Rozdział 93

309 11 8
                                    


   Leżąc pod górą rupieci z zawrotami głowy, zdałem sobie sprawę, że mam tiarę przed sobą. 

   - Chyba nasz problem z diademem się rozwiązał - odparłem wygrzebując się spod zgromadzonych niepotrzebnych rzeczy.

Dziewczyna leżąc przede mną delikatnie uniosła się i oparła na łokciach. Wybuch jej śmiechu był tak gwałtowny i nieprzewidywalny, że sam zacząłem się śmiać naprzeciwko blondynki.  

   - Uważam - dukała - że diadem sam się rozwalił od tej katastrofy. 

Wskazała na przedmiot leżący obok mnie, kryształ tiary odpadł, a wgniecenia sugerowały, że jak tylko się go dotknie, to pęknie na pół. Kopnąłem go w jej stronę, a przedmiot tak jak przypuszczałem rozwalił się.

   - Teraz mamy pewność - uśmiechnąłem się, a dziewczyna powoli się obróciła i podeszła na kolanach do mnie, opierając ręce na przeciwko mnie. 

   - Myślisz, że uda mi się pokonać Czarnego Pana ? - Jej pytanie zbiło mnie z tropu, chwile temu była pewna siebie, a teraz w jej oczach pojawiły się wątpliwości.

   - Na pewno nam się uda - odparłem i podniosłem się. 

Emily przyjęła moją dłoń i wstała. Otrzepała się i spojrzała na mnie. 

   - Nie chcę Cię stracić - wypaliła i ruszyła w kierunku drzwi.

   Nie zdążyłem zareagować, gdy blondynka wybiegła i zatrzasnęła drzwi. Stałem przez chwilę zbity z tropu, gdy tylko się ocknąłem było już za późno, dziewczyna zamknęła mnie tutaj.



                                                                              *****Emily***** 


- Emily nie żartuj tak nawet! - Słyszałam krzyk Draco odchodząc w pośpiechu od drzwi.

Nie wiedziałam, że te wysokie kiczowate świeczniki się na coś przydadzą, a tu proszę. Wiedziałam, że u blondyna zaszła pewna zamiana, że wydarzyło się coś złego. Przez tydzień starał się unikać dotyku, a gdy już na to pozwalał to ukrywał grymas bólu. Sprawcą tego wszystkiego mogła być tylko jedna osoba, osoba, której imienia, każdy bał się wymawiać, ale nie ja, a tą osoba był Voldemort.

   Idąc przez schody w dół na dziedziniec zauważyłam nie tylko stos trupów uczniów i Śmierciożerców, ale też pustkę, ślady krwi i Nagini bez głowy. Rozbawił mnie trochę fakt, że ktoś odciął jej głowę.

   Wyszłam na dziedziniec w momencie, gdy Voldemort kopnął leżącego Harrego, zanosząc się maniakalnym śmiechem.

   - Wasz zbawca nie żyje - powiedział Czarny Pan z uśmiechem wskazującym, że matka Draco mówi prawdę, albo to on ślepo wierzy w słowa podwładnych.

 Słychać było płacz z niektórych kątów tłumu, ktoś westchnął, łapczywie biorąc do płuc powietrze.

   - Nie ma nikogo, kto ośmieli się stanąć naprzeciwko mnie. Nie ma już żadnej istoty, która jest w stanie stawić mi czoła - krzyknął tak żeby każdy usłyszał. - A teraz pokło...

   -  Ja ! - Krzyknęłam schodząc po schodach. 

Tłum rozstąpił się przede mną ukazując mi łysą, brzydką podróbkę jakiegoś stworzenia z jaskini, które w życiu słońca nie widziało na oczy. 


W imię miłości /Draco MalfoyWhere stories live. Discover now