Rozdział 73, Nie jesteśmy sami...

57 8 10
                                    


Ostatnie, co usłyszałam, to pytanie Mareth:

- Czy ta kobieta Kieł, to duch?

Oraz niewyraźną odpowiedź Vel:

- Uhm... Bardzo ciekawska...

Ruszyłam w przeciwnym kierunku, dając szamance znak, by podążała za mną.

- Słucham cię teraz – zwróciłam się do Shagary.

- Odpowiedziało nam inne miasto.

- Co znaczy „odpowiedziało"? Wysyłaliśmy jakieś sygnały, komunikaty? – zdziwiłam się.

- To znaczy skontaktowało się z nami.

- Na jakiej zasadzie? To znaczy: w jaki sposób; czy wiemy dlaczego; czy coś nam grozi?

- Skontaktowali się przez artefakty komunikacyjne, z sali kontaktu, nie wszystko zostało zniszczone. A dlaczego... to chyba zrozumieli, że znowu mamy władcę...

- Moment! Jakie „zrozumieli"?! Kto?! Podobno wszyscy obywatele nie żyją, dlatego ja jako nowy i jedyny obywatel rozpoczynam nową dynastię.

- Tak to działało... Kiedyś... Kiedy połączenie między miastami było stałe. Teraz... szczerze powiedziawszy to nie wiem i nie rozumiem. Czy nam coś grozi... Też nie wiem. Zawsze może zdarzyć się zdrajca.

- Hmm... No dobrze. To prowadź do centrali, sama z nimi porozmawiam, jeśli zechcą... A jeśli nie, to pies z nimi! – dotknęłam kryształu Enko – Enko, słyszał...oś? Znasz sytuację? Nie mają tu wstępu, do puki się nie dogadamy.

- Tak jest, Wasza Wysokość – odpowiedziało mi miasto.

Duch zaprowadził mnie do „sali kontaktu", gdzie pośrodku niewielkiej, ale wysokiej sali, stał wielki, kamienny stół, a pod ścianami było kilka kamiennych tablic z jakimiś kamieniami i plątaninami metalowych drutów. Po przeciwnej stronie od wejścia znajdowała się na dość wysokim stojaku pęknięta kryształowa kula. Na jednej z kamiennych tablic coś migotało.

Podeszłam bliżej i zerknęłam. Niebieski napis: Wiadomość iluzoryczna z Renest. Nadawca: generał Atef Garai. Odbiorca: Władca.Nawet w postaci tekstu, brzmiało to dla mnie dość drwiąco. Tu nie istniało pojęcie cudzysłowu, ale gdyby było, to tytuł władcy na pewno by się w nim znalazł.

- No i już mnie nie lubią... – jęknęłam.

- Dlaczego? Przecież zaadresowali...

- Nie napisali: Władca Przymierza – więc mnie nie uważają się za moich, nawet teoretycznych, poddanych. Nie napisali też: Władca Enko, co w obecnych okolicznościach jest prawdą. A to znaczy, że nie uważają mnie za władcę czegokolwiek.

- Czy Wasza Wysokość jest jego pewna?

Chwilę nad tym myślałam.

- Ręki za to nie dam – powiedziałam powoli – Ale z mojej perspektywy, spodziewajmy się kłopotów.

Użyłam kamiennego, magicznego tabletu i wyświetliłam wiadomość. Jeden kryształów w płycie zabłysł i wyświetlił przede mną popiersie jakiegoś humanoida nieokreślonej rasy ale na pewno męskiej płci. Skórę miał czerwonawą, oczy jasnozielone, w kształcie i budowie przypominały elfie, uszy miały mały szpic, ale były przyległe, a nie lekko odstające. Włosy na głowie i zarost, miał ognistoczerwone, z czarnymi pasmami. Dziwny tatuaż czarnych znaków przecinał jego prawe oko. Ubrany był w brązowy mundur, z jakimś haftem na ramionach. Google w głowie podpowiedziało, że to generalskie epolety Przymierza.

- Więc jednak koś z niedobitków takich jak my, bezczelnie sięgnął po koronę – warknęło na mnie popiersie, a z jego oczu biła nienawiść – Tylko poczekaj... Znajdziemy cię. I przysięgam, że umrzesz w męczarniach – okropny sadystyczny uśmiech rozświetlił jego twarz – Pożał-...

Elf...ka?Where stories live. Discover now