Rozdział 100, Goście goście...

72 8 3
                                    


Nastąpił następny wspaniały dzień, na ile wspaniały może być dzień rozpoczęty w biurze. Przepisywałam dokumenty na czysto i zbierałam je w zgrabne pliki, aby wygodnie można je było przekazać na spotkaniu z moimi wasalami i ewentualnie, wprowadzić pewne zmiany. Wszystko było ciche i spokojne, do puki nie poczułam niepokoju od strony Vel. Potem nastąpiła irytacja i pewne rozbawienie, ale nie doszłam do żadnego wniosku, w jakiej sytuacji mógł się znaleźć. Okropny i przeszywający ból mi nie pozwolił. Było trochę jak przy ostatniej, nieobliczonej teleportacji. Tylko znacznie gorzej.

W końcu przeszło, a ja na trzęsących nogach podniosłam się spod burka, pod które się zsunęłam.

„Reo – natychmiast skontaktowałam się z bratem – To nie ode mnie, to ze strony Velyth."

A potem oparłam się o blat i zaczęłam się leczyć. Mój system nerwowy, choć nie dostał bezpośredniego ciosu, został nadwyrężony.

„Wasza Wysokość, raportuję, że Lord Strażnik powrócił i przywiózł gości." – zahuczało mi w głowie Enko.

- Że kto...? – pomasowałam swoje skronie, pytając w przestrzeń.

„Wasz małżonek i dowódca waszej osobistej straży, Wasza Wysokość" – grzecznie wyjaśniło mi miasto.

- Ah... więc to jego oficjalny tytuł?... Dobrze... bardzo dobrze... – westchnęłam – To kogo tam przywiózł?...

„Lord Strażnik przybył wraz ze swoim podwładnym i ze swoim wierzchowcem, przywożąc dwie ciemne kobiety i pięciu ciemnych mężczyzn."

- D-dwie? – głos mi nieco zadrżał.

Jeśli ta druga, to ta, o której myślę, to jeszcze nie jestem gotowa się z nią spotkać...

„Zgadza się, Wasza Wysokość."

- No dobrze... Zgadując na podstawie, jak się czuję... oni nie czują się lepiej?

„Niestety nie, Wasza Wysokość. Wydają się bardzo wycieńczeni teleportacją, gdyż znacznie przekroczyli wytrzymałość bransoletek. To szkodliwe dla organizmu, ale wydaje się, że poza wycieńczeniem nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Ale nie mam odpowiednich artefaktów podłączonych do tej sali, by poprawnie ocenić ich stan."

Oceniłam, że sama się czuję, jakbym przeszła przez rozdrabniarkę...

- Cholera! – uderzyła mnie nagła myśl – Enko! Sprowadź służących do tej sali! Musimy im pomóc! Zbadać i upewnić się, że są cali! – rzuciłam się w kierunku drzwi.

„Będzie wykonane, Wasza Wysokość!"

- Dziękuję!

Biegnąc już korytarzem, skontaktowałam się z Reo i Alet.

„Reo, oprócz tego, że Vel wrócił, to nieźle się po drodze poobijał... co pewnie poczułeś. Potrzebuję wsparcia medycznego, bo nie wiem, czy jest z nimi źle czy nie. Przyjdź najszybciej jak możesz do pokoju teleportacyjnego."

„Jasne... ja już idę w tamtą stronę. Po tym co poczułem, jakoś podejrzewałem, że będę potrzebny..." – odpowiedział brat.

„Dzięki! – podziękowałam i natychmiast się przeniosłam świadomość na inne połączenie – Alet? Jesteś tam?..."

„Um... tak?... – odpowiedział mi bardzo niepewnie – Właśnie przed chwilą... Co to było?"

„Chyba wciąż mamy ustanowione połączenie przez artefakt Wielkiej Matki... nie myślałem nad tym, jak je zerwać... przepraszam... W każdym razie, to dlatego, że Velyth wrócił. Ale nie sam, a z towarzystwem i było to stanowczo za dużo jak na te teleportujące bransoletki... Nieźle oberwali. Potrzebujemy pomocy medycznej. To znaczy... nikt nie wygląda na jakoś poważnie rannego, ale... lepiej sprawdzić, niż zignorować. Dasz radę przyjść? Do pokoju teleportacyjnego."

Elf...ka?Where stories live. Discover now