Święta w Porthcurno

1.2K 104 6
                                    

– Adrian, nie baw się jedzeniem-oznajmił ciemnowłosy czarodziej, nawet nie podnosząc wzroku znad swojego talerza.
– Tak, tato…

   Sophia i Gabriel już dawno zjedli świąteczne śniadanie. Teraz słychać było ich głosy z salonu jak radośnie otwierali prezenty. Przy stole w jasnej, zdecydowanie eleganckiej, turkusowej jadalni oprócz Adriana zostały trzy osoby. Jego ojciec, który ubrał swoją najlepszą szatę wyjściową i ułożył swoje włosy jak na spotkanie z samym Ministrem. Ariana, która związała swoje blond pukle w długi warkocz opadający na jej czerwony sweter z białymi śnieżynkami i Bianca. Młodsza brunetka z grzywką nieco opadającą jej na oczy była kuzynką chłopaka. Córka Martiny mogła spokojnie spędzić święta u jej ojca w Wenecji, ale nie. Postanowiła przyjechać do Porthcurno.

   Teraz ta dziewięcioletnia czarownica z nosem pełnym piegów, siedziała odwrócona plecami do macochy chłopaka i rozmawiała z nią jak najęta, kiedy Collins zaplatała z jej włosów gęsty warkocz.

– Podobno Martina chce się przeprowadzić do Wielkiej Brytanii-powiedziała blondynka.
– Tak. Ma tutaj starych znajomych, a że za tatą nie przepada…-dziewięciolatka wzruszyła ramionami.-Kolegowała się z Xenofiliusem Lovegood'em.

   Pan Pucey wywrócił tylko oczami, pamiętając ich szkolne czasy. Ariana siedziała wiecznie uśmiechnięta, a Adrian mieszał widelcem na talerzu przykrytym pieczonym łososiem na jego grzankach.

– Nie znam go osobiście, ale pamiętam go ze szkoły. Trochę szalony. To ten typ osoby, którego nie obchodzą opinie innych.
– Poznałam go w zeszłym roku-Włoszka oznajmiła radośnie.-Ma córkę w moim wieku. Ją też poznałam. Jest super. Codziennie wysyłamy sobie listy i jesteśmy przyjaciółkami.
– To cudownie-oznajmiła Collins.
– Nie powinnaś przyjaźnić się z Pomyluną, Bia…-westchnął ślizgon, widząc pełne poparcie jego ojca.

   Brunetka momentalnie odwróciła się w kierunku kuzyna, a niedokończony warkocz momentalnie się rozpadł. Ciemne oczy zmierzyły go nienawistnym spojrzeniem, a z jej ust wydobyło się ciche prychnięcie.

– Za to ty powinieneś przemyśleć sprawę Tiany, kuzynie-odgryzła się.-Kto tak w ogóle mówi? Pomyluna? Upadłeś aż tak nisko?
– Skąd wiesz o…?
– Mama-oznajmiła triumfalnym tonem, widząc jak chłopak opuszcza głowę słysząc imię Black.-A co do Luny
– Bracia Derrick tak mówią. Spotkali ich kiedyś na Pokątnej-Adrian wywrócił oczami.
– Może powinieneś pokłócić się z nimi, co?
– Bia!
– Pokłócić?-spytał pan Pucey, patrząc na syna.
– Ja i Tiana… Nie odzywamy się do siebie-oznajmił, patrząc wściekle na zadowoloną kuzynkę.
– Adrianie, jej nazwisko…
– Henric, teraz nie jest najlepszy moment na rozmowy o tej waszej arystokracji-przerwała spokojnie blondynka, chociaż można było wyczuć lekkie zdenerwowanie w jej głosie.-O co poszło?
– W sumie już sam nie wiem… Naskoczyłem na nią, bo byłem zły i jakoś teraz…
– Jesteś jak twój ojciec-stwierdziła nagle rozbawiona kobieta.
– Przepraszam?-spytał Henric, unosząc brew w górę.-A co w tym takiego śmiesznego?
– Obydwoje jesteście zbyt uparci, żeby przyznać się do błędu. Jeżeli czujesz, że zawiniłeś, powinieneś przeprosić.

   Adrian się nie odezwał. Zawiesił tylko głowę, czym zdziwił nieco absolwentkę domu lwa. Spodziewała się jakiego przytyku skierowanego w jej stronę, albo niezbyt miłej odzywki. On nie powiedział nic.

– Mogę odejść?-spytał po chwili ciszy.
– Adrianie, przecież nic nie zjadłeś.
– Henric-kobieta popatrzyła na niego ostro.-Tak, możesz odejść.
– I nigdy nie wracać?-szepnęła Bianca.

   Po chwili zrobiła zdziwioną minę, widząc że i jej nic nie odpowiedział. Przecież zawsze się tak przekomarzali. Adrian wyszedł z pomieszczenia w całkowitej ciszy, a ona zmarszczyła brwi.

– Chyba faktycznie nie jest zbyt dobrze-stwierdziła Cremonesi.

   Młody Pucey wszedł na piętro, otwierając jedne z wielu drzwi w dworze. Jego oczom ukazał się bardzo znajomy pokój, w którym spędzał większość czasu. Wielkie okno, a obok wyjście na duży balkon, z którego widać było ośnieżony ogród rozpościerający się przez kilkanaście metrów i widok na zimne morze. Na jedno drzewo chłopak nie mógł patrzeć. Pod tym drzewem, potężnym bukiem, w którym zadomowiły się nieśmiałki, ostatni raz widział swoją matkę żywą. Teraz siedział w swoim pokoju o ścianach w odcieniu jasnej zieleni i ściskał turkusowy koc piknikowy, patrząc na morze. Zastanawiał się czy Tiana otworzyła prezent, który jej wysłał.

– Mogę?-usłyszał tuż po cichym zapukaniu do drzwi.

   Chłopak wzruszył tylko ramionami, siedząc na parapecie. Ariana rozejrzała się po pomieszczeniu, bo choć mieszkała w dworze od kilku lat, nigdy wcześniej nie dostała od chłopaka żadnego pozwolenia, by wejść do środka. Jasnozielone ściany i ciemne, drewniane podłogi. Duże łóżko z baldachimem po prawej, a naprzeciwko niego biurko i kilka komód oraz wejście do prywatnej łazienki chłopaka. Przy łóżku jego szkolny kufer i miotła, a niedaleko okna kilka półek na różnych wysokościach. Na każdej z nich stało coś związanego z Quidditchem. Czy jakieś zdjęcie, figurka jednego z graczy czy stary bilet wstępu na jakiś mecz.

– Ładnie tu masz-powiedziała, rozglądając się dookoła.
– Mama go ze mną dekorowała-usłyszała, a głos ślizgona był na tyle cichy, że zrobiło jej się go żal.
– Nadal masz mi za złe, że tu mieszkam? Że wyszłam za twojego ojca?-spytała, podchodząc bliżej i stając w wielkim oknie balkonowym, patrząc na płatki śniegu opadające bezwładnie na ziemię.
– Kiedyś…-chłopak przełknął ślinę i spojrzał na kobietę.-Kiedyś tak. Teraz… Teraz już sam nie wiem. Jesteś dla mnie taka miła, a ja… Ja zrobiłem to samo z Tianą-westchnął, odwracając szybko głowę.-Mam dosyć obwiniania cię, wiesz?
– Przykro mi, Adrian-powiedziała spokojnie.-Wiem co czujesz. Sophia i Gabriel stracili ojca przez powikłania związane z klątwą. Tak samo jak ty straciłeś Mirandę.
– Nigdy o nim nie mówiłaś-stwierdził ślizgon.
– Nigdy nie chciałeś mnie słuchać.
– Zawsze słuchałem, ale raczej…
– Tego nie pokazywałeś-uśmiechnęła się, siadając obok niego.-Carter też był gryfonem jak ja. Był mugolakiem. Miał starszego brata, który zginął w walce. Tak jak on chciał należeć do Zakonu Feniksa.
– Ciocia Martina tam należała.
– Dlatego pewnie znała Christiana. On i mój mąż byli ze sobą bardzo zżyci, nawet jeśli Christian był starszy od Cartera o siedem lat. Christian uczył nawet w Hogwarcie przez jeden rok i przygotowywał nas do SUMÓW. Byli mugolakami, więc ta wojna najbardziej odcisnęła się na nich.
– Ale ty też jesteś…
– Jestem, racja. Ale ja starałam się nie wychylać. Pomimo tego, że byłam w Gryffindorze, jestem naprawdę wielkim tchórzem. Wystarczy, że jakiś konik polny na mnie skoczy, a już piszczę ze strachu-zaśmiała się i ucieszyło ją, kiedy chłopak uśmiechnął się radośnie.-Lepiej?
– Tak. Cóż… Dziękuję. I przepraszam za te wszystkie lata.
– Nic nie szkodzi-odparła z uśmiechem.-Zapomnijmy o tym i… Co powiesz na małą wycieczkę? Tylko musimy zabrać Biancę, bo zamęczy mi bliźniaki.

   Adrian parsknął śmiechem i pokiwał głową. Tiana miała rację, Ariana była miła. Była najmilszą dorosłą osobą, jaką chłopak znał, a on dopiero teraz zaczął to zauważać.
_______________________________________

Na górze (w mediach) macie zdjęcie jednej z aktorek (Sujaya Dasgupta). Mniej więcej tak wyobrażam sobie starszą Biancę ;)

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz