Rozdział 10, Budujemy relacje...

105 15 4
                                    


- Lex!

„Lex!"

Dwa głosy wdarły się w moją miłą i przyjazną ciemność. Nie dały się zignorować, bo ich właściciele potrząsnęli mną i trzeszczeli jak drzewa podczas mrozu. Przeklinając bogów, którzy uwielbiają eksperymenty z biednymi śmiertelnikami (i niby z jakiej racji nazywają się patronami lekarzy, którzy w założeniu powinni pomagać, a nie szkodzić?!), otworzyłam jedno oko i z trudem powstrzymałam mdłości. Natychmiast je zamknęłam i postarałam się wyłączyć magiczne postrzeganie, przez które wszystko mieniło się wszystkimi kolorami tęczy i błyszczało, jak lampki choinkowe na święta.

- Lex, możesz... coś powiedzieć?

- Mówię coś – wychrypiałam.

- Idiota – nagrodzono mnie epitetem wraz z westchnieniem ulgi – Co ty robiłeś podczas tego leczenia?

- Znowu przypadkiem dotknąłem pieczęci... – wymyśliłam naprędce. Dlaczego opowiadać o bogach? Wydaje mi się, że nawet w magicznym świecie bogowie do zwykłych ludzi... i nie ludzi nie chodzą.

Poczułam napięcie promieniujące od Velyth, więc znowu otworzyłam oczy. Ciemna twarz drowa miała dziwny wyraz.

- To mój błąd. Wciąż się uczę – pośpieszyłam zapewnić.

„Lex? Jak się czujesz?"

- Już lepiej – odpowiedziałam na głos, ale driada mnie zrozumiała i zaszeleściła, a w mojej głowie znowu usłyszałam jej miękki głos:

„To dobrze. Chciałam się pożegnać zanim odejdę, a znalazłam ciebie patrzącego w przestrzeń magicznym wzrokiem. W ogóle nie odpowiadałeś, jak w transie."

Usiadłam powoli, rozglądając się, ale nie potrząsałam mocno głową, bojąc się że mdłości powrócą. Wciąż była noc, choć do świtu pozostało niewiele. Jednak wojownicy straży tej nocy nie wystawili, albo ci zasnęli, widząc mnie wpatrującą się „czujnie" w ciemność. Moje sympatyczne bestie spały słodko bez tylnych łap, nie zwracając uwagi na otoczenie.

- Wybaczcie, że was przestraszyłem – powiedziałam ze skruchą – Zbytnio pasjonowałem się eksperymentami...

- Nie dotkniesz tego więcej, rozumiesz? – warknął Velyth – Ręce połamię jeśli spróbujesz.

Spojrzałam ze zdziwieniem na niego po czym, zmarszczyłam brwi i powiedziałam:

- Nie ma mowy. Jeśli tego nie usunę, lub nie wymyślę jak to zrobić – umrzesz. A mi nie odpowiada ta wersja wydarzeń.

- Lex!

- Co: Lex? – obraziłam się – Dałem słowo, że zrobię, co tylko mogę, aby ci pomóc i chronić jak umiem, i nie zamierzam się wycofać.

- Lex! – tym razem w głosie drowa słychać było niemal błaganie.

- Nie. – powiedziałam stanowczo i z lekką urazą dodałam – I nie masz co próbować mnie zmiękczyć używając mojego imienia, skoro nie używasz go do normalnej komunikacji ze mną, a jak jakąś tajną broń.

Ciemny zamilkł, opuszczając oczy, a ja zwróciłam się do driady.

„Wybacz komplikacje."

„Nie trzeba Lex, ja wszystko rozumiem – odpowiedziała i uśmiechnęła się chytrze, a ja zastanowiłam się o czym takim pomyślała. Driada wciąż z tajemniczym uśmieszkiem Giocondy zawisła na mojej szyi i cmoknęła miękkimi wargami w policzek – Żegnaj, przyjacielu. Ja, Lilaia Wierzba mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy."

Elf...ka?Where stories live. Discover now