ekspedycja

200 24 2
                                    

Tego dnia nad Fedorą unosiła się gęsta mgła. Tą Hongjoong przewidział bezbłędnie i kiedy stojąc u progu Głównej Siedziby, przyglądając się wciąż uśpionym ulicom, nie było w nim za grosz zaskoczenia. Ziewając leniwie, z wypakowanym po brzegi plecakiem, liczył sekundy, żeby wypomnieć każdą jedną spóźnienia, dla traktującej go pobłażliwie załogi. Niczego nienawidził tak bardzo jak odstępstwa od planu. Jego dzień to był rytm, jak piosenka, albo taniec. Miał określone tony, góry, doły i szyk, w którym nie zamierzał doszukiwać się minut na potknięcia innych. Ubrany w cienką czarną koszulkę oraz czarne bojówki, wiedział, że inni znów włożą na siebie te ciężkie, grube płaszcze, przez które dusić się będą oparami własnego potu. Wyraźnie zaznaczył, że poza murami nie ma czegoś takiego jak regulamin miasta. Absurdem byłoby podporządkowywać się nieistotnym punktom jakiegoś idiotycznego kodeksu, który miał w sobie tyle mądrości, ile jest wody na pustyni. Przesycony nonsensem, próżnością i narcyzmem władzy. A propo niej, Joong poczuł na swojej szyi ciepły oddech, który pachnął niedawno wypitą kawą.

- Zaskakujące, że znalazłeś na to czas. Brawo, nie spóźniłeś się.- prychnął ironicznie. Jeśli Seonghwa oczekiwał pochwały, to musiał obejść się jedynie smakiem. 

- Uwielbiam jak notorycznie zgrywasz oschłego palanta.- szepnął pod nosem, wywracając oczami. Nie miał na celu ukrywania tej opinii przed Kimem, ściszył głos tylko po to, by krzątający się nieopodal Mingi z Wooyoungiem nie usłyszeli tego niestosownego komentarza. Nie wpasowywało się w maniery przywódcy, a Park na takiego się kreował. To szarowłosy także uważał za śmieszne. 

- Wiesz jaka jest między nami różnica? We mnie można coś uwielbiać.- bąknął przekornie, chociaż z jego spojrzenia uleciał ciężar uszczypliwości, pozostawiając tylko rozbawienie. 

- Robisz się coraz bardziej pyskaty i bezczelny.- wywrócił oczami, nawet niezdziwiony taką postawą niższego. Każda inna osoba zapłaciłaby za nie odnoszenie się do niego z należytym stosunkiem, ale Hongjoong miał własne bariery, które nie obejmowały narzucanego porządku. San decydował co ma nim być, a co jest tylko wymysłem osób szukających poklasku. Seonghwa mógłby go zabić, a jego ostatnim gestem byłoby najpewniej splunięcie mu w twarz charakterystyczny śmiech, przepełniony pychą. Nie zjadłby ostatniego posiłku, kazały go przekazać temu wyliniałemu przybłędzie, który od czasu do czasu zjawiał się pod budynkiem czekając na Woo, strosząc spiczaste uszy i ciemny ogon. 

- Ach, zdaje ci się.- machnął ręką teatralnie. Doliczył się już tysiąca dwudziestu-trzech sekund i był w stanie stwierdzić, że pracownicy Parka są niekompetentni, przez co stoi tu już o trzy sekundy za długo.- Wiedziałem, że nie należy zabierać z nami tych nieudaczników. 

- Mówisz o mojej kadrze?-

- Pośmiewiskiem jest ich tak nazywać. Nie bierz tego do siebie, to nie twoja wina. A może? Nie wiem, przemyśl to sam, bo ja nie mam na to czasu.- wskazał na nadgarstek, gdzie rzecz jasna zegarka nie miał, ale każdy byłby w stanie rozczytać aluzję. Hwa pokręcił głową, oddalając się w stronę wejścia, by zobaczyć czy tamci już nie idą. Oczywiście byli praktycznie u progu, w pełni przygotowani, szli w zwartym rządku jak żołnierze. Hongjoong spojrzał na nich pobłażliwie, ale nie powiedział już nic więcej, po prostu ruszając na dziobie całej załogi, chociaż nie był nawet ich dowodzącym. Tą rolę pełnił brunet, idąc krok za nim, lecz dając mu w tym wolną rękę.  Trójka przyjaciół kima, wmieszana w równy szyk, podśmiewała się z nich odrobię, rzucając między sobą wymowne żarciki. 

       Wyjście poza mury okraszone było patetyczną atmosferą, gęstszą niż mgła, z którą mieszały się ich oddechy. Uroczysty rytuał, w którym strażnicy przy bramie kłaniali się pokornie brunetowi, był dla szarowłosego nie lada absurdem oraz kolejną okazją, do zmarnowania istotnego kwadransa. Joong stępował z nogi na nogę, nie ukrywając swojego niezadowolenia. Nie pojmował, dlaczego ci ludzie musieli złożyć jakąś suchą przysięgę, opiekowania się granicami podczas nieobecności Hwy. Ich twarze wyrażały wzruszenie tak jakoby mężczyzna miał już nigdy nie wrócić, chociaż szanse na to były niezwykle małe. Potem jeszcze każdy po kolei został przeszukany od góry do dołu, w towarzystwie wnikliwego wzroku  ciemnowłosego. Hongjoong nie lubił dominacji, jaką starał się mu narzucić. Z pobłażliwym uśmieszkiem wpatrywał się się w Parka, gdy jego sługus snuł dłońmi wzdłuż jego ciała, zaglądając do kieszeni i pod koszulkę. Jednak nic nie sprawiłoby, ażeby Seonghwa obdarzył go zaufaniem większym niż każdą inną osobę w ich gronie. Co więcej, Hong byłby pierwszym, którego podejrzewałby o knowania przeciwko niemu. Ci, którzy pragnęli być najbliżej, mogli mieć swoje powody, a te nie zawsze były życzliwe. Sam coś o tym wiedział. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auDonde viven las historias. Descúbrelo ahora