Lá breithe shona duit!

701 81 10
                                    

– Lá breithe shona duit!

   Trójka przyjaciół stanęła nad łóżkiem Ceny, krzycząc wyuczone słowa. W rękach trzymali waniliowy tort z liczbą trzynaście namalowaną za pomocą błękitnej polewy. Adrian podpierał tort od dołu za pomocą jednej ręki, w drugiej trzymał dwie butelki kremowego. Lucas tak samo.

– Lá breithe shona duit!

   Powtórzyli, widząc, że krukonka nie kwapi się do wstania. Dopiero po chwili, gdy w końcu do niej dotarło w jakim języku mówią, wręcz zerwała się z posłania, patrząc na ich uśmiechnięte twarze.

– Wy? I irlandzki?-zdziwiła się.-Nawet nieźle, ale akcent macie tragiczny-dodała.

   Tiana zaśmiała się perliście. No tak, całą Venus. Tylko ona mogła tak dobrze mówić po irlandzku, nikt więcej.

– Dmuchaj świeczki i do roboty-powiedział Adrian, stawiając butelki na szafce nocnej i przytulając przyjaciółkę.-Za dwadzieścia minut mamy pierwszą lekcję.
– A nie możemy nie iść?
– To jest bardzo dobry pomysł!-oznajmił radośnie Lucas, który również odłożył butelki z piwem i przytulił blondynkę.
– Musimy iść-westchnęła Tiana.

   Brunetce bardzo nie pasował nauczyciel Obrony. Był dziwny. Wyczuwała w nim dwa różne zestawy emocji, które często były ze sobą sprzeczne. Cały czas wokół niego był strach, łączący się z niewyobrażalną wściekłością. Tak jakby miał dwie osobowości i jedna bała się drugiej.

– Przecież zagroził, że za jeszcze jedno zwianie z jego lekcji odejmie wszystkie punkty naszych domów-dodała.-Zbyt ciężko pracowaliśmy z Adrianem, żeby ślizgoni wyszli na prowadzenie.
– No tak… Głupi Quirell-bąknął McKinnon.
– Czy możemy to zostawić?-spytała Venus.-Wosk się roztapia.

   Wszyscy uśmiechnęli się lekko. Tort wylądował na kolanach blondynki, która odgarnęła włosy do tyłu i jednym, mocnym dmuchnięciem zgasiła wszystkie świeczki. Rozległy się delikatne brawa, a potem ciasto spoczęło obok butelek z kremowym.

*'*

– Profesor McGonagall?-zdziwili się uczniowie, widząc kobietę w klasie Quirella.
– Tak!-wykrzyknął Lucas.-Koniec mordęgi!
– Panie McKinnon!-oburzyła się czarownica, a chłopak udał niewiniątko.
– Pani profesor?

   Do klasy weszła następna grupa uczniów. Tiana odsunęła się od drzwi najdalej jak potrafiła. Wolała nie stać w bliskiej odległości z gryfonami. Zwłaszcza, że jeden z bliźniaków za bardzo jej się przyglądał.

– Witam spóźnialskich, panowie Weasley-oznajmiła surowo.-Dzisiaj zajęcia są odwołane-zwróciła się do całej grupy.-Profesor Quirell musiał pilnie wyjechać do Londynu i niestety nie ma go kto zastąpić.

   Szmery rozeszły się po całej klasie. Część była zadowolona, część wręcz przeciwnie. Jeden z bliźniaków oparł się plecami o ścianę, kompletnie nie wzruszony całą sytuacją. Wwiercał swój wzrok w plecy Tiany, a ona czuła coraz większe zagrożenie.

   Jakiś kawał?

   Coś zaraz wybuchnie?

   Może to sprawka rudzielców, że Quirell wyjechał?

– Możecie wszyscy odejść i przygotować się do swoich zajęć-zakończyła McGonagall.-Panno Black!-dodała nagle, wyraźnie sobie o czymś przypominając.-Na słówko.
– Tia?-spytał niepewnie Adrian.
– Idźcie. Dogonię was.
– Na pewno?-dopytywała Venus.
– Tak. Idźcie już, zaraz przyjdę.
– Wiesz gdzie nas znaleźć, Gwiazdeczko-Lucas mrugnął do niej w szelmowski sposób, a brunetka się uśmiechnęła.

   Klasa opustoszała. Zapanowała niemalże grobowa cisza. Black nie miała pojęcia czego się spodziewać.

– Podoba ci się Hogsmeade?-spytała McGonagall, opierając się plecami o blat biurka.
– Ostatnie wyjście było cudowne jak każde inne-odparła Tiana z uśmiechem.

   „Wygląda jak Syriusz, kiedy próbuje ukryć, że coś zmalowała…” pomyślała nauczycielka, uśmiechając się w duchu.

– Doprawdy? Przypomnisz mi, proszę, kiedy to było?
– Jakoś niedaleko walentynek.
– Czy nie leżałaś wtedy w skrzydle?

   Odpowiedziała jej cisza. Niema, głucha cisza.

– Cholera…-mruknęła ślizgonka, by po chwili unieść głowę i uśmiechnąć się niewinnie.-Ale to było wyjście moich przyjaciół. Wiem, że było fajnie z ich opowieści.
– Doskonale wiesz, że pytałam o twoje ostatnie wyjście. Nie mam bladego pojęcia jak wasza czwórka to robi, ale któregoś razu przyuważył was pracodawca Rosmerty, a innego razy widziano ciebie samą, gdy w środku nocy wchodziłaś do Świńskiego Łba w akompaniamencie Aberforda.
– W nocy? Musiało się komuś pomylić, w końcu było ciemno.
– Panno Black…
– "Lupin-Black"-wcięła się Tiana.-Proszę o tym nie zapominać.
– Panno Lupin-Black…-kobieta westchnęła cierpiętniczo.-Fakt, że nie mam niepodważalnego dowodu wyraźnie was ratuje. Jednak jeszcze jedno takie zawiadomienie od jakiegokolwiek mieszkańca Hogsmeade, a zawieszę całą czwórkę, czego skutkiem będzie brak możliwości pracowania u boku pani Pomfrey.

   Tiana zamarła. Nie, to nie mogło być możliwe. Przecież Snape by jej pomógł, prawda? Prawda?

– Możesz już iść-dodała nauczycielka, widząc minę ślizgonki.-Ale pamiętaj! Jeden donos, że uczniowie Hogwartu chodzą po nocach po wiosce!
– W takim razie nie damy się złapać, pani profesor-oznajmiła brunetka, a drzwi za nią się zamknęły.

   Wystarczyły dwa kroki, by natrafić na Weasley'a. Ten dzień chyba nie mógł być gorszy…

– Uważajcie w Hogsmeade-powiedziała, wiedząc, że jeśli ich złapią, to i jej się oberwie.-Mieszkańcy skarżą się na nocne wycieczki uczniów. McGonagall chce zawiesić każdego, kogo złapie.
– Co? Dlaczego mi to mówisz, Black?-zdziwił się.
– Bo masz mapę, Weasley. Nie wierzę w cuda, że jeszcze się nie wykradliście.
– Ale dlaczego mnie postrzegasz?-spytał nadal zdumiony.
– Bo macie coś, za co wiele ludzi dałoby się pokroić, gdyby wiedzieli o jej istnieniu…-odparła, ruszając w stronę kuchni.

   Musiała powiedzieć przyjaciołom o całej sytuacji. Musieli być bardziej uważni, kiedy wymykali się po kremowe jak poprzedniej nocy, gdy szykowali tort dla Venus.
_________________________________________________
_________________________________________________

Wiem, że trochę z was czekało na nowy rozdział, ale ja jak Venus… Byłam zajęta świętowaniem urodzin. A tym roku padła dość ważna liczba.
(szkoda tylko, że wyglądam na tyle staro, że nie chcą mnie pytać o dowód)

Wszystkiego najlepszego dla Venus no i najlepszego dla każdego kto to czyta. Nie ważne czy urodziny, czy nie. Świętować można zawsze, nawet jeśli nie ma okazji.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz