konsekwencje

152 26 6
                                    

- Uratowałem ci życie. Wnioskuję, że należą mi się podziękowania.- wymamrotał błękitnowłosy, idąc za Yeosangiem, który planował jak gdyby nigdy nic udać się na dość spóźnioną kolację. Nie miał wobec nich żadnych zamiarów. Marnotrawstwem byłoby wykorzystywanie resztek energii na nadinterpretowanie zdarzeń sprzed kilkunastu minut. Rozumiał powódki tego chłopaka i nie negował ich w żaden sposób. Uważał go za wyjątkowo odważnego głupca, który postąpił zgodnie ze swoim młodym, nieokiełznanym jeszcze temperamentem. Nie istniało w tej sprawie nic więcej do dodania. Seonghwa był nieobecny, więc Kang postanowił z grama własnej dobroci odroczyć wszelkie decyzje w postępowaniu nieznajomego, aż do jego powrotu.

- Nie zabiłby mnie. Był przerażony. Wiesz jak działa adrenalina. Jej przypływ daje ci impuls, by coś zacząć, ale kiedy nagle opada, to dociera do ciebie w jak gównianym położeniu jesteś.- blondyn wzruszył ramionami, po czym wszedł do jadalni, w której zazwyczaj jadał Park. Nie była tak uroczyście przystrojona, a stół nie kwitł obfitością. Dość dosadne uświadomienie, że Yeosang jest tylko substytutem kogoś wiele ważniejszego.

- Mówię o grzeczności. I co zostawisz to tak? Oczywiste, że Hwa skaże go na śmierć.- Jeong twierdził, że należało problem zdusić w zarodku. Niepotrzebny był proces, wyjaśnienia, wydawanie wyroku, który był okrutną formalnością. Fedora nie posługiwała się żadnym kodeksem prawnym, a w zachowaniu ludzi nie doszukiwano się okoliczności łagodzących. Zwłaszcza jeśli chodziło o zamach na najważniejszej osobie w mieście. Trzeba było być niezwykle naiwnym, by wierzyć, że jakiekolwiek słowa, czy też dowody, uchronią dzieciaka przed straceniem.

- Bardzo możliwe.- odparł jasnowłosy beznamiętnie, siadając na jednym z krzeseł i zapraszając Yunho by się do niego dosiadł.- Widzisz, nie mi to oceniać. Nie jestem tu od wybierania, czy ktoś przeżyje czy nie. Tym zajmuje się na szczęście Seonghwa. Ja mam jeszcze jakieś skrawki życzliwego serca.

- Uważasz, że nie powinien zostać zabity? To rewolucjonista.-

- Gdybym miał tyle odwagi co on i nie był przywiązany do Hwy, być może postąpiłbym jak on.-

- Bluźnisz. Każdy na twoim miejscu miałby już spore problemy.- przyznał drugi, chociaż nie zamierzał wcale na niego donosić. Nałożył na talerz odrobinę warzyw oraz kawałek pieczonego mięsa.

- Słowa to jedno, mają niewielkie znaczenie.- pokręcił głową.

- Podałbym ci milion powodów, dlaczego się mylisz, ale nie ma to najmniejszego sensu. Gdybyś miał szansę, pomógłbyś mu?- Jeong wydusił z zapchanymi policzkami. Wydawał się zupełnie niewzruszony wagą przedmiotu ich konwersacji. Takim samym tonem wypowiadał się na temat pogody, co nastoletniego życia. Na dodatek pozbawionego przyszłości.

- Nie wiem. Nie pomagam roztrzepanym dzieciakom. Musiałby mi podać powód większy, niż sama chęć zdetronizowania Seonghwy. Też przyznam, że gdyby udało mu się go zamordować, nie miałbym skrupułów by samodzielnie przyczynić się do jego długiej oraz bolesnej śmierci. Fakt, że zwątpił, ratuje go trochę w moich oczach.-

- Twój tok myślowy jest niezwykle skomplikowany. Aczkolwiek, jak rzadko wtrącam się w nieswoje interesy, tak poleciłbym ci się od tego odciąć. Nie rób nic głupiego.-

- Ja? Głupiego?-

- Przeceniasz się Yeosang.- prychnął Yunho kończąc wątek.

----------------------------------------------------------

- Ciekawa insynuacja, z którą oczywiście się nie zgadzam. Teraz jednak prosiłbym, żebyś ze mnie zszedł, bo zaczyna się chmurzyć.- dźgnął go między żebra, przez co wyższy skrzywił się nieznacznie i podniósł się niezadowolony. Hongjoong nie miał pojęcia w czym takim mu przerwał, a szczerze powiedziawszy, nawet nie chciał wiedzieć. Sam otrzepał się z kurzu, próbując tym samym ściągnąć z siebie również zapach Seonghwy, na który składała się woń delikatnych, aczkolwiek charakterystycznych perfum (których z wiadomych powodów, Kim prosił aby nie używał) oraz wiatru. Rzecz jasna, szarowłosy był po prostu przewrażliwiony, więc bliskość jaką zafundował mu starszy przekraczała jakiekolwiek granice jego poczucia komfortu. Nie lubił, kiedy bezczelnie oraz bez pozwolenia, z istną premedytacją oraz tym cholernym diabelskim uśmieszkiem, ktoś przedzierał się przez jego osobistą przestrzeń. Burknął coś na ten temat cicho, ale sam nie wiedział, co takiego chciał wyrzucić mężczyźnie i jak to ubrać w słowa, żeby nie brzmieć jak histeryk.

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now