Rozdział 55

2K 91 9
                                    

   Cedrik wszedł do Wielkiej Sali i ruszył w kierunku stołu Puchonów.
   - On chyba serio nie czuje, że tak śmierdzi - powiedziała Ginny zakrywając nos.
   - O to chodziło - zaśmiał się George.
   Modliłam się w duchu, żeby tylko nie podszedł do mnie, bo bym umarła z tego smrodu.
   Niektórzy uczniowie zaczęli pospiesznie jeść lub wychodzić z sali.
   Każde spojrzenie było skierowane na chłopaka, a szepty pod nosem nie ustawały nawet gdy chłopak usiadł.
   - Ja czekam na Pansy - przerwał ciszę Fred.
   - Ja też - Draco ewidentnie chciał zobaczyć jak wyglądała Pansy po tej dziwnej substancji, którą wlał jej do wina.
   - Podejrzewam, że jeżeli widziała siebie w lustrze to za szybko nie będzie chciała tutaj przyjść - Liv wydawała się znużona.
   - Mamy normalnie lekcje więc będzie musiała - Ginny starała się jakoś poprawić humor.
   W głębi serca miałam nadzieję ją zobaczyć mimo tego jak mogła wyglądać.
   - Musi przyjść na lekcje - Draco był niewzruszony. - Inaczej kilkoro nauczycieli będzie na nią złych, a bez wyraźnego powodu, inaczej choroby, nie może się zerwać.
   - Niech robią co chcą, ale niech Cedrik wyjdzie stąd czym prędzej - Ron ewidentnie zostawił jedzenie aż smród zniknie.
   Bliźniacy tylko się zaśmiali i poklepali brata po ramieniu.

                   *****Draco*****

   Właśnie wszedłem do klasy. Większość uczniów już była na miejscu, a ja tylko wypatrywałem pewnej dziewczyny. Chciałem wiedzieć jak wygląda, czy jest aż tak źle jak zapewniali Fred i George.
   - Stary nie uwierzysz co się stało Pansy - zaczął Zabini podchodząc do mnie.
   Jego entuzjazm wskazywał na to, że widział Piszczałkę.
   Położył z hukiem torbę na ławce i zaczął się śmiać.
   - Wykrztuś to wreszcie - nie mogłem już dłużej czekać.
   - Pansy wygląda jak ropucha jakaś - jego śmiech był autentyczny.
   - Jak ropucha ?
   - No ma obrzydliwe brodawki, krosty białe i takie wielkie czerwone diody na całym ciele. Do tego pełno kurzajek jej wyskoczyło na twarzy i dłoniach - zaczął gestykulować i pokazywać gdzie co się znajduje.
   Uśmiechnąłem się tylko i usiadłem na miejscu, a Blaise podpierał się o krzesło i pękał ze śmiechu.
   Wiedziałem, że jak tak wygląda to nie przyjdzie na żadne lekcje. Miałem wielką nadzieję ją zobaczyć, ale sam opis mi wystarczył.
   - Najlepsze jest to, że nie wiadomo ile to będzie się utrzymywać - wyszeptał przez łzy mój przyjaciel.
   Mój uśmiech stawał się coraz szerszy.

W imię miłości /Draco MalfoyWhere stories live. Discover now