Rozdział 95, Oczekiwania ciąg dalszy...

51 9 11
                                    


Z tęsknotą spojrzałam w okno, gdzie niebo powoli stawało się purpurowe i zapaliłam świetlną kulę. Nienawidziłam papierkowej roboty, czytania zawiłości języka prawniczego, ale jako Władca powinnam znać prawo mojego państwa-miasta. Nawet jeśli mogłam je zmienić w każdej chwili, bo samo moje słowo i moja wola były prawem. Należało się z tym chociaż zapoznać i ewentualnie wprowadzić jakieś drobne poprawki – miałam cały stosik kartek z notatkami do wielu paragrafów, jak również ze szkicami praw i przepisów, które nie zostały uwzględnione w oryginale.

Cicho zapukano do drzwi.

- Proszę! – zawołałam, po czym gniewnie syknęłam, gdy pióro skrzypnęło po papierze i zrobiło na moich notatkach wielkiego czarnego kleksa.

Moje avatary służących przeszukały okolicę i w kilku opuszczonych domach znalazły atrament i kilka maczanych piór z metalowymi stalówkami. Atrament nie był w stanie płynnym, jak znany w Europie, a w stanie kostek i sztabek, które należało utrzeć z wodą, aby nim pisać, na styl Azjatycki, co wyjaśniało, dlaczego przez tysiące lat nie wysechł na wiór i dało się nim znośnie pisać. Nie licząc, że czasem drgnięcie stalówki powodowało, że atrament skapywał na pergamin w brzydkim stylu, robiąc plamę.

Do mojego gabinetu nieśmiało zajrzał Alek.

- Nie było cię na obiedzie, ani na kolacji – powiedział cicho.

- Niestety nie mam czasu... Muszę to skończyć, zanim wszystkie te obowiązki i odpowiedzialność pogrzebią mnie żywcem – westchnęłam smutno, spoglądając na otwarte przede mną kodeksy karne, cywilne i inne...

- Czyli dobrze, że ci coś przyniosłem – podszedł do mojego biurka i postawił na nim talerz z kanapkami.

Mój żołądek natychmiast zaburczał, domagając się swoich praw. Dym papierosowy nie zapewniał substancji odżywczych. odkładając pióro, zrobiłam miejsce na talerz, przesuwając papiery oraz spodeczek z popiołem i petami.

- Dzięki – westchnęłam z wdzięcznością i nie przejmując się poplamionymi atramentem palcami, zabrałam się za kanapkę.

- Ty jesteś zajęty... Twój brat też, robi coś w laboratorium... A ja nie wiem, co mógłbym zrobić.

- Hmm... – mruknęłam, dokładnie przeżuwając i myśląc, co mu odpowiedzieć.

Ja pracowałam, Reo też, a chłopak czuł się jak piąte koło u wozu. Chyba rzeczywiście należało mu dać jakieś zadanie, żeby się ne nudził. Tylko jakie?

Przełknęłam.

- W mieście jest wciąż wiele domów, w których są różne przydatne rzeczy. Może zająłbyś się tym?Wziął kilkoro avatarów i dokładnie te domy przeszukał i przyniósł z nich wszystko, co ma jakąś wartość? – zaproponowałam.

- Mogę? – oczy chłopaka zabłysły się z podniecenia.

- Tak, tylko zanim coś sobie zatrzymasz, z tego co znajdziesz, pokaż to mnie, albo Reo. Nigdy nie wiadomo, może po wojnie został jakiś przeklęty przedmiot, który tylko udaje coś nieszkodliwego.

- Uhum, w porządku – Alek z entuzjazmem pokiwał głową.

- No to świetnie – ucieszyłam się i powróciłam do niszczenia kanapki.

- I... mam je przeszukać od piwnicy po strych? Znaleźć wszystkie schowki i sejfy? – doprecyzował.

Pokiwałam głową.

- Więc... mogę przejść się po wszystkich domach i ruinach jakie znajdę, przeszukać je, zabrać wszystko, co się może przydać i zatrzymać to, co mi się spodoba?

Elf...ka?Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin