Rozdział 22, Łamiemy stereotypy...

85 16 5
                                    


Hrabia pożałował swojej śmiałości. Owszem, jak nakazuje etykieta i zasady przyzwoitości, zapukał do drzwi, ale nie czekał, aż rezydent pokoju zaprosi go, albo wpuści go osobiście. Sam wszedł. W sam środek zabawy.

W życiu by nie pomyślał, że dwa dorosłe Uszaste mogą urządzić sobie bitwę na poduszki.

- O! – jasny stracił równowagę i spadł z łóżka, znikając z pola widzenia Rhesa.

Ciemny zamarł w bezruchu, z poduszką przygotowaną do rzutu. Jak zauważył Rhes, jego twarz dziwnie pociemniała. Dosłownie. Dopiero po chwili arystokrata zrozumiał, że na twarz ciemnego wystąpił rumieniec.

- Witam was, panie! – głowa Lesshalee wyłoniła się zza łóżka. Uszasty z wdziękiem przeciągnął ręką po włosach, zabierając to złoto z uśmiechniętej twarzy. Para niebieskich jak wiosenne niebo oczu zalśniła wesoło – Czym można służyć?

Poduszka wypadła z palców ciemnego i głucho upadła na podłogę. To nieco otrzeźwiło hrabiego, który przestąpił przez próg i zamknął za sobą drzwi. Pomyślał, że jeśli teraz go ten ciemny jednak zabije, nikt się o tym nie dowie, i innych ofiar nie będzie.

- Ja... – zaczął, ale nie skończył wreszcie zrozumiawszy, co nie pasuje mu w wizerunku jasnego. Oczy Lesshalee były żywe – Ty... ty widzisz?!

- W końcu mi się udało! Widzicie, ja jestem wędrowcem Planu i już ponad miesiąc próbowałem sobie przywrócić wzrok, tylko mi się to nie udawało, aż do dziś. Tak więc, świętujemy...

Ciemny nagle poruszył się i szybkim, sztywnym krokiem, zniknął za drzwiami do łazienki. Trzaśnięcie wyszło głośne. Lesshalee zachichotał w pięść.

- To w czym wam mogę pomóc? – zapytał jasny, a kąciki jego ust aż rwały się, by do góry, rozwinąć uśmiech.

- Chciałem się zapytać o... parę drobiazgów.

- Pytajcie – Lesshalee w końcu wstał z podłogi i przysiadł na łóżku, skrzyżowawszy bose nogi.

Z tym jasnym było coś jawnie nie w porządku. Ale nie w złym tego słowa znaczeniu, po prostu nie był taki, jak inni, z którymi hrabia osobiście miał do czynienia, albo o których słyszał.

- Co właściwie zamierzasz? Mam na myśli, jak zorganizujesz sobie życie?

- Moje życie? – zamyślony wyraz twarzy Lesshalee wyglądał pięknie i malowniczo. Zwłaszcza w zapadającym półmroku. Do tej pory Rhes nie zwracał uwagi na niemal nieziemskie piękno Uszu. Trudno się kimś zachwycać, jeśli bez przerwy patrzą na ciebie, jak na koński nawóz na bucie.

- Cóż, odpowiedzi jeszcze na to nie mam – Lesshalee rozłożył ręce – Najlepiej, co umiem, to dogadywać się z bestiami, więc myślałem, że zostanę bestiarzem. Ale okazuje się, już nas tam nie lubią, bo nie uiściliśmy „składki", a sowogryfa albo chociażby hocurra nie chcieliśmy dać w zamian.

Hrabia roześmiał się.

- Ale widzę, ciebie to nie oburza?

- Dlaczego miałoby? – ciemnozłote brwi uniosły się w zdziwieniu.

- No wiesz, ludzie...

Teraz to Lesshalee się zaśmiał.

- U wszystkich są jakieś braki – stwierdził wesoło, a jednocześnie z dziwną powagą w oczach – Ale panie, jesteście tu gospodarzem, więc może jednak usiądziecie?

Hrabia rozejrzał się, patrząc, gdzie tu usiąść i jednocześnie zastanawiając się, dlaczego z tym jasnym tak zwyczajnie i po prostu, jak z równym. I najciekawsze było to, że w niczym mu to nie przeszkadzało.

Elf...ka?Where stories live. Discover now