McGonagall w lochach

1.2K 117 21
                                    

   Grudzień pojawił się na kalendarzach uczniów w dość szybkim tempie. Wszyscy coraz częściej i coraz chętniej rozmawiali na temat świąt i tego jak je spędza. Rodzice Venus stwierdzili, że zapraszają do siebie zarówno Tianę, jak i Lucasa. Chłopiec od razu zgodził się, by przyjechać. Brunetka również miała się tam zjawić, ale dopiero pierwszego dnia świąt. Wigilię chciała spędzić na Grimmauld Place, nawet jeśli Remus zapewnił ją w liście, że spokojnie może jechać do przyjaciółki na całe święta.

   I tak mijały dni od początku miesiąca. Na lekcjach wszyscy starali się jak mogli, bo nauczyciele zadawali im coraz trudniejsze zadania, natomiast na przerwach rozmawiali na temat świąt.

   Trwała właśnie lekcja eliksirów drugiego roku. Ślizgoni i krukoni znów byli zmuszeni pracować z gryfonami, co wcale nie podobało się Tianie i Venus. Całe szczęście mogły być razem w parze.

   Drzwi nagle otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, ukazując profesor McGonagall. Kobieta wyglądała zestresowaną, jak i równocześnie zmartwioną.

– Severusie…

   Powiedziała, gdy w klasie słychać było syk wielu kociołków i mieszanie w nich przez uczniów drugiej klasy, którzy tylko udawali, że pracują. Tak naprawdę wszystkich zaciekawiło dlaczego profesor McGonagall pojawiła się nagle w lochach, zwłaszcza, że wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu nie lubienia przez nią tej części zamku. Tianie nie przeszkadzał chłód panujący w tych pomieszczeniach, jednak czasami chciałaby, żeby okno jej dormitorium wychodziło na ośnieżone błonia lub by mogła widzieć z lochów jak liście stają się pomarańczowe na drzewach.

– Chciałabym zabrać pannę Black-powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, jednak jej głos lekko drżał.

   Spojrzała na nastolatkę swoimi ciemnymi oczami w kolorze butelkowej zieleni, a ślizgonka momentalnie zbladła. Czyżby kobieta dowiedziała się o wymykaniu się Tiany raz w tygodniu po ciszy nocnej, by w czwartki spróbować swoich sił gotowania samodzielnie paelli? Nie… McGonagall nie byłaby wtedy taka zdenerwowana i jakby… rozkojarzona. Coś się stało, a Black nie wiedziała co. I bardzo ją to martwiło.

– Black-powiedział oschle nauczyciel.-Zabierz torbę i idź. Cregence dokończy za was wasz eliksir-dodał i tym razem to Venus zbladła.

   Blondynka spojrzał na dziewczynę, równocześnie jej nienawidząc za zostawienie jej samej jak i zastanawiając się co mogło się wydarzyć. Z tyłu klasy siedział Adrian, uważnie obserwując dwie dziewczyny. A raczej Black, która wyglądała jakby połknęła całego kafla. Blizniacy wyszczerzyli się radośnie, mając nadzieję, że dziewczyna miała jakieś problemy i dostanie szlaban. Może nawet ją wyrzucą!

   Ślizgonka ruszyła za nauczycielką transmutacji. Szła szybkim krokiem tuż za profesor McGonagall, która z każdą sekundą wydawała się coraz bardziej zdenerwowana. Odbijało się to na młodej Black, która zaczynała się coraz bardziej martwić.

– Pani profesor?-spytała, zrównując z nią swój krok.-Dokąd idziemy?-zapytała.
– Czysta krew-wypowiedziala czarownica, a kamienna ściana odsunęła się, pokazując wejście do pokoju wspólnego Slytherinu.-Proszę spakować najpotrzebniejsze rzeczy na przerwę świąteczną, panno Black i tu wrócić. I na Merlina, proszę się pospieszyć.
– Ale…-zaczęła Tiana, jednak zrezygnowała i postanowiła zastosować się do polecenia nauczycielki.

   Cała sytuacja coraz bardziej ją martwiła. Spakować się? Po co? Dlaczego? Przecież do przerwy świątecznej jeszcze kilka dni! Brunetka szybko wrzucała najpotrzebniejsze ubrania do kufra, zastanawiając się o co mogło chodzić. Wyciągnęła go ze swojego dormitorium, taszcząc po schodach i stanęła spowrotem przy nauczycielce transmutacji. Z nerwów, które ją opanowały zapomniała o plecaku Syriusza, jak i o jego dzienniku. Obydwie te rzeczy zostały w szafie w jej dormitorium, jednak w tamtej chwili nie zwracała na to uwagi.

– Hej, Tiana, pomogłabyś mi z eliksirami…?-spytał niebieskooki szatyn z krawatem Slytherinu pod szyją.
– Przykro mi, panie Ambing, ale panna Black nie ma teraz czasu-oznajmiła surowo McGonagall, patrząc na trzeciorocznego i zmniejszając kufer w dłoni nastolatki.-Panno Black, za mną-dodała i ruszyła w kierunku wyjścia z lochów.
– Chyba nie dam rady, Michael-powiedziała brunetka, patrząc na o rok starszego ślizgona i pędząc za nauczycielką.

   Próbowała dopytać co się stało i czy ma jakieś kłopoty, jednak kobieta pozostawała niewzruszona przez całą drogę, aż nie stanęły pod gryfem prowadzącym do gabinetu dyrektora.

– Czy zostanę wyrzucona? A jak tak, to za co?-spytała, gdy gryf ukazał kamienne schody.
– Wszystkiego się pani dowie w środku, panno Black-powiedziała nauczycielka, jednak jej głos w porównaniu do tego, którego użyła wobec Michaela, przypominał ton zmartwionej babci.

   Ślizgonka westchnęła i ruszyła po schodach, widząc że McGonagall nie idzie za nią. Zapukała do drewnianych drzwi i usłyszała ciche proszę. Głos Dumbledore'a też był zmartwiony. Brunetka czuła, jak coś ugrzęzło jej w gardle w tym samym momencie, kiedy zorientowała się, że coś nieprzyjemnie kłuje ją w klatkę piersiową. Jakby coś ściskało jej płuca, nie pozwalając oddychać.

– Panno Black…-zaczął mówić jak spokojniej, choć jego głos drżał.-Jako dyrektor zadecydowałem, że pani przerwa świąteczna zacznie się nieco szybciej.
– Dla… Dlaczego, proszę pana?-spytała, obserwując jak jej dłonie drżą z nerwów.

   Nie podobało jej się to wcale. Może i fajnie zacząć przerwę świąteczną nieco szybciej. Ale to, że nikt jej nie mówił dlaczego ma tak być… Te zestresowane tony głosów… To wszystko mówiło jej, że coś jest nie tak.

– Remus…-dziewczyna poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, zabierając cały kolor i tak bladej cery.-Nie spędził tej pełni przyjemnie-powiedział mężczyzna.
– Co się stało? Wszystko z nim w porządku?-zmartwiła się, wstając z krzesła.
– Proszę chwycić mnie za ramię, panno Black-powiedział czarodziej, a ślizgonka usiłowała uspokoić drganie swoich rąk, gdy to robiła.
– Myślałam, że…-przełknęła głośno ślinę.-Że nie można się deportować na terenie zamku.
– Mnie jednak wolno trochę więcej.

   Tiana poczuła znajomy ścisk w okolicy pępka, by po chwili znalazła się w białym jak śnieg pomieszczeniu. Były tu ławki, recepcja i dwie pary drzwi do łazienek oraz wiele innych wrót z zabielanymi szybami. Szpital świętego Munga… Była tu raz w życiu, kiedy Draco złamał sobie rękę. Merlinie, co się działo z Remusem?

– Drzwi numer 28, panno Black-oznajmił czarodziej, widząc jak dziewczyna chowa do kieszeni swój zmniejszony kufer.

   Tiana czuła, że jej nogi są jak z waty. Nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej się nasilało, a w głowie miała mętlik. Drżącą ręką chwyciła za klamkę odpowiednich drzwi i uchyliła je z wielkim strachem. Nigdy czegoś takiego nie czuła i miała nadzieję, że nigdy więcej nie poczuje. Brakowało jej tchu i co chwilę czuła dziwne zimno przenikające jej ciało.

   Kiedy zobaczyła Remusa po zamknięciu za sobą drzwi, coś ścisnęło ją za serce. Ból w klatce piersiowej się nasilił, a ona poczuła pieczenie pod powiekami. Podeszła niepewnie do jedynego łóżka w pomieszczeniu. Leżał na nim pacjent. Jego twarz była pokryta licznymi bandażami i plastrami, tak samo jak reszta ciała. Krople krwi widać było na opatrunkach oraz śnieżnobiałej kołdrze. Spał, choć Tiana doskonale wiedziała, że słyszał każdy szmer.

– Tato…-zapłakała, widząc go w tak złym stanie.-Merlinie, co się stało?

   Gorzkie łzy leciały po jej jasnym obliczu przez dość długi czas, jednak brunetka starała się nie wydać z siebie drażliwych dźwięków. Klatka piersiowa paliła teraz tak, jakby połknęła żywy ogień i była ściskana z podobną siłą, co meteoryty miażdżyły powłokę Ziemii. Nogi się pod nią ugięły, a ona rozpłakała się jak dziecko, nie mogąc złapać tchu.

   Remus był w poważnym stanie.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz