Bitwa

340 43 10
                                    

OSTRZEŻENIE:
ROZDZIAŁ ZAWIERA WIELE BRUTALNYCH/KRWAWYCH/DRASTYCZNYCH SCEN

(występuje też trochę nawiązań do „Dla naszego dobra”)

_________________________________________________

   Nim Tiana zdołała zorientować się, że wylądowała w samym środku dziedzińca, musiała wytworzyć berierę, by nie trafiła w nią avada.
   Wojna dotarła do Hogwartu. Powinna tu być wcześniej. Powinna była zrobić coś wcześniej.

– Black?-rozległo się za jej plecami.
– Gdzie są ślizgoni, Brown?-spytała, odpychając zaklęcia Dołohowa i zadziwiając gryfonkę faktem, że nie potrzebowała do tego różdżki.
– McGonagall wygoniła ich do lochów. Merlinie, Fred myślał, że nie żyjesz!-krzyknęła, broniąc się przed Scabiorem i oszałamiając go naprawdę potężnym zaklęciem.
– W takim razie wstałam z martwych-mruknęła, posyłając imperio na Dołohowa.

   Brown pobiegła w stronę zamku, a Tiana nadal walczyła z Dołohowem, który dość dobrze radził sobie z wałką przeciwko jej zaklęciu.
   Musisz wykorzystywać to, co potrafisz...
   Lucjusz może i był kanalią, ale co racja to racja.
   Black nigdy nie sądziła, że nadejdzie moment, w którym faktycznie użyje wszystkich cech likaoni. Jej oczy zaczęły błyszczeć i świecić. Paznokcie stały się szponami, a palce wyglądały raczej jak przedłużenie pazurów. W ustach poczuła dwa ostre kły, które wystawały z górnego uzębienia.
    W tamtym momencie Dołohow nie miał szans. Uniósł swoją własną różdżkę w górę i wycelował avadę w samego siebie. Tiana opadła z chwilowego napływu sił. Słyszała świst zaklęcia, które mknęło w jej kierunku. Uniosła nawet dłoń, by się obronić.
   Jednak nie miała siły.
   Aż nagle ściana ognia stanęła tuż przed nią, chroniąc ją od śmierci. Brunetka spojrzała w górę, zauważając uradowaną Arrosę. Dziewczynka, która zarzekała się, że nie będzie używać ognia, jednak to zrobiła.

– Lupin!-krzyknął Haruki, pomagając jej wstać i pozwalając jej oprzeć się o niego.
– Czuję krew. Z każdej strony. Nie mogę porządnie myśleć. Co jeśli to ktoś z moich bliskich?-mówiła nerwowo.
– Musisz się uspokoić-powiedział nagle Davi, który pojawił się koło nich.-Wdech i wydech.
– Arrosa!-krzyknęła Galatea.-Patrz czy mają znaki na rękach!
– Vale, Gal!-odparła kilkulatka, powodując zajęcie się ubrań Scabiora.

    Arossa uśmiechnęła się promiennie i zaczęła przeskakiwać z nóżki na nóżkę, unicestwiając ogniem kolejne klątwy rzucane przez śmierciożerców.
   Kilkulatka na polu bitwy.

– Lepiej?-spytał Davi, patrząc na Tianę i, tak przy okazji, chodując wielką mandragorę na środku dziedzińca.
– Tak. Zdecydowanie-odparła brunetka, puszczając Haruki'ego.
– To radzę teraz zakryć uszy-oznajmił Japończyk.

   Tiana widziała tylko jak roślina zaczyna krzyczeć. Arrosa trzymała dłonie przy uszach. Tak samo wszyscy, którzy zrozumieli co ma się wydarzyć. Tylko Silva nie musiał tego robić. Był przyzwyczajony, odporny na magię roślin i zwierząt. Kiedy mandragora zaczęła krzyczeć, on jakby nigdy nic wystrzeliwał strzały ze swojego łuku. A piski i jęki tej rośliny były straszne nawet kiedy była to wyłącznie sadzonka. Co dopiero kwiat na cztery metry... Aż w końcu gigantyczna mandragora zniknęła, rozpływając się w płatki kwiatów. Pozostawiła kilku śmierciożerców w zasięgu dwóch metrów bez jakiegokolwiek znaku życia.

– Co wy tutaj robicie?-spytała Black, chowając pazury i patrząc na przyjaciół.-Czemu nie jesteście w zamku?
– Obraz Hogwartu pokazuje się tylko wtedy, kiedy to miejsce potrzebuje pomocy-oznajmiła Galatea.-A my zamierzaliśmy pomóc tobie.
– Ale...
– Żadne ale!-oburzyła się Sechet.-Możemy więcej, niż zwykli czarodzieje. Damy sobie radę.
– Idź poszukaj bliskich, Lupin-powiedział Haruki, kiwając dziewczynie głową.
– Dziękuję-odparła, biegnąc w stronę zamku.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz