kłamstwa

169 27 8
                                    

Seonghwa trafiając pod swój gabinet, wykończony dniem spędzonym w otoczeniu setek ludzi, znalazł pod progiem równo złożoną górę dokumentów, o jakich na bankiecie wspominał Hongjoong. Nietknięte leżały upchane idealnie w szparę, do której nikt nie zdecydowałby się zajrzeć, gdyż na monitoringu wyglądałoby to przynajmniej podejrzanie. Fuknął z nieukrywaną wściekłością, wyciągając papiery i mocnym pchnięciem pięści otwierając drzwi. Rzucił znalezisko na blat długiego stołu, nie zamierzając poświęcać im nawet sekundy swojego wieczoru. Bolała go głowa, a na rozpuszczenie się tabletek w swojej krwi musiał poczekać minimum pół godziny. Opadł w swoim miękkim fotelu, przed pustą przestrzenią, której ściany odbijały nieznośną ciszę. Obrzucała go jakimś nieprzyjemnym uczuciem. Uczuciem powtarzającym jak mantrę, że ktoś tu powinien być. Tu przed nim, na tym cholernym krześle, kołysząc się na boki, między wargami trzymając swoje połyskujące w świetle lampy pióro. 

Wyjął z jednej z szafek pełną karafkę whisky, której nie kosztował na co dzień, gdyż nieszczególnie przepadał za jej smakiem. Być może potrzebował specjalnej okazji, by nie odtrącała go jak zazwyczaj. Oszczędzając sobie sięgnięcia po szklankę, wlał w sobie dwa pełne łyki, wywołujące rozczarowany grymas na jego twarzy. Mimo wszystko pochłonął ich jeszcze kilka, wpatrując się w jednej nudny punkt przed sobą, z uporczywą dociekliwością. Im więcej pił, tym bardziej pragnął dostrzec tam coś więcej, ale mimo długich starań, klamka była wciąż taka sama, pozłacana, jednolita oraz statyczna. W tej materii nic nie potrafiło go zaskoczyć. Zerknął na sekundę na przyniesione kartki, przepełnione tabelkami, dopiskami, liczbami i innymi takimi... szczerze nic istotnego. 

- Co robi? Jest w pokoju?- odezwał się nienaturalnie roztargnionym tonem, tak jakby wypowiadane słowa miały mu się wymsknąć i uciec w nieznanym kierunku. Głos strażnika po drugiej stronie zdradzał zaskoczenie pytaniem, ale bez kwestionowania, zajrzał do pomieszczenia numer "197". 

-  Jest, chce Pan coś przekazać?- stanął w przejściu jak kompletny kretyn, na którego Hongjoong spojrzał zdenerwowany. Nienawidził, gdy ktoś przekraczał granicę jego prywatności bez klarownego pozwolenia, a tym bardziej kiedy czytał. Czyżby zapukanie było tak ciężką czynnością?

- Każ mu przyjść.- burknął Hwa, zaraz potem się rozłączając. 

      Jego zarządzenia, jakkolwiek bezsensowne by nie były, musiały być respektowane. Nie istniała taka odpowiedź jak "nie", zwłaszcza dla Kima, którego prawa ograniczały się do istnienia, a zaszczyty do sympatii ze strony Seonghwy. Choć ta sprawiała wrażenie sinusoidy, w której jednego dnia mogli razem planować strategię, rozmawiać o przyszłości Fedory, a drugiego brunet śmiałby przyłożyć mu nóż do gardła. Dziś bardziej prawdopodobna wydawała się ta druga opcja, toteż szarowłosy nie szedł do niego z wielką ekscytacją. Nie określiłby też tego strachem. Jego obojętność przewyższała wszystko inne, on po prostu chciał świętego spokoju, pozbawionego niepotrzebnych sprzeczek, czy konwersacji o kwestiach, które nie zajmowały jego i tak stłoczonych myśli. 

Został bezceremonialnie wprowadzony do pomieszczenia, które czekało na niego otworem. Mężczyzna, który go tu przyprowadził, nie pokusił się nawet o jakikolwiek komunikat, po prostu ulotnił się tak szybko jak się zjawił, co właściwie umknęło uwadze Honga. Chłopak opierając się na jednym biodrze, rozejrzał się wokół od niechcenia. Wszak znał już to miejsce i ani jeden centymetr kwadratowy tej mało wyrazistej bryły mógł go czymś zaskoczyć. Jego oczy swoją wędrówkę skończyły na brunecie, odchylonym do tyłu na oparciu, przed którym stała opróżniona w jednej trzeciej, kryształowa karafka. Połączył jej zawartość z charakterystycznym zapachem unoszącym się w powietrzu i mieszającym się z perfumami, jakie zdążył przypisać już Parkowi. Uniósł brwi, czekając na jakąś komendę.

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auحيث تعيش القصص. اكتشف الآن