Rozdział 13, Świeczki i Łaźnie...

120 11 10
                                    


- Znaczy co? Mam niczego nie tłumaczyć i trzymać w błogiej nieświadomości? – Lex odwrócił się w jego stronę, spoglądając na niego nieco ironicznie spod kaptura.

Ciemny popatrzył na niego przez chwilę, zastanawiając się, jakby tak zepsuć jasnemu humor. Nie mógł pogodzić się z tym, że młodszy od niego o prawie czterdzieści lat Lex doskonale odnajduje się we wszystkim, co się dzieje dookoła, nie boi się i nie jest zagubiony. Jakim cudem?!

Wtedy do głowy przyszedł mu pewien pomysł, jak skutecznie zapędzić jasnego w kozi róg. Wrednie zmrużył oczy i jadowicie zapytał:

- Więc, jeśli zapytam, skąd tyle wiesz, co właściwie robiłeś w lesie i dlaczego uciekłeś z domu, szczerze mi odpowiesz?

- Tak – powiedział z powagą Lex, a Velyth czuł, że było to powiedziane szczerze.

- Więc? – ponaglił.

- To nie jest tylko moja tajemnica – odpowiedział jasny i tu również nie było kłamstwa. Ale ta wypowiedź zabrzmiała tak poważnie i... w jakiś sposób niepokojąco.

- Kim... Kim ty jesteś? – wykrztusił to tak cicho, jakby bał się, że Lex to usłyszy i jednak odpowie. A ta odpowiedź może mu się nie spodobać.

- Czy nie mówiłem już? – błękitne jak niebo oczy zabłysły z rozbawieniem i jeszcze czymś... czymś tajemniczym – Jestem Lesshalee Feraraheal.

I Velyth wiedział, że to nie było zwykłe imię. Że miało jakieś znaczenie, które mu umykało. I że Lex... Lesshalee Feraraheal, nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie kimś zwykłym.

Mistyczną atmosferę zepsuła ruda dziewczyna, stawiając na stole trzy talerze.

- Zaraz doniosę zupę i piwo – powiedziała nieśmiało.

- A gdzie sztućce? – warknął Velyth, ciesząc się, że może na kimś wyładować swoje niezadowolenie i zmieszanie, a dziewczyna się speszyła.

Lex tylko spojrzał na niego jak na dziecko, ale nic nie powiedział, tylko złapał jeden z talerzy i postawił na podłodze. Velyth od tego spojrzenia poczuł się rzeczywiście, jak mały niegrzeczny chłopiec. Dziewczyna natomiast spojrzała z zaciekawieniem, na to co pod stołem i pisnęła.

- Oj! – oczy dziewczyny otworzyły się na całą szerokość – Jaki śliczny koteczek! Można pogłaskać?

Ciemnego zatkało. Jakoś sobie nie wyobrażał hocurra jako koteczka i przytulankę. Owszem, jasny mógł wielką bestię ściskać jak wypchaną zabawkę, ale Lex to był Lex. On taki był. Natomiast ludzie, jak on, obawiali się bestii i podchodzili do niej z ostrożnością i sceptycyzmem. Tylko on, miał czas się przyzwyczaić i nawet walczyć z kotem ramię w ramię i nabrać do hocurra zaufania. Nawet mógł przytulić wielkiego kota, nie obawiając się potężnych mięśni pod miękkim futrem, oraz jego ostrych kłów i pazurów.

A tu jakaś prosta dziewka piszczy na jego widok, ale nie ze strachu, a z zachwytu, od pierwszego wejrzenia.

- Najlepiej zapytać zainteresowanego – powiedział wesołym tonem Lex i zajrzał pod stół – Lynks, pozwolisz damie się pogłaskać?

„Dama" zarumieniła się po cebulki rudych włosów, a hocurr wyjrzał spod blatu. Wysunął się powoli i podszedł do dziewczyny węsząc. Cała sala, z właścicielem na czele, przyglądała się temu z lekkim niepokojem. Dziewczyna śmiało przykucnęła, żeby jej oczy były na poziomie oczu kota i wyciągnęła do niego ręce. Hocurr spojrzał jej głęboko w oczy, a potem otarł się o jej dłonie.

- Jaki miły – zagruchała dziewczyna, drapiąc kota za uszami – Sam łapałeś?

- Można tak powiedzieć – w głosie Lexa niemal słychać było uśmiech, którego nie było widać spod kaptura. Oparł brodę na pięściach i zachwycał się widokiem obrazu „dama i kotek".

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz