Rozdział 94

265 17 5
                                    


                                                                               *****Draco*****

   Zamknęła mnie za tymi drzwiami jak jakieś beznadziejne głupie stworzenie, które nie umie sobie poradzić samemu. Jak jakieś dziecko, jak jakiegoś kretyna. Jak kogoś o kogo się człowiek boi. 

   Jak kogoś kogo się za bardzo kocha.

   Po serii wyzwisk jakie padły w moich myślach w jej stronę, w końcu dotarło do mnie to, dlaczego to zrobiła. Chciała się poświęcić, sama chciała stawić czoło Czarnemu Panu. 

   Rozejrzałem się po komnacie w poszukiwaniach czegoś pożytecznego. Czegoś co pomoże mi się stąd wydostać, ponieważ blondynka ewidentnie zablokowała czymś drzwi i nie ważne jak bardzo się o nie opierałem i waliłem barkiem one nie chciały nawet o milimetr ustąpić.

   - Głupie drzwi - w pomieszczeniu niczym echo uniósł się mój szept.

     Dobrze wiedziała, że sama nie da rady, a i tak poszła i zamknęła mnie tutaj. Wśród tych gratów musi być coś pożytecznego, coś co pomoże mi jakoś stąd wyjść. Różdżka odpada, nawet nie wiem gdzie może być, łomu żadnego nie widzę, tarany z reszta też. Same badziewia i stare rupiecie, o których każdy już zapomniał. Jakieś krzesła, drabina, nimbus, meble, szmatki, zestaw małego piromana Freda i Georga, lalki, szafa z ubraniami i ....

   Fajerwerki bliźniaków, zawsze się zastanawiałem gdzie oni to chowają i w końcu odpowiedź przyszła sama do mnie.  Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek o tym pomyślę, ale co zrobili by w tej sytuacji rudzi bliźniacy, co zrobiliby Fred i George.



                                                                                *****Emily*****


   Zanim zdążyłam porządnie ustawić się na przeciwko wroga, Voldemort zaśmiał się i wymachnął swoją różdżką w moim kierunku, krzycząc zaklęcie niewybaczalne. 

   W ostatniej chwili dobyłam różdżki Draco i odparłam atak. 

Rozbłysła się zielona poświata zaklęcia Czarnego Pana i moje światło przybierające barwę fioletu. 

   - Zginiesz z mojej ręki głupia dziewucho! - Krzyczał Voldemort, a tłum Śmierciożerców śmiał się głośno.

  - To ty zginiesz z mojej stary durniu ! - Odkrzyknęłam, a wzrok mężczyzny zyskał czarnej poświaty, zarzucił ręką z różdżką, a jego zaklęcie przybrało na sile. 

   Różdżka w mojej dłoni była za słaba, żeby mierzyć się z Czarnym Panem i jego zaklęciem śmierci, z jego wściekłością i uporem. Zielona poświata rozbłysła w moim kierunku z wielkim impetem, a ja ledwo co zdołałam ją powstrzymać przed moją twarzą, czułam, że to będzie mój koniec. Myślałam, że podołam i zabiję oprawce. 

   Maniakalny śmiech wydobył się z ust wroga, a jego armia ruszyła za nim, śmiejąc się ze mnie i z mojej naiwności. 







W imię miłości /Draco MalfoyWhere stories live. Discover now