Rozdział 33, Nowy rok szkolny...

75 12 5
                                    


W Skal od lat znajdowały się dwie szkoły: jedna z lepszych szkół magii i akademia szkoląca podniebnych wojowników, jeźdźców gryfów i hipogryfów. Także nikogo nie dziwiły przelatujące tuż nad dachami i ulicami bestie, ani nagłe wybuchy i kolorowe błyski nad miastem o każdej porze dnia i nocy. Nikt więc nie zwrócił uwagi na kolejne dwie bestie na niebie. Jedną mniejszą z jednym pasażerem na grzbiecie i jedną większą z dwoma. Zatoczyły krąg nad miastem, jakby szukając dogodnego miejsca do lądowania, po czym wylądowały na placu, dokładnie przed akademią. Jeźdźcy, wszyscy w płaszczach z kapturami, zsiedli z ich grzbietów i rozejrzeli się z ciekawością. Ten, który przyleciał na mniejszej bestii, zobaczywszy okienko recepcji, śmiało pomaszerował w jego stronę.

Swirt od razu poznał wdzięczne, pełne gracji ruchy. Ponadto do takich wysokości rosło bardzo niewielu ludzi, a jeszcze mniej pozostawało tak chudymi. Do Akademii przyleciało trzech Uszastych.

"Ostatnio sporo ich się tutaj namnożyło" – pomyślał z niesmakiem.

Ostatni nabytek wywodził się z tych najwyższych i nosił tytuł Jasności, odpowiadający niemal książęcemu. Ten paniczyk ze swoimi krewnymi i ochroniarzem już zdołał napsuć krwi wszystkim, chociaż przebywał w akademii krócej niż tydzień. Dlaczego kogoś takiego gryf w ogóle wybrał pozostało dla Swirta tajemnicą.

- Dzień dobry – przywitano go dziarsko w języku ogólnym, a spod kaptura błysnęły niebieskie jak niebo oczy – Czy nie powiedziałby mi pan, gdzie tu się można zapisać?

- Można i tu – odpowiedział Swirt z rezerwą.

Nie mógł zrozumieć, po co jasny był taki miły. Zazwyczaj obnosili się ze swoją szlachetnością, jak tylko mogli, podkreślając, jak starożytną są rasą, niezależnie czy byli jaśni czy ciemni, i że wszystkie inne cywilizacje raczkowały, kiedy oni już wkraczali w czasy świetności

- Imię?

- Lesshalee Feraraheal – po prostu się przedstawił, bez zbędnego nadymania i pompatycznych wstępów.

To na tyle zdziwiło Swirta, że nawet zapomniał, że już słyszał to imię. Żeby nie dać jasnemu powodu do śmiechu, natychmiast wpisał go do księgi uczniów i podał mu trzy formularze zgłoszeniowe.

- Dziękuję – powiedział jasny odbierając je i jakby niepewnie dopytał – A o pióro lub ołówek mogę prosić? Obawiam się, że sami możemy nie mieć.

Niemal skamieniały Swirt podał mu o co poprosił, nawet się nad tym nie zastanawiając. Jasny podziękował jeszcze raz, i wrócił do towarzyszy przy bestiach. Porozmawiał z nimi, tłumacząc coś i wskazując na formularze.

Po chwili wrócił do Swirta już z dwoma wypełnionymi formularzami i podał mu je.

- Tylko dwa? – zapytał Swirt zerkając na dwójkę przy skrzydlatych stworzeniach. Nawet z tej odległości zrozumiał, że to gryfy. Tylne nogi zdecydowanie należały do jakiegoś wielkiego kota, a nie konia.Jasny trochę się speszył i nieśmiało wyjaśnił:

- Ja jestem jeźdźcem, a mój starszy brat nie... Przyleciał na gryfie przyjaciela.

- Ah... – Swirt próbował ułożyć sobie w głowie otrzymane informacje. Zerknął więc na formularze, żeby wyjaśnić przeciągającą się pauzę.

Na jednym było czytelnie napisane: Lesshalee Feraraheal. Lat dwadzieścia siedem. Wierzchowiec: sowogryf. I koniec. Żadnej sagi rodowej i informacji heraldycznych.

Na drugim, pięknym, ozdobnym pismem napisano: Velyth Lythdral Llendram Darendu. Lat sześćdziesiąt cztery. Wierzchowiec: gryf. Trochę dłużej niż poprzedni, ale i tak krócej i zwięźlej niż u innych Jasnych Uszu. Chociaż Darendu brzmiało nieswojo znajomo... I budziło pewien niepokój...

Elf...ka?Where stories live. Discover now