Rozdział 77, Powrót w chwale, ale...

64 9 11
                                    


Velyth spojrzał na Lex i Alet'tar wchodzących ponownie do jadalni. Minęło tylko kilkadziesiąt minut, a Alet'tar zmienił się znacząco. Wyglądał zdrowiej, jego skóra miała bardziej normalny, ciemny kolor, oczy już nie wyglądały na takie głodne, a jego włosy odzyskały srebrny połysk i trochę odrosły.

Jednak najbardziej znaczącą zmianą było to, w jaki sposób kapłan patrzył na Lex. Velyth znał dobrze to spojrzenie i nie bardzo był z tego powodu zadowolony. Postarał się jednak nie okazać tego po sobie, ponieważ obiecał Lex, tak jak ona obiecała mu, że nie będzie się wtrącać. Było to jednak trudne.

- W porządku! – Lex klasnęła w ręce – Z powodu tego wszystkiego... plany trzeba było zmienić... Reo, proszę, wytrzeźwij naszego złodzieja... Więc, ja zdecydowanie muszę wrócić do Skal. Jak rozumiem, mój brat, Vel i Will wrócą ze mną. Czy ktoś decyduje się zostać w Enko? To jest tutaj?

Zebrani spojrzeli po sobie. Wytrzeźwiały już złodziejaszek tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Ja chętnie wrócę, ale nawet nie myśl, że się mnie pozbędziesz, króliczku. Chcę należeć do twojego orszaku, czy jak się to u was szlachetnych nazywa.

Lex jak zwykle nie obraziła się, tylko chichocząc podeszła bliżej niego.

- Nie wiem, jak tam u innych szlachetnych, ale u mnie to się nazywa grono przyjaciół – żartobliwie potargała grzywkę nastolatka.

- Hej! – zawołał z urazą i spróbował uciec przed ręką jasnej, czym tylko wywołał silniejszy śmiech – Nie jestem maleństwem!

- A czy ja coś takiego powiedziałem? – zapytała Lex, a w jej oczach tańczyły wesołe iskierki – W każdym razie... Kto jeszcze idzie? Bo jeśli ktoś chce zostać to muszę wydać zawczasu instrukcje służbie.

- Wszędzie za tobą podążę, panie. Chyba że... każesz inaczej – kapłan Wielkiej Matki głęboko się skłonił.

Lex zaśmiała się nerwowo i odsunęła się o krok od ciemnego. Velyth pierwszy raz zobaczył ją naprawdę zdenerwowaną i nie do końca pewną siebie.

- Ja również idę – oświadczył Mareth – Skoro mój Brat Ostrzy będzie ci, panie, toważyszył, ta ja też.

Lex ucho drgnęło nerwowym tikiem, jednak narastająca w niej fala irytacji została przez nią natychmiast stłamszona.

- Okej. Rozumiem. Że chcecie mi towarzyszyć. Jednak w takim razie będziecie zmuszeni przestrzegać pewnych zasad – spojrzała surowo po ochotnikach na towarzyszy, którzy nagle poczuli wagę wypowiedzianych przez nią słów – Zasada pierwsza: jeśli poza murami Enko, któryś z was nazwie mnie tytułem bez mojego zezwolenia... To ja go tutaj zamknę i nigdy więcej ze sobą nie zabiorę. Możecie mi mówić Lex, albo, jeśli dla was to zbyt poufne – Lesshalee. „Króliczku" też może być – uśmiechnęła się do złodzieja – Czy to jasne?

Wszyscy trzej pokiwali gorliwie głowami.

- Dobrze... Zasada druga: nie rozmawiacie z nikim o tym miejscu. Zaczniecie – pamięć usunę. Mogę – powiedziała to w taki sposób, że jakoś nikt nie miał wątpliwości.

Ponowna gorliwa zgoda.

- W porządku. Zasada trzecia: jeśli macie problem z innymi rasami, innymi klasami społecznymi i podobnymi rzeczami, lepiej rozstańmy się teraz w pokoju. Bo nie będę słuchać marudzenia na ten temat i „dobrych rad". Myślę... to na razie tyle, co do zasad...

- Pa... Lesshalee... Ja, Alet'tar Pharantar Huzyraen Torret, przysięgam ci wierność i lojalność. Będę milczeć na tematy na które każesz mi milczeć – powiedział kapłan, kłaniając się nisko.

Elf...ka?Where stories live. Discover now