Rozdział 31, Dopasowywanie...

66 13 4
                                    


Velyth zaklął w najgorszych uczuciach, ponieważ tak paskudnie obrażono jego sztukę władania bronią, nadając jej „poziom trudności – łatwy" i to w trybie szkoleniowym!

Zerknął na Lex, który wciąż cichutko chichotał nie mogąc nawet wstać z podłogi, na którą się zsunął.

Ciemnemu wciąż nie mieściło się w głowie to, co stało się w pokoju. W jednej chwili Lex klękał na podłodze, na czerwonej płycie, a w drugiej już krzyczał krótko i rozdzierająco, wstrząsany drgawkami. W którejś chwili, dokładnie nie zauważył kiedy, wciąż walcząc z dziwnymi stworzeniami, nastąpił dziwny trzask i na podłodze leżały już dwa jasnowłose ciała. Potem obydwie złotowłose postacie zdołały się jakoś podnieść, dopełznąć do drzwi i je jakoś otworzyć, co pozwoliło całej trójce uciec.

Kiedy usłyszał słowa jasnego o zielonych oczach, dopiero wtedy tak naprawdę przyjrzał się Lex i zobaczył, że... że on jest nią! Smukłą i delikatną jasną. Gdyby nie jej niebieskie oczy o unikalnym wyrazie, nie uwierzyłby, że jest tym samym młodym, który bił się i zaprzyjaźniał z więźniami z celi oraz palił z hrabią. Za to jej opowieść wyjaśniała, dlaczego Lex czasem zachowywał się tak dziwnie. Przecież żyć, jako dwie dusze zamknięte w jednym ciele, zwłaszcza o odmiennej płci, musi być naprawdę trudno.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę do domu – Lex w końcu zdołała opanować chichot i wstać. Koszula z czarnego materiału podkreślała jasność jej skóry i złoty odcień włosów spływający na ramiona. Ciemny z trudem odwrócił spojrzenie od jej zgrabnych nóg.

- Byś chociaż skoczyła do domu i mi coś do ubrania przyniosła... – zaczął ten drugi jasny, którego nazywała bratem. Wyglądał niemal identycznie z dawnym Lex, ale wyraz twarzy i oczu miał inny, nie wspominając już o ich jasnozielonym kolorze. Wyglądał... zupełnie jak to odbicie w szybie pałacu hrabiego.

- Aha, na pewno, będę jak ten gołąb pocztowy biegać tam i z powrotem. Lepiej choć ze mną.

- Jeszcze czego! Nago biegać przez miasto!

- A kto ciebie na tych pustych ulicach będzie oglądał? Ale jeśli tak... – niebieskie oczy zwróciły się w jego stronę – Velyth, pójdziesz z nami? Jako jedyny z nas masz broń, a tu co kamień to wąż, zębata jaszczurka albo jakieś inne, głodne paskudztwo.

Nie miał siły by odmówić tym oczom, które za każdym razem przeszywały go spojrzeniem na wskroś i widziały dosłownie wszystko.


***


Doszliśmy do domu wesołą kompanią, dzieląc jeden zestaw ubrań na troje. Ja w koszuli, Vel w butach i szortach (jego broń nijak nie może uchodzić za odzież), a mój nabyty brat w spodniach Velyth, które ten szczodrze i bez próśb, sam zaproponował. Reo chciał z dumą dziedzicznego szlachcica odmówić, ale zobaczył moją minę za plecami ciemnego i natychmiast przestał stroić fochy, przyjął gacie i się ubrał.

W domu natychmiast zajęłam łazienkę i z pewnym zaskoczeniem odkryłam, że nie miałam racji. Coś tam było, ale było tego tak mało, że w zasadzie trzeba tego było szukać na dotyk. Nie mniej jednak ucieszyłam się, to trochę, to jednak więcej niż nic.Generalnie mój obraz przedstawiał się tak: wysoka, szczupła blond piękność, prawie bez biustu i bioder, za to z wąską talią osy. To można odhaczyć z listy marzeń. Cycków, jak piłki plażowe nigdy nie chciałam, wierząc, że sztuka uwodzenia w nich nie leży. Teraz pozostało mi jeszcze znaleźć Księcia z Bajki i spędzić resztę długiego, elfiego życia w jego ramionach. Gdyby tym Księciem okazał się Velyth, nie miałabym nic przeciwko. Piękny, dobry (gdyby nie był, dawno by mnie zabił), bystry, odważny... czegóż chcieć więcej?

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz