Piankę? Prosto z Wool's

1.7K 104 3
                                    

Tiana tylko czekała, aż pani Pomfrey zaśnie. Było już zdecydowanie po północy, kiedy w końcu to nastąpiło. Jednak gdyby ślizgonka miała się zastanowić, zrobiłaby to samo, jeśli cofnęła by się w czasie. Po prostu wymknęła się ze Skrzydła Szpitalnego, wiedząc że i tak nie może spać.

Dlatego siedziała na korytarzu i czekała aż Marlene pojawi się w swoich ramach. No ile można, na Merlina? Stary zegarek Remusa, który trzymała w dłoni, krótką wskazówką wskazał następną cyfrę, jaką była jedynka, a dziewczyna jęknęła z niezadowoleniem. Jak na złość... Kiedy chciała z nią porozmawiać to jej nie było.

Nastolatka usłyszała po chwili szuranie butów o podłogę i zmarszczyła nieco brwi. Kto kręci się tak późno po korytarzu? Filch? Miała nadzieję, że nie, bo ostatnim razem, jeszcze w czerwcu, dostała szlaban za wymykanie się z Dorą do kuchni w środku nocy i wynoszenie stamtąd jedzenia.

Jednak to nie mógł być Filch. Brunetka wiedziała od Remusa, że był charłakiem, więc nie potrafił używać magii. A światło, które wychynęło zza zakrętu było wyprodukowane przez różdżkę jakiegoś czarodzieja. To nasunęło jej na myśl inną osobę. Snape... Wiedziała, że mocno by się jej oberwało, gdyby ją zobaczył, dlatego schowała się w cieniu, mając nadzieję, że czarodziej przejdzie obojętnie i jej nie zauważy. Chociaż ten jeden raz...

Jednak nie był to nietoperz z lochów, a uczeń w wieku dziewczyny, którego kojarzyła ze swojej ceremonii przydziału. Chłopak miał krótko zgolone włosy w odcieniu starych, pożółkłych stronic ksiąg ze szkolnej biblioteki i minę, jakby właśnie zobaczył woźnego. Dolną wargę miał rozciętą z prawej strony, jednak na tyle dawno, że nie było tego już prawie widać. Stanął w miejscu, patrząc na Tianę ciemnymi tęczówkami, by po chwili uśmiechnąć się nieco i usiąść obok niej. Pachniał piankami, a ślizgonka nie była pewna czy ten zapach unosił się z jego piżamy ze wzorem w miotły, czy z prawdziwej paczki pianek, którą trzymał w dłoni.

- Czekasz na kogoś z rodziny?-spytał, całkowicie ignorując fakt, że siedział koło ogarniętej złą sławą panny Black.
- Yyy... Można tak powiedzieć-odparła, nieco zmieszana, a nastolatek uśmiechnął się, przez co na jego lekko piegowatych policzkach pojawiły się małe dołeczki.-A ty?
- Można tak powiedzieć-powtórzył po niej, wywołując uśmiech na twarzy brunetki.-Piankę?
- Z wielką chęcią. Siedzę tu od ponad godziny-zaśmiała się, a pankożerca jej zawtórował.-Jestem Tiana-przedstawiła się, wyciągając smakołyk z opakowania.
- Wiem-odparł.-Jedyna ślizgonka z naszego roku no i przerażająca śmierciożerczyni, która nosi znak pod rękawem już od niemowlęcia-powiedział teatralnym tonem, a dziewczyna westchnęła i ukryła twarz w dłoniach, bełkocząc coś pod nosem.-Naprawdę mnie ciekawi ta kwestia, wiesz?-spytał z uśmiechem, widząc jej niezadowolenie i szturchnął rówieśniczkę w bok.
- Gadają coraz większe brednie-mruknęła z samoistnym uśmiechem, cisnącym się jej na twarz i zabierając chłopakowi następną piankę.-Jesteś z Hufflepuffu, prawda?-spytała nagle, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Lepiej trafić nie mogłem-stwierdził.-Chociaż Gryffindor też byłby niezły.
- Chyba wypada zakończyć tę znajomość-powiedziała szybko dwunastolatka, a chłopak zaśmiał się perliście, ukazując swoje białe, równe zęby.

Tiana popatrzyła na niego i również zaczęła się śmiać. Jeśli dobrze pamiętała, miał na imię Lucas. Był jednym z czystokrwistych lub półkrwi, którzy stracili rodziców na wojnie. Nie potrafiła sobie przypomnieć jego nazwiska, choć szukała go w odmętach swojej pamięci. Najwyraźniej nigdy nie usłyszała, żeby ktoś zwrócił się do niego po nazwisku, co było zaskakujące. W końcu nauczyciele cały czas to robili...

- Co to za obżeranie się piankami po kolacji?-usłyszeli od strony obrazów i równocześnie zerwali się na nogi.
- Ale ciociu Marls, to nie tak!-oznajmili w tym samym momencie i spojrzeli na siebie, marszcząc brwi.
- Ciociu?-zdziwiła się Tiana, zakładając ręce na piersi.
- Mógłbym zapytać o to samo-odparł puchon.-Skąd znasz moją ciotkę, co?
- Skąd ty znasz moją ciotkę, hmm?
- Oho, dajcie mi chwilę, idę po popcorn-powiedziała rozbawiona sytuacją Marlene.-Albo nie, Lucas, narysuj mi jakąś piankę na obrazie-zaśmiała się.
- Chwila, moment...-powiedziała Black, zastanawiając się nad czymś.-Lucas McKinnon! No tak!-krzyknęła nagle, jak naukowcy z mugolskich kreskówek.-Jakim cudem nikt, nawet nauczyciele, nie mówią do ciebie po nazwisku?-zdziwiła się.
- Nie mam pojęcia-odparł.-Ohhh... No tak... Twój ojciec przyjaźnił się z ciotką... Zapomniałem...-oznajmił nieco skołowany.
- I dramaturgię chwili szlag trafił-mruknęła blondynka w swoich ramach, za co dostała pianką po płótnie.-No wiesz ty co? W swoją własną, biologiczną ciotkę tak rzucać piankami? Nie ładnie, Lucasie, bardzo nie ładnie...
- Dwa miesiące wakacji wcale jej nie zmieniły-mruknął puchon, a Tiana uśmiechnęła się pod nosem.

Brunetka już chciała powiedzieć Marlene o tym, że Snape zabrał ją z Wielkiej Sali i zaprowadził do Skrzydła, kiedy się zreflektowała. Spojrzała na uśmiechniętego puchona, trajkoczącego i kłócącego się z obrazem na jakiś temat. Nie wiedziała, czy może mu zaufać...

- Co tam u Tonksów?-spytała nagle Marlene, zwracając na siebie uwagę ślizgonki.
- Skąd...? Skąd wiesz, że u nich byłam?-zdziwiła się.
- Bywam tutaj i tam...-blondynka udała zastanowienie.-No i wkradłam się do ram Dilys Dergent, które wiszą w pokoju puchonów, a siedziała tam Tonks i się rozgadała na temat waszych wspólnych wakacji-uśmiechnęła się.
- Super!-stwierdził nagle Lucas.-Tonks jest świetna-dodał.-To najlepsza osoba ze starszych puchonów. W zeszłym roku, kiedy ktoś z pierwszorocznych czuł się jeszcze niepewnie, co chwilę bawiła nas swoją metamorfomagią. Skąd ją znasz, co?-zaciekawił się.
- Jej matka i mój psychiczny ojciec morderca to kuzyni-odparła, wywracając oczami, kiedy wspomniała o Syriuszu.-Co czyni kuzynkami mnie i Dorę-dodała, uśmiechając się szeroko.
- Super mieć taką kuzynkę-stwierdził McKinnon, a jego czekoladowe oczy były wielkie niczym pięć galeonów.
- Hej!-oburzyła się Marlene.-Masz świetną ciotkę. To ci nie wystarcza, młody człowieku?
- Mam jej obraz zawieszony w Hogwarcie. To co innego-odparł z wyższością w głosie. Marlene zmrużyła oczy.
- Teraz będziesz mi wytykał śmierć, co?-spytała, by po chwili parsknąć śmiechem, widząc skołowany miny uczniów.-No cóż. Zrobić ci kopię tego obrazu, żebyś mógł go trzymać w sierocińcu, czy sam poprosisz o to kogoś innego?-zapytała.
- Myślę, że dwa miesiące bez twojej paplaniny będą zbawienne, ciociu Marls-uśmiechnął się niewinnie, a Tiana mimowolnie parsknęła śmiechem. Po chwili się jednak zreflektowała.
- Sierociniec?-zdziwiła się.
- Niestety-odparł.-Przytułek Wool's-dodał, kłaniając się teatralnie.

Następnie się wyprostował i przejechał kilka razy po swoich blond włosach zgolonych na rekruta. Tiana miała ochotę go przytulić. Wewnątrz siebie czuła, że to nie było miejsce dla niego.

- Piankę?-spytał po chwili ciszy, poprawiając panujący nastrój.
_______________________________________

Rozpieszczam was tymi rozdziałami, bo wróciłam ja i moja wena ;)

W KOŃCU POJAWIŁ SIĘ LUCAS! HURAAA! Szczerze? Jest to jedna z moich ulubionych postaci z tego ff i często słucham jego playlisty, bo ma świetny vibe. Gdzieś tutaj→→→, albo na samej górze, w komentarzu będziecie mieli do niej link.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz