Rozdział 3, Dzik jest dziki, dzik jest zły...

154 11 5
                                    


- Żeby was wszystkich! Bogów, aniołów, demonów! Abyście... !! – krzyczałam, trzymając się sztyletów wbitych we włochaty grzbiet.

Razem z dzikiem uczestniczyliśmy w korridzie połączonej z rodeo. Najpierw skakałam naokoło niego, raniąc go sztyletami, a potem wdrapałam się na drzewo i zeskoczyłam mu na plecy, wbijając w nie ostrza.

I teraz on brykał pode mną i obijał się o drzewa, próbując zrzucić niechcianego jeźdźca.

Co można robić w takim przypadku? I jak w ogóle myśleć o czymkolwiek innym, niż żeby się trzymać? Bardzo trudno, a do tego trzeba ignorować ból, jeśli dzikowi udaje się uderzyć w drzewo i uwięzić moją nogę, między jego cielskiem, a pniem...

***

Przeżyłam! Znowu cud! Ten świat obfituje w cuda, a ja znowu będę mogła żyć trochę dłużej!

Wycinając kawał mięsa ze zwierzęcia, uwolniłam nogę spod martwej tuszy. Wykorzystałam dzika do odnowienia rezerwy energii i zjadłam na surowo jego serce i wątrobę, oraz trochę tłustego mięsa z udźca. Wzmocniwszy się tak, ruszyłam dalej, kuśtykając trochę.

Jednak następnego dnia czułam się już lepiej i nogi nie odmawiały mi już posłuszeństwa. Więc znowu miałam szczęście, bo już pod wieczór spotkałam pięć wilków. I musiałam przebierać nogami z prędkością światła, plując na ból, który za każdym razem wydawał się jakoś słabszy. Wyprzedzając pchlarzy trochę, udało mi się wdrapać na drzewo i już tam zostać, obmyślając plany na przeżycie. Było to trudne, bo wilki głupie nie były i próbowały mnie strząsnąć z gałęzi, jak jakieś jabłko.

Przywiązałam się do pnia swoim wiernym i niespotykanie wytrzymałym plecakiem i spędziłam noc na drzewie. Sen nie był zbyt regenerujący, bo co kilkanaście minut jeden z wilków (wydaje się, że były na tyle inteligentne, by zmieniać się, wykonując ten obowiązek) mocno potrząsał moim schronieniem i budził mnie z płytkiego snu.

Rano, trochę nieprzytomna rozejrzałam się po scenie pode mną. Wilki spały sobie słodko, jak szczenięta. Zeskoczenie na ziemię znaczyłoby, że rozpoczynam kolejny maraton na wytrzymałość, ze stworzeniami, które miały nade mną przewagę z powodu czterech łap. Westchnęłam, rozmasowałam zdrętwiałe mięśnie i położyłam się spać, nadrabiając zaległości.

Tak niech te przeklęte psy by pozdychały! – pomyślałam, zanim odeszłam na łono Morfeusza.

Kiedy obudziłam się ponownie, pod drzewem czatowały na mnie tylko dwa wilki. Rozejrzałam się, ale innych nie było widać, ani słychać w pobliżu. Ponownie spojrzałam na wilki i uwolniwszy się od plecaka, zeskoczyłam na ziemię. Wyglądało na to, że do „zdychania" mi wypadnie samej przyłożyć rękę.

***

Moje ubranie zamieniło się w krwawe strzępy, ale obydwa psowate padły trupem. Im również wyrwałam serca i wątroby i pożarłam je jak jakaś dzika, niemal krztusząc się tryskającą z nich krwią. Dopiero oblizując palce, zdałam sobie sprawę, że zupełnie zdziczałam. Nie dość, że wsuwałam surowiznę bez chociażby najmniejszego uczucia dyskomfortu, to jeszcze byłam gotowa wylizać ręce ze świeżej krwi, aż po łokcie.

Trzeba jak najszybciej dotrzeć do cywilizacji, inaczej w tym lesie zmutuje nowa odmiana dzikiego elfa! – pomyślałam.

Jednak łatwiej pomyśleć niż zrobić. Z jakiegoś nieznanego mi powodu, wciąż co chwila spotykałam jakąś bestię lub zwierzę nie nastawione do mnie zbyt przyjaźnie. I choć nie byłam zapalonym łowcą, większość z tych stworów nie chciała opuścić pościgu za mną i musieliśmy staczać walkę o przetrwanie. Przed osłabnięciem ratowała mnie tylko niesamowita elfia regeneracja, jak i to, że żywiłam się pokonanymi.

Elf...ka?Donde viven las historias. Descúbrelo ahora