Rozdział 89, Trauma...

56 9 6
                                    

Wiedziałam, że Viessa została w naszym domu, kiedy wszyscy poszli na wykłady. Velyth też poszedł, a ja wróciłam do domku porozmawiać ze szwagierką. Siedziała na kanapie, czytając jakąś książkę, chyba podręcznik i zabawnie marszczyła czoło oraz nos. Najwyraźniej próbowała cokolwiek zrozumieć.

- Hej, Vi – powiedziałam po chwili, kiedy zupełnie nie zwróciła na mnie uwagi.

- Oh! – uniosła na mnie zdziwione oczy – A ty nie... nie na wykładach?

- Ja to tam wszystko umiem, a egzaminów na razie nie ma... – wyjaśniłam, zastanawiając się, jak zacząć rozmowę na interesujący mnie temat.

Spojrzała na mnie badawczo.

- Chcesz ze mną porozmawiać? – zapytała ciemna odkładając książkę na stolik do kawy.

Pokiwałam głową. Parsknęła trochę zirytowana.

- Nie obchodzi mnie, co tam sobie robicie z moim bratem... – warknęła, rozsiadając się wygodniej na kanapie i krzyżując ręce na piersi.

Czułam, że nie była do końca szczera z tym stwierdzeniem. Wroga postawa również nie dodawała pewności w jej słowa.

- Ah, ja nie o tym – odważnie weszłam, powiesiłam płaszcz na oparciu fotela i usiadłam.

- Nie?... – zdziwiła się i straciła nieco pewności siebie.

Westchnęłam i zmierzwiłam włosy, próbując znaleźć odpowiednie słowa do objaśnienia sytuacji. Na moje nieszczęście wyjaśnienie całej sytuacji bez interwencji bogów, nawet przy elfim rozpoznawaniu kłamstwa, było praktycznie niemożliwe. Viessa musiałaby mi zaufać na słowo. Ale nawet jeśli ktoś mówi ci coś, co uważa za prawdę, nie oznacza to, że to rzeczywiście jest prawda.

Nie mniej jednak, zamierzałam wykręcać się jak najdłużej, nie zdradzając w sprawie udziału bogów. I tak już stanowczo za dużo osób o tym wiedziało. Alet już w jakiś sposób zapisał się do „mojego" kultu, a ja nie zamierzałam zbierać więcej fanatyków i innych mocno wierzących.

- A tak właściwie... to gdzie twój harem? – spróbowałam złagodzić jej nastawienie.

Pomogło. Lekko się uśmiechnęła.

- Pozwoliłam im... przejść się po mieście – wyjaśniła – Ten twój mały dzieciak o lisiej twarzy, pewnie jakiś mały złodziejaszek... obiecał że im miasto pokaże, ale i przypilnuje, żeby ich nikt nie okradł. Mareth i Alet'tar też z nimi poszli.

Mimowolnie zachichotałam wyobrażając sobie grupę drowów na wycieczce pod przewodnictwem ludzkiego nastolatka.

- Więc? – podjęła Mroczna Dama, znów przeszywając mnie uważnym spojrzeniem – O czym tak naprawdę chciałeś porozmawiać?

- Umm... Czy po morderstwie... albo w trakcie... – szukałam właściwych słów – procedury wygnania, działo się coś niezwykłego? – zapytałam w końcu, zaczynając rozmowę z dość daleka.

Dopiero teraz przyszło mi na myśl, że tamta Mroczna Dama zadowoliła się tylko wygnaniem Vel, właśnie dlatego, że jej córka przeżyła. Możliwe, że gdyby dziewczynka umarła, matka spróbowałaby pociągnąć do odpowiedzialności również Viessę, ale skoro mała przeżyła, to pozbyła się jedynego świadka, który mógłby to potwierdzić. Pewnie jeśliby Velyth się nad tym zastanowił, możliwe, że zrozumiałby, że z powodu targających nim wątpliwości, nie zadał śmiertelnego ciosu.

- Niezwykłego? – powtórzyła za mną – Nie... Oczywiście, że nie. Dlaczego m...? – urwała w pół słowa, wyraźnie wertując w pamięci tamte wydarzenia.

Elf...ka?Where stories live. Discover now