Przyjaźń

116 21 0
                                    

   Hongjoong nie był pewny czy przemieszczanie się było dobrym wyjściem. Bał się, że jeśli wyjdą ze swojej prowizorycznej skrytki, napotkają Ocalonych, albo co gorsze, zaczną oddalać się od Sana, Wooyounga oraz Jongho, którzy właśnie ich szukali. Mimo wszystko, pozostawanie tutaj również niosło ryzyko i jeśli tamten człowiek przeżył, poda swoim towarzyszom ich dokładną lokalizację. Nie mieli na tyle dobrych środków bojowych by poradzić sobie z każdym atakiem. Praktycznie wszystko co im się udawało było tylko i wyłącznie zasługą jakiejś dobrej passy, która towarzyszyła szarowłosemu. Wcale nie wierzył, że ma aż takie umiejętności, siłę czy spryt, żeby powstrzymywać dużo lepiej wyposażonych oraz doświadczonych, dorosłych mężczyzn. Musieli natrafić na amatorów, którzy tylko pozowali na profesjonalnych, albo znaleźli się w bardzo rzadkiej dla niej sytuacji, przez co mieli spowolnione reakcje. Tak, czy siak, byli zagrożeni. Jeśli raz pomyślnie wybrnęli z opresji, nie znaczy, że kolejnym nie podwinie im się noga. 

- Masz jakiś plan?- zapytał Seonghwa, chociaż były to złudne nadzieje. Oboje znaleźli się w sytuacji, którą co prawda mogli przewidzieć, aczkolwiek to nie sprawiało, iż którykolwiek wiedział co robić. Istotne było, ażeby zebrać się w wieloosobową grupę, gdyż jako przypadkowa dwójka osób, po pierwsze, nikt nie będzie się z nimi liczył, po drugie, nie mają najmniejszych szans. 

- Oczywiście, a do tego dwa steki i litr ambrozji.- westchnął, a następnie wyciągnął krótkofalówkę. San musiał dać mu znać gdzie mniej więcej teraz są. 

- Jeśli krążą po metrze, to wszystko wygląda tu bardzo podobnie, niewiele ta wiadomość ci da.- burknął brunet, ale Hong, mimo to, spróbował połączyć się z tamtą grupą. Coś początkowo notorycznie przerywało i dopiero po kilku próbach usłyszał zdyszany głos jasnowłosego. 

- Gdzie jesteście?- Kim odezwał się od razu. Zaniepokoiły go dźwięki w tle, przypominające krzyk Wooyounga i burzenie się czegoś pod nogami. Chłopak wziął głęboki wdech by odpowiedzieć. 

- Uciekamy z zawalającego się tunelu, musicie jeszcze trochę na nas poczekać.- odrzekł z udawanym entuzjazmem. Hongjoong poczuł jakby ktoś mocno uderzył go w twarz. O czym on do cholery mówił? Byli w niebezpieczeństwie?

- Czy niedaleko stacji, do której wbiegliście znajdowała się księgarnia?- zapytał w pośpiechu. 

- Nie, tylko małe sklepiki. Coś jeszcze, bo średnio mam jak gadać?- wysapał, a po chwili i tak się rozłączył. 

Hong podniósł się zdenerwowany z ziemi, otrzepał spodnie z kurzu. Syknął, kiedy oparzenia przypomniały o sobie promieniującym pieczeniem. Zabrał plecak i zaczął kuśtykać w kierunku, który podpowiadała mu świadomość. Nie miał nic na poparcie swojego działania, ani obranej trasy. Coraz częściej zastanawiał się na czym polega trafność jego przeczucia. Nie zawsze miało coś wspólnego z logiką, posiadaną wiedzą, czy racjonalnym podejściem do sytuacji. Postępował instynktownie, ale był pewny, że nie bezmyślnie. Teraz też coś mówiło mu, że z dala dochodzą jakieś odgłosy. Równie dobrze, mógł to sobie wmówić, aby łatwiej było wybrać co mają zrobić, ale naprawdę jego umysł wyłapywał drgania oraz dźwięki pochodzące z wnętrza korytarza ciągnącego się na lewo od nich. 

- Słyszysz coś?- spojrzał na zaskoczonego Parka, ale ten pokręcił głową. Według niego było tu aż zanadto spokojnie. Kim rozejrzał się jeszcze raz, zaciskając pięści. Łatwiej byłoby narażać się w pojedynkę. Natomiast miał przy sobie Hwę, za którego życie poniekąd odpowiadał. W zasadzie, to cała ta misja opierała się na jego barkach, a każde utracone życie, zły ruch i ból, były jego winą. Poprzez kreowanie siebie jako kogoś wszechstronnego, kto rzeczywiście zna się na strategii, organizacji, orientacji w terenie i wszystkich tych przeklętych bzdetach, obecnie musiał przejmować na siebie stres całej grupy oraz zagwarantować im bezpieczeństwo. Problem w tym, że chyba nie był gotowy na aż takie wyzwanie. Wędrówka po opuszczonych halach, wyjałowianych lasach, trawiastych łąkach, nieczynnych fabrykach, z trójką ludzi, na których mógł polegać, było czymś zupełnie odmiennym niż opracowywanie każdego kroku w ognisku niebezpieczeństwa, w siedzibie wroga. Może dawniej specjalnie omijał większe, niszczejące miasta, opustoszałe wioski i osady trzeciej, drugiej fali. Co, jeśli doskonale znał do nich drogę, lecz bał się tam iść, by nie stanąć twarzą twarz z wizją straty kogoś, kogo dotychczas chronił. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now