Kto by cię nie kochał?

718 86 4
                                    

   Coś było nie tak. Michael od jakiegoś czasu chodził jakiś przygaszony. Unikał kontaktu z ludźmi, zatapiał się w książkach i opuszczał niektóre posiłki. Kiedy Tiana pytała czy coś się stało i czy potrzebuje jakiejś pomocy, nagle stawał się swoją najlepszą wersją. Jakby nic się nie wydarzyło. Przytulał ją, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Następnie całował w czoło i pytał jak jej minął dzień.

   Black wiedziała, że próbował zmienić temat. A ona mu na to pozwalała…

   Czara goryczy przelała się pod koniec kwietnia i nawet Merlin nie byłby w stanie tego powstrzymać.

– Panie Chang…-westchnęła Poppy, widząc puchona w Skrzydle trzeci raz w tygodniu.

   Tiana zaśmiała się pod nosem. Lubiła Xian'a. Nie znała współlokatorów Lucasa bardzo mocno, ale mogła powiedzieć, że zarówno Chang jak i Diggory byli naprawdę przyjaznymi ludźmi.

– Ale to nie moja wina!-oburzył się puchon, siadając na wręcz przypisanym do niego łóżku.-Ten kociołek sam wybuchł!
– Tiano? Opatrzysz go? Ma tylko poparzenia na dłoniach-oznajmiła pielęgniarka, a ślizgonka skinęła głową, sięgając po bandaże.

   Brunetka usiadła obok puchona, który nawet z tak poważnymi poparzeniami nadal się uśmiechał.

– Ślizgoni wygrywają w punktach-powiedział.-Szkoda. Nie życzę nikomu źle, ale moglibyście gdzieś się wywrócić i trochę ich stracić.

   Tiana zaśmiała się lekko. No tak… Każdy chce wygrać.

– Zdajesz sobie sprawę, że jesteście w tyle nie tylko za ślizgonami?-spytała z lekko uniesionymi kącikami ust, opatrując równocześnie lewą dłoń puchona.-Krukoni was prześcigają o ponad czterdzieści punktów.
– Tak. Tak, to prawda… Ale! Jeżeli wy spadniecie za nas, to zostaną tylko krukoni do pokonania. Może wtedy uda się jakiegoś wrobić w łamanie zasad i wtedy BAM! Puchoni wygrywają puchar domów!
– Ten plan jest iście ślizgoński-stwierdziła brunetka z uśmiechem.-Popieram, ale i tak nie damy się podejść. Żadnym intrygom.
– Oj tam, oj tam… Twój kuzyn i tak już stracił wasze punkty i zyskał szlaban w Zakazanym Lesie. Dałoby radę, gdybyśmy się postarali.
– Skoro tak uważasz-Black zaśmiała się lekko.-Pamiętaj, że nie bez powodu ślizgoni mają węża w herbie.
– Bo kąsacie i plujecie jadem?-spytał Chang.

   Tiana udała oburzoną minę, by następnie zdzielić go rozwiniętym bandażem w ramię. Wiedziała, że chłopak żartował. W końcu ślizgoni, zwłaszcza ci ze starszych roczników, często przebywały w pokoju wspólnym puchonów. Black nie rozumiała dlaczego tak było, ale czasami dało się wyczuć trawiastą woń, znajomą jej z pokoju wspólnego Hufflepuffu, otaczającą starsze roczniki ślizgonów.

   Drzwi się nagle otworzyły, a w nich stanął Michael. Spojrzał na dwie śmiejące się twarze, które nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że on też był w pomieszczeniu. Już miał wyjść, kiedy przyuważyła go Pomfrey.

– Panie Ambing, co panu dolega?-spytała, zwracając na chłopaka uwagę trzecioklasistów.
– Nic-odparł ponuro, wpatrując się w tamtą dwójkę.-Przyszedłem do Tiany, ale widzę, że to zły moment-dodał i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

   Black zerwała się z łóżka, patrząc na pielęgniarkę. Wszyscy w zamku potrafili dostrzec, że coś się działo z parą ślizgonów. A raczej z jednym z nich, co oddziaływało na to drugie. Kiedy Poppy skinęła lekko głową, Tiana wybiegła ze Skrzydła najszybciej jak potrafiła. Znalazła Michael'a na samym dole schodów, idącego na tyle szybko, że wciąż musiała biec, by go dogonić i zatrzymać.

– Mike! Mike! Stój!-krzyczała, lecz ją ignorował.-Michael!-dodała, stając tuż przed nim.-Co się stało?
– Nie wiem. Sama mi powiedz-syknął wściekle.

   Brunetka jeszcze nigdy nie widziała chłopaka w takim stanie. Wielkie wory pod oczami, w których czaiła się pustka i szorstki ton, jakiego nigdy by się po nim nie spodziewała. Chciała mu pomóc od kilku tygodni, gdy zauważyła, że coś jest nie tak. Jednak on ją cały czas odpychał.

– Co?-zdziwiła się.
– Dobrze się bawisz? Najpierw Pucey, potem McKinnon, a teraz Chang. Pięknie, Black, pięknie…
– Ale… Mike! To nie tak! Adrian i Lucas to moi przyjaciele, a Xian przyszedł do Skrzydła z oparzeniami i…
– I się śmiał? Żartował razem z tobą? Po tym jak został oparzony na eliksirach?
– Skąd wiesz, że to było na eliksirach?-spytała.

   Wyczuła zawahanie, które dość szybko zniknęło. Skąd on mógł o tym wiedzieć? Nie ma lekcji z Xian'em. Michael przecież jest rok starszy od nich wszystkich.

– W Hogwarcie plotki rozchodzą się bardzo szybko-wyjaśnił.-Na przykład plotka o tym, że za moimi plecami spotykasz się z Weasley'em!
– Weasley? Chyba żartujesz! Aż tak nisko mnie cenisz?
– Widziałem was, Black.

   Krok za krokiem. Coraz bardziej w przód. Tiana coraz blizej ściany. Zapędzona w kozi róg bez możliwości ucieczki. Cały czas patrzyła w błękitne oczy, szukając tej radości i spokoju, które niegdyś widziała. Teraz ich nie było, a w myślach brunetki panowało jedno pytanie.

   Co się stało?

– Widziałem was-powtórzył, gdy plecy dziewczyny zetknęły się ze ścianą.-W marcu, kiedy nie było Quirella. Rozmawiałaś z nim przyciszonymi głosami. Staliście blisko siebie. Zbyt blisko-oznajmił oschle.
– To nie tak!
– „To nie tak”… Już drugi raz to mówisz, a ja nadal ci nie ufam. Ciekawe dlaczego?

   „Bo jestem Black'iem” przemknęło Tianie przez myśli. To było oczywiste. Ludzie mogli ją szanować, ale i być wobec niej nieufni. Wszystko ze względu na nazwisko.

– Mike…-szepnęła, zdobywając się na najbardziej niewinną minę, na jaką potrafiła.-Wiesz, że kocham tylko ciebie, prawda?-spytała, składając krótki pocałunek na jego ustach.

   Emocje. Nie mogła ich blokować. Nie w tym momencie. Musiała wyciągnąć jak najwięcej. Musiała się dowiedzieć co działo się z Ambingiem. Musiała… W końcu to jej chłopak.

– Nie mam pewności-odparł, choć jego głos był już łagodniejszy.
– Posłuchaj…-Tiana nadal szeptała.-Kocham ciebie i tylko ciebie. Moja relacja z Adrianem i Lucasem jest porównywalna do tej, którą mam z Draco. A Chang to tylko pacjent. Wielu się przewija przez Skrzydło, z różnymi problemami. Trzeba im jakoś ulżyć. Sprawić, żeby się uśmiechnęli…
– A Weasley?
– Wtedy, w marcu, miałam ochotę go przekląć-powiedziała, choć było to oczywistym kłamstwem.-Podsłuchiwał moją rozmowę z McGonagall. Nawet jeśli była ona o pracy w Skrzydle, nie powinien był tego robić.
– Nie, nie powinien…-oznajmił Ambing, opuszczając głowę.
– Mike?-spytała delikatnie.-Mike, ufasz mi?
– Ufam…
– Kochasz mnie?
– Kto by cię nie kochał?

   To kłamstwo miało utrzymać Tianę przy życiu. Czytała powieść Ibsena, to oczywiste. Jednak nie była jak Hialmar. Nie potrzebowała kłamstw.

   Michael kłamał, by nie złamać jej serca. Jednak w tamtym momencie ono rozpadło się na kawałki, których nie można było posklejać. A przynajmniej Ambing już nie mógł.

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz