Rozdział 103, Prezent...

45 8 2
                                    

Spojrzałam na teściową, która wyglądała na nienaturalnie małą i bezbronną, tak skulona na krześle. Wydawało się, że tego nie zauważa, a ja wolałam jej na to uwagi nie zwracać.

Trzymanie jej za ręce i magiczne wzmocnienie jej energetyki tylko zdenerwowało ją jeszcze bardziej, więc przestałam próbować.

- Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, pani? – zapytałam.

Cały czas starałam się pamiętać, by ją tak nazywać, nawet jeśli ona próbowała mojej "cierpliwości" unikając nie tylko mojego tytułu, ale i imienia. Na szczęście nie przeszkadzało mi to. Nie zamierzałam jej do niczego zmuszać, zwłaszcza kiedy była w takim stanie.

Wciąż się obawiałam, czy zrobiłam odpowiednio dobre wrażenie, ale widząc, jak denerwuje się ona sama, trochę mi przeszło.

- Coś jeszcze? – zapytała, śmiejąc się lekko pod nosem – Chciałabym własnego sługę i ochroniarza. Przyzwyczaiłam się, że zawsze ktoś kryje mi plecy. Ale moi właśni słudzy albo nie żyją, albo mnie zdradzili... A brać jednego ze sług mojej córki nie chcę. Myślę, że się do nich przyzwyczaiła...

Nie byłam pewna, czy w taki sposób żartowała, czy była poważna.

- Widziałaś pani, moich służących?

- Tak, ale wśród nich nie było ciemnych – odpowiedziała, jakby szybko rozważyła opcję, że oddam jej jednego ze służących.

- Chodziło mi o to, że są magicznie stworzeni. Pani, mogę dla ciebie stworzyć sługę i ochroniarza, dokładnie takiego, jakbyś sobie życzyła.

Zastanowiła się chwilę.

- Jesteś magiem?

- Nie, Wędrowcem. Ale mogę to zrobić z pomocą starożytnych, magicznych technologi. Życzysz sobie?

- Hmm... A czym by się różnił od żywego?

Zamyśliłam się. Na to nie miałam jednoznacznej odpowiedzi.

- Sposobem powstania – zachichotałam – I tym że są w całości lojalni.

O tym, że są całkowicie lojalni twórcy, nie wspomniałam. Dałam jej szansę zbudowania relacji na własnych warunkach.

Wciąż myślała nad tym co powiedziałam. Zmarszczyła lekko nos i zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń. Cierpliwie czekałam. Nie wiedziałam, czy danie jej żywej, magicznej istoty jest mądre, ale wydawało mi się logiczne podarowanie Teściowej czegoś, co podtrzyma jej pewność siebie, poczucie bezpieczeństwa i poczucie własnej wartości. W końcu... straciła praktycznie wszystko. Skazali ją na śmierć, a do tego Velyth odchodząc, podrażnił każdego, kogo mógł, a przecież ciemni nie wybaczają łatwo. Właściwie to chyba wcale...

- Chcę – powiedziała w końcu.

- W takim razie zapraszam do laboratorium – zaproponowałam jej ponownie ramię.


* * *


Po raz ostatni upewniłam się, że wszystkie ustawienia są takie, jakich życzyła sobie ciemna. Z półgodziny zastanawiała się, czy chce służącego mrocznego elfa, czy może jednak jasnego. Nawet stworzyłam dla niej jasnego o jasnej jak kreda cerze, białych włosach i czerwonych oczach, który wyglądał podobnie do "kogoś", ale w ostatniej chwili rozmyśliła się i jednak poprosiła o zmianę na ciemnego. Chyba chciała stworzyć kopię ojca Vel, ale na szczęście porzuciła ten pomysł. Nie wiem, jakbym jej odmówiła robienia kopii żywej osoby...

Wcisnęłam guzik startu. Teściowa stworzyła sobie wysokiego, przystojnego ciemnego o srebrnych włosach i oczach, który w niepokojący sposób przypominał obu ciemnych, którzy należeli do dworu Kochanki Ciemności. Chyba był zbyt idealny, jak na mój gust.

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz