arkadia

230 23 3
                                    

          Kolejne dwa dni okazały się znacznie cięższe, niż którykolwiek by się spodziewał. Pierwszym problemem było opóźnienie, spowodowane przenoszeniem Hongjoonga od przystanku do przystanku. Bali się również, że zbyt długą drogą pogorszą jego stan, toteż starali się jak najczęściej zostawiać go pod opieką jednego z nich, podczas gdy pozostała dwójka badała teren. Nie mogli jednak oddalać się wtedy za daleko aby się nie zgubić. Brakowało im dobrej orientacji w terenie oraz pomocy ze strony kogoś bardziej doświadczonego. W dodatku przytłaczał ich fakt, że u Kima nie było widać poprawy, wbrew przeciwnie- obawiali się, iż wkrótce wda się zakażenie. Większość dnia spał, a gdy już otwierał powieki, ogarniał go potworny ból, który uniemożliwiał samodzielne poruszanie. Część wody jaką mieli, zużyli na oczyszczanie rany oraz pojenie chłopaka, który nie był w stanie nic jeść. Ich sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Zapasy powoli się kończyły, podobnie jak cierpliwość oraz wiara w to, że znajdzie się ktoś zdolny do uleczenia Joonga. 

        Szczególnie negatywnie odbiło się to na Wooyoungu. Stracił swoją iskrę, przestał  być gadatliwy, a większość czasu spędzał na pilnowaniu szarowłosego, czując pełną odpowiedzialność za to co się stało. Był również przekonany, że w związku z tym oni sami są zagrożeni. Miał dość przeklętych wyrzutów sumienia, które nie opuszczały go ani na chwilę. Wyżerały go od środka, przypominały o sobie na każdym kroku. Patrząc na Sana i Mingiego, odczuwał wrażenie, że go nienawidzą. Pragnął wylać swoje obawy oraz smutek przed jasnowłosym, lecz obserwując jego wycieńczenie oraz stałe przygnębienie, nie miał odwagi, by obarczać go czymś tak egoistycznym jak własne zwątpienie. 

        Krytyczną dobą była trzecia od postrzału. Na dnie baniaka spoczywało kilka ostatnich kropel picia, w odległości kilometra nie znaleźli żadnego pokarmu, ani zwierząt do upolowania. Żadnej żywej duszy, ani schronienia. Spoglądając na swoje beznadziejne położenie, jałową ziemię wokół, wchodzący do butów bród oraz skrzywione w bolesnym grymasie usta Hongjoonga, obezwładniała ich potworna bezradność. Nie znali właściwego szlaku, zatracili umiejętność logicznego myślenia. W ich głowach brzmiał tylko stres, który pozwalał by minuty przeciekały im bezpowrotnie przez palce. Wysoka temperatura wyciskała z nich pot, a wkrótce również i łzy. 

     Choi wraz z Mingim nieśli Hongjoonga, który tego dnia nie rozwarł powiek ani razu. Z jego rany sączyła się krew oraz ropa, a oni nie mieli pojęcia jak to powstrzymać. Kolejne kroki w nieznośnym skwarze, narażenie na opady deszczu, które w końcu musiały nadejść oraz brak chociaż łyka jakiegokolwiek płynu, były wręcz niemożliwe. Zatrzymanie się równoznaczne było z poddaniem, na co Wooyoung postanowił nie pozwolić, póki miał w sobie jakiekolwiek resztki energii. Sam niósł ich wszystkie bagaże, rozglądał się zaparcie, starając się usilnie coś dostrzec. 

  I nie wiedział, czy to już fatamorgana, kiedy wieczorem, zużywając ostatki sił, dostrzegł linię świateł oraz wznoszące się wyżej i niżej budowle. Widok ten był tak niewyraźny, tak rozmyty, nieprawdopodobny, że nie był w stanie określić czy jego oczy nie kłamią. Zresztą nawet jeśli tam daleko przed nimi znajdowało się spełnienie ich snów, ich nogi odmówiły posłuszeństwa. Mingi opadł na kolana, a po jego polikach potoczyły się słone krople. Coś działo się z Hongjoongiem. San nie potrafił złapać oddechu, błagając o wodę, pomimo iż nie było nikogo kto mógłby mu jej użyczyć. 

 A Woo ujrzał tylko wysoką postać w czarnym, długim płaszczu oraz zdobionym kapeluszu, zanim obraz przed nim przekształcił się w czarny bezsens i zemdlał. 

----------------------------------------------------------

     Była to duża, biała sala, o jaskrawych, sterylnych płytkach, z trzema łóżkami, leczo tylko jedno z nich było zajęte. Twarz wysokiego mężczyzny o ostrych rysach, oświetlona była przez chłodne światło jarzeniówek. Ubrany w elegancką satynową kamizelkę, przepasaną w talii wybijanym, skórzanym pasem, zbliżył się do chłopaka, leżącego nieruchomo na cienkim materacu. Tuż za jego plecami stało dwóch strażników w czarnych strojach z kryształowymi maskami zakrywającymi nos i usta. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now