszcze chwila, a ja musiałabym interweniować, ale udało ci się.
– Co to było? Co to za choroba?-dopytywała dziewczyna.
– Silna alergia-oznajmiła pielęgniarka.-Najlepszym rozwiązaniem byłby eliksir wzmacniający.
– Oh… Alergia? Działająca w taki sposób?-zdziwiła się.
– Można powiedzieć, że nie wszystkie owoce są dla mnie-zaśmiał się Dumbledore.-Mój dawny znajomy wręcz ubóstwia ananasa. W moim przypadku lepiej go unikać.
– Możesz już iść, Tiano-oznajmiła McGonagall.-Wyniki dostaniesz tak, jak wszyscy.

   Black spojrzała na pielęgniarkę, a kiedy ta skinęła jej głową, wyszła ze skrzydła. Ruszyła prosto do kuchni. Miała się tam spotkać z przyjaciółmi, gdy oni skończą swoje egzaminy. Miała jeszcze trochę czasu. Mogła przygotować dla każdego po kubku gorącej czekolady.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz