Choi Jongho

139 19 9
                                    

Po sprawdzeniu ich identyfikatorów oraz przekazaniu Seonghwie poręcznego pistoletu, by schował go za paskiem, przeszli przez rozsuwane drzwi, z towarzyszącym u ich boku mężczyzną. Szli korytarzem, oświetlonym nielicznymi lampami zamieszczonymi w suficie. Po obu stronach ciągnęły się rzędy drzwi, lecz jak Park zapewnił, nie było za nimi nikogo. Dopiero na końcu holu, gdzie czekało na nich dwóch dozorców z bronią podobną do tamtego strażnika, ciemnowłosy zatrzymał się, a tamci zgodnie z należytym szacunkiem, skinęli w jego stronę. 

- Przyszedłem zobaczyć mojego niedoszłego zabójcę.- powiedział z nieadekwatnym do atmosfery uśmiechem. Chyba tylko on miał względnie dobry humor, bo nawet Kimowi udzielił się przytłaczający nastrój tego klaustrofobicznego oddziału. 

- Czy on również?- zapytał jeden z nich, a Park przytaknął, zerkając na niższego i sprawdzając, czy ten aby na pewno dalej tam jest. Wprawdzie ucieczka wysoce by do niego nie pasowała, aczkolwiek w takich okolicznościach, wszystko było możliwe. Szczególnie, że ich podejścia do śmierci różniły się, podobnie jak stosunek do moralności. 

Wpuścili ich, chociaż lekko zdezorientowani oraz niepewni. Nie mogli jednak odmówić tego Seonghwie, niezależnie jak głupie oraz nierozsądne to było. 

Izolatka była jeszcze mniejsza, niż mógł to sobie wyobrażać szarowłosy. Bardziej niż celę, przypominało to ośrodek dla obłąkanych, chociaż zdjęcia takowych widział tylko raz, w albumie poświęconym historii medycyny. Ciemne pomieszczenie, w którym nagle rozbłysła żarówka zwisająca z góry, wypełniło się bladożółtym światłem, które pozwalało dostrzec chłopaka siedzącego w kącie przy szklance, do połowy wypełnionej wodą. Przez chwilę Hongjoong pomyślał nawet, że nie traktują go tak źle, skoro ma stały dostęp do picia. W końcu wielu byłoby w stanie zabić za taką dobroć. Dopiero kilka sekund później, gdy ten uniósł głowę delikatnie do góry, zorientował się, że to nie była regularna racja, a prawdopodobnie jedyna jaką dostał od kiedy tu trafił. Jego cera była papierowo biała, oczy podkrążone, zaropiałe oraz niewiarygodnie zmęczone. Był ubrany w swoje ubrania, a jako że wywodził się z Kresowców, były to zwyczajne łachmany, które nie dawały ciepła nocą, ani nie pomagały w upale za dnia. Włosy miał pozlepiane, prawdopodobnie przez krew, która znajdowała się również na palcach jego dłoni, jakie oplatał wokół łydek. 

Joong skłamałby mówiąc, że nie widział nigdy kogoś w gorszym stanie, bowiem w swoim życiu doświadczył już najbardziej makabrycznych ze wszystkich obrazów. Natomiast tamte pamiętał z dzikiego świata, którym nie rządziły absolutnie żadne prawa. Uważał, że jeśli układa się jakiś system, to powinien on prowadzić człowieka do sprawiedliwości oraz humanitarności, w innym wypadku nie należało tego nazywać dobrem ogółu, a jedynie prywatnym. Im dłużej przebywał w Fedorze, tym więcej widywał przewagi egoizmu władzy, megalomanii jednostki, jej wyższości nad rzeczywistym działaniem dla całości. A przyglądając się odwodnionemu nieznajomemu, który z pewnością wariował w tych czterech ścianach, wolałby już go zastrzelić niżeli pozostawić na kolejne doby. 

- Wyprowadźcie go do innego pokoju.- poprosił Park, uważając, że to nie są odpowiednie warunki na rozmowę. Wiele było w tym racji, lecz nie tylko na konwersacje te warunki były nieodpowiednie. 

    Hongjoong nie odezwał się, tylko dlatego, że jego uwagi byłyby pełne hipokryzji. Sam nieczęsto wykazywał się jakąkolwiek empatią, więc stawanie po stronie mordercy byłoby z jego strony niemądrym zagraniem. Mimo wszystko, dokładnie przyglądał się nastolatkowi, prowadzonemu przez dwóch pracowników, w stronę pobliskiej sali. Tam było już znacznie więcej przestrzeni oraz powietrza, którym Kim niemalże się zachłysnął. Miał wrażenie, jakoby cały ten czas wstrzymywał oddech, jaki wydawał się w tym momencie nienaturalnym odruchem. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now