Rozdział 35, Początki problemów i nocni goście...

78 12 4
                                    


Przypomniał mi o nim zimny głos (tak z minus dwadzieścia stopni celcjusza) wypowiadający się śpiewnie po elficku:

- Można wiedzieć, co ty sobie wyobrażasz?

Obróciłam się. Nawet w zapadającym zmroku przybysz był bardzo dobrze widoczny. Ubrany na srebrzysto biało, z alabastrową skórą i upiętymi gładko, jasnymi, niemal białymi włosami. Jasno szare oczy wpatrywały się we mnie zimno, jakby próbując zmrozić do szpiku kości. Nad ramionami wystawały mu rękojeści jakichś mieczy (czy jaśni nazywają swoją broń Ita'Reu, jakoś się nie zapytałam). Każde z jego szpiczastych uszu było zakute w jakąś dziwną metalową ozdobę. Dziwne, że pozwolono mu chodzić w czymś takim, skoro kolczyki w uszatym społeczeństwie były uważane za nie moralne. Chyba że to miała być jakaś ochrona, żeby uszu nie dotykać? Coś w rodzaju, hłe hłe hłe, pasu cnoty? Niepojęta jest logika tych szpiczastouchych stworzeń.

- Zadałem ci pytanie – elf znowu spróbował mnie zmrozić.

- Trudno mi odpowiedzieć, nie znając przyczyny twojego oburzenia – odpowiedziałam, gładząc wywernę po szyi.

Jasny (nawet bardzo jasny) wziął głębszy oddech, jakby próbował się uspokoić i powoli wycedził:- Mistrzu.Całą twarzą wyraziłam nie zrozumienie.

- Powinieneś się do mnie zwracać „mistrzu" – wytłumaczył, a palce u prawej dłoni lekko mu drgnęły.

- Aha.

Staliśmy przez chwilę patrząc się na siebie. Chyba oczekiwał, że go przeproszę, że go tym „mistrzem" nie nazwałam i jednak zrozumiem, o co się gniewał w pierwszej kolejności i za to też przeproszę.

- Będziesz tak stać? – zapytał.

Wzruszyłam ramionami.

- Przyszedłem tu pierwszy, właśnie w tym celu – pogładziłam gadzi pysk w niebezpiecznej odległości od paszczy – Ty... mistrzu, przyszedłeś później. Ja nie muszę nigdzie iść – na złość temu prawie albinosowi zamierzałam tam stać, choćby i do rana.

Popatrzył na mnie, jak na nie tuzinkowe zjawisko.

- Chyba czegoś nie zrozumiałeś. Jestem Mistrzem, Mistrzem Śmierci – nawet było słychać, że powiedział to wielką literą – I mam prawo wymagać od ciebie czegokolwiek.

Mistrz Śmierci. Brzmiało groźnie i pewnie było odpowiednikiem na „dobrze wyszkolony zabójca". Nie poruszyłam się i nie oderwałam od niego spojrzenia. Za to psychicznie przygotowałam się do czarów.

- No? Na co czekasz? – lodowe kostki słów były mrożonym jadem.

- Czy ja wyglądam, jakbym na coś czekał? – zdziwiłam się.

Zauważyłam, jak zacisnął zęby i postąpił krok do przodu. Nie wiem co chciał zrobić, ale raczej nic dobrego. Jednak wywerna nie pozwoliła mu się do mnie zbliżyć, odgradzając nas od siebie.

- Cofnij się – rozkazał gadowi, ale ten tylko spojrzał mu poważnie w oczy. Elf zachwiał się jak uderzony, ale powtórzył – Nagła Śmierci, masz się cofnąć.

Tak samo mógł rozkazywać i prawdziwej śmierci, ponieważ gad pozostał jak skała i nie cofnął się.

- Naprawdę nie rozumiem o co tyle nerwów – westchnęłam, powoli zaczynając pojmować sytuację – Wystarczyło powiedzieć, że to twoje zwierzątko.

- Wszyscy to wiedzą – syknął na mnie mistrz, wyraźnie urażony, że nazwałam jego groźną wywernę "zwierzątkiem".

- Ja nie – powiedziałam z lekkim uśmiechem i dodałam celem wyjaśnienia – Jestem tu nowy.

Elf...ka?Where stories live. Discover now