Rozdział 63, Wejście elfa na salony...

87 11 6
                                    


Czas do balu minął szybko. Nawet bardzo. Ani się obejrzałam, a już ubieraliśmy się w wyjściowe stroje, czyściliśmy buty, czesaliśmy włosy, ukrywaliśmy broń. Wszyscy czuliśmy, że z bronią nie należało się rozstawać. Oprócz sztyletów schowałam, gdzie tylko mogłam, moje bojowe origami. Pergamin, ozdobiony magicznymi znakami, mógł ciąć nie gorzej niż zwykłe, stalowe ostrze, jak i wybuchać płomieniami.

Dlaczego czuliśmy się tak nie pewnie, nie wiedziałam, a zapytany o to Uesis udzielił mi wymijającej odpowiedzi. Powiedział, że należy ufać przeczuciom, bo nigdy nie wiadomo, którą dokładnie ścieżką losu się podąży. Nie bardzo zrozumiałam, co miał na myśli.

Jednak zaufałam, i zauważyłam, że inni też mieli takie niedobre przeczucie i też mu zaufali.

Gregory nie szedł na bal, chodź by mógł, jako książę, ale bał się, że spotka go tam jakiś znajomy i doniesie rodzicom. A wtedy adios szkoło, sayonara plany zostania dyplomowanym jeźdźcem.

Za to Lynks i nasze wierzchowce szły z nami, bo były czymś niezbędnym do okazania naszego statusu. Kupiłam hocurrowi piękną, czarną obrożę z błyszczącymi, stalowymi kolcami, a dla Echo i Srebrnego po wyjściowym siodle – warto było oszczędzać, żeby teraz móc się odstawić na imprezę.

W nowym stroju wyglądałam przystojnie, jak elfi książę z jakiejś bajki. Chabrowy kolor doskonale pasował do moich złotych włosów i błękitnych oczu. Mój brat, w podobnym stroju, tylko ciemnozielonym, prezentował się nie mniej czarująco. Natomiast Vel... oh... Omal się nie oblizałam, jak na widok najsmaczniejszego deseru. A oczywiście dwaj najważniejsi mężczyźni w moim życiu to poczuli. Na szczęście w pobliżu nie było żadnych świadków, którzy mogli by coś zauważyć.

Mój Srebrzysty Księżyc wyglądał jak najprawdziwszy władca mroku. Był ubrany zupełnie na czarno, tylko koszulę miał szarą, z połyskiem, no i cały strój w świetle delikatnie migotał srebrzyście. Doskonale to pasowało do jego grafitowej skóry, perliście białych włosów i błyszczących czerwonych oczu. Jego włosy jak zwykle były związane w wysoki koński ogon, ale tym razem były związane czarną, aksamitną wstążką.

- Ładne... ale dlaczego taki rzucający się w oczy materiał? – zapytałam, widząc Vel w tym nowym ubraniu, schodzącego na dół po schodach. Wcześniej nie zauważyłam jego sympatii do tego typu odzieży.

Byliśmy w domu Loraralei. To w nim szykowaliśmy się na tę prestiżową imprezę, ponieważ był pokój dla gości i dwie łazienki i dla każdego było miejsce na przygotowanie się.

Ja, wbrew wszystkim mitom o kobietach, byłam pierwsza w salonie, czekając, aż wszyscy inni odstawią się na bóstwa.

- Ten dzieciak nalegał – stwierdził, nerwowo poprawiając kołnierzyk i oczywiście go przekrzywił.

- I nalegał aż tak skutecznie? – zapytałam z uśmieszkiem, podchodząc bliżej i poprawiałam jego kołnierzyk. Na całe szczęście w tym świecie jeszcze do krawatów nie doszli. Co prawda były jakieś apaszki, chustki i żaboty, ale elfy ich nie nosiły.

- Tak... – powiedział cicho.

Zlustrowałam otoczenie wszystkimi zmysłami, ale nikogo nie było w pobliżu.

- I co powiedział? – przysunęłam się bliżej, wciąż trzymając kołnierzyk i patrzyłam na Vel z ciekawością.

- Zapewniał, że spodoba się dziewczynom – przyznał cicho.

- Nie wiem jak innym, ale mi się podoba – również przyznałam szeptem i uśmiechając się chytrze dodałam – I wydaje mi się, że też znajdzie się parę odważnych...

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz