Dyptam

752 86 3
                                    

– Tea! Tea! Chodź tu, szybko!

   Szybkie kroki odbijały się echem. Ktoś biegł. A z tym kimś jeszcze dwie osoby. Głośne oddechy słychać było z daleka. Coś się stało.

– Carlos?-spytał damski głos.-Co…?
– Znalazłem go. Samego. Rozszczepionego. Nie wiem czy dam radę…-głos był roztrzęsiony, a słowa chaotyczne.
– Ja się nim zajmę. Idź odpocząć. Wyśpij się, rozumiesz?-spytała kobieta, a jej głos stał się ostry, gdy wypowiadała ostatnie słowo.

   Chłopak skinął głową, ruszając w kierunku kamiennych schodów.

– Żyj, Haruki. Dziesięć lat to nic w porównaniu z wiecznością… Fleur! Będziemy potrzebować dyptam! Najlepiej już!

   Następne kroki odbiły się od marmurowej posadzki. Kobieta została sama z dziesięciolatkiem ubranym w szkolny mundurek zaplamiony jego własną krwią. Trzymała go w ramionach, modląc się do Morgany, by wszystko było dobrze.

*'*

– Tiana, przynieś dyptam!-krzyknęła Madame Pomfrey.

   Brunetka pobiegła do składzika, wiedząc, że sytuacja nie była zbyt kolorowa. Na jednym z łóżek leżał ciemnoskóry chłopak z rocznika niżej. Tiana kojarzyła go z korytarzy. Chodził uśmiechnięty i zawsze był chętny do pomocy.

– Jest!-oznajmiła brunetka, podając fiolkę pielęgniarce.
– To zapiecze, panie Picquery.

   Black chwyciła chłopaka za dłoń, by po chwili poczuć jak przelewa na nią całą swoją siłę. W ustach miał prawie całe opakowanie karmelków, które miały go powstrzymać od przegryzienia sobie języka z bólu. Jednak niewiele to pomagało, skoro dłoń ślizgonki stała się blada jak ściana od jego uścisku.

– Wytrzymaj, mój drogi-powiedziała pielęgniarka.-Ty też…-dodała, widząc jak mocno krukon ściskał dłoń brunetki.
– Bywało gorzej-oznajmiła.
– To ja wiem-stwierdziła Pomfrey, patrząc prosto w zielone oczy.

   Obydwie myślały o pełniach. Nie tych, które polegały na spokojnym śnie. A o tych, w które czarownica rozrywała sobie skórę paznokciami.

   Jęk bólu wyrwał się z zalepionych słodyczami ust chłopaka, a jego dłoń jeszcze mocniej ścisnęła dłoń Tiany. Był cały rozpalony. Black czuła się tak, jakby trzymała za dłoń płomienie ognia.

   Nigdy nie myślała, że zobaczy rozszczepienie za pomocą źle wypowiedzianego zaklęcia na zajęciach z zielarstwa. Myliła się. I to tak porządnie.

– Ostatnie krople, panie Picquery. Niech pan wytrzyma.

   Głos pielęgniarki był opanowany. Pomagało to zarówno krukonowi, jak i Tianie. Czuła emocje chłopaka i nie mogła nic z tym zrobić. Tak wielki ból…

– Koniec!-oznajmiła Pomfrey.

   Chłopak natychmiastowo wypluł karmelki na tackę leżącą na stoliku nocnym. W jego czarnych oczach widać było niechęć.

– Nigdy więcej ich nie tknę-oznajmił obolałym głosem.
– Cieszę się, że humor dopisuje-odparła pielęgniarka.
– Jak się czujesz?-spytała Tiana.-Chcesz coś nasennego? Nie mogłyśmy ci nic podać w trakcie nakładania dyptamu, ale…
– Nie-przerwał.-Nic nie chcę. Dziękuję-powiedział, puszczając jej dłoń.

   Tiana skinęła głową, wstając na miękkich nogach z krzesła, na którym siedziała. Potrzebowała chwili ciszy. Chwili spokoju.

   Weszła do składzika, opierając swoje plecy o półki. Zjechała nimi aż na sam dół, podciągając nogi do klatki piersiowej. Jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiego bólu. Tak świeżego bólu. Trochę ją to dobiło, ale przynajmniej mogła jakoś ulżyć temu krukonowi. Nawet jeśli połamał jej kilka kości w dłoni.

– Szkiele-wzo… Szkiele-wzo…-mruczała pod nosem, skanując półki wzrokiem.

   Sięgnęła po odpowiedni falkon i przywołała do siebie kubek stojący na biurku. Nalała trochę, wypijając wszystko duszkiem. Skrzywiła się, czując okropny, choć znany smak i oparła głowę o półki.

– Jak się czujesz?-usłyszała tuż po skrzypnięciu drzwi.
– Jak czarownica z połamanymi knykciami-odparła i wzruszyła ramionami.-Powinny się zrosnąć w ciągu pół godziny. Wzięłam już szkiele-wzo.
– Pan Picquery ma dość mocny uścisk. Chyba warto to zapamiętać-stwierdziła Poppy, siadając obok uczennicy. Tiana zaśmiała się lekko.
– Śpi?-spytała brunetka.
– Wmusiłam w niego eliksir nasenny. Jeszcze by się biedak męczył ze swędzącymi ranami.
– Nie rozumiem jak można tak bardzo pomieszać zaklęcia, żeby doszło do… Do czegoś takiego-oznajmiła Black.
– Po tylu latach w szkole, opiece nad wilkołakiem, jego przyjaciółmi i likaoni już nic mnie nie zdziwi-odparła pielęgniarka.

   Tiana uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe jak często Huncwoci trafiali do Skrzydła.

   Ciekawe jak wielu ludzi na całym świecie codziennie potrzebuje pomocy z wypadkami tego lub innego rodzaju…

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz