Rozdział 109, Adrenaline Addicted

22 4 3
                                    


Dokończyliśmy piwo i ostrożnie oglądając się za siebie, przeszliśmy się do następnego miejsca miejscowej rozrywki – kasyna. Czy czegoś w rodzaju kasyna, bo jeśli dobrze zrozumiałam wyjaśnia, grali tam nie tylko w karty czy kości, ale również bili się za pieniądze, oraz mieli wyścigi szczurów przez skomplikowane labirynty. Za samo wejście do środka tego centrum rozrywki trzeba było płacić srebrem.

Trzeba było zejść do czegoś jak katakumby pod dzielnicą. Powietrze było duszne i stęchłe, od dymu tytoniowego, oparów alkoholu, potu... I chyba nawet krwi. Chociaż jeżeli gdzieś tu się bili dla kilku monet, to całkiem możliwe, że do rozbitych nosów i popękanych kości.

Zauważyłam różnicę. W Skal w podobnym miejscu wszyscy ukrywali twarze za szalikami, kapeluszami i kapturami. Tutaj może co dziesiąta osoba to robiła. Na szczęście aż tak bardzo się w oczy nie rzucaliśmy.

- Jeśli chcesz się dyskretnie rozejrzeć, to wypadałoby dołączyć do jakiejś rozrywki – szepnął do mnie Seth.

Zastanowiłam się. Karty i kości już widziałam.

- A te wyścigi szczurów, to gdzie? – zapytałam, nie widząc niczego podobne w okolicy.

- Hmm... – rozejrzał się i powiedział – Wygląda na to, że to tam, w sąsiednim pomieszczeniu.

Ostrożnie przemknęliśmy przez tłum we wskazanym przez niego kierunku. Zauważyłam całkiem urocze dziewczyny pełniące tu rolę kelnerek i zachęty do wydawania pieniędzy. Kibicowały graczom, dolewały im alkoholu i ogólnie sprawiały, że czuli się jak panowie życia. Jedna uważnie zeskanowała nas wzrokiem i odprowadziła spojrzeniem do sąsiedniej sali.

W sąsiedniej sali było znacznie bardziej hałaśliwe. Po jednej stronie były areny gdzie mężczyźni okładali się pięściami, albo próbowali pociąć nożami, a z drugiej strony stała wielka konstrukcja podobna do honorowego domku, tyle że z klatek i splecionych z drutów tuneli.

Natychmiast wypatrzyłam linię startową z rzędem klatek. W każdej z nich znajdował się wielki szczur, z kolorową plamą na grzbiecie. Było ich łącznie osiem – czerwony, fioletowy, niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy, biały i czarny – jak Power Rangers.

- Mamy szczęście, nowy wyścig dopiero się odbędzie – zauważył Seth, obserwując maklerowi przyjmujących nowe zakłady – A ty... Będąc bestiarzem... Możesz im któremuś z nich kazać wygrać?

- Nie i... Po co ci to? Pensja którą dostajesz jest mała czy co?

- Eh... Tak sobie tylko pomyślałem... – fałsz w jego głosie był bardzo zauważalny.

- Pozwolę sobie nie uwierzyć, że to tylko teoretyczne rozważania.

- Eee... Po prostu tak sobie pomyślałem, że dodatkowy zastrzyk gotówki by mnie nie skrzywdził... – z takim stwierdzeniem nie można się było spierać.

Zerknęłam ponownie na szczury.

"Naprawdę zamierzasz obstawiać?" – zapytał Velyth.

"Osobiście... Tak. Do tego on też by chciał... A ja niestety lubię hazard. Adrenalinę z tym związaną..."

"I nie dasz się przekonać, żeby nie ryzykować?"

"To nie jest tak wielkie ryzyko. Nikt nie zna tu moich umiejętności, wszyscy będą obstawiać na teoretycznie równych warunkach. Nikt mi nie może zarzucić, że podmienia się karty czy obciąża kostki."

- Więc? Zgadzasz się? – zapytał mnie Seth.

- No zgadzam się. Daj mi chwilę... – odpowiedziałam i podeszłam bliżej klatek.

Elf...ka?Where stories live. Discover now