Rozdział 36, Bojowe starcia, choć nie z nauką...

77 14 1
                                    


Rankiem, jakoś tak dziwnie, obudziłam się pierwsza, a pozostali słodko spali. Ręka mi się na nich nie podniosła, żeby ich budzić, więc wzięłam świeże rzeczy, poświęciłam dłuższą chwilę na otwarcie i zamknięcie drzwi w magiczny sposób, i poszłam szukać łazienki. Wszystko tam było w jak najlepszym porządku: były osobne kabinki prysznicowe. Więc nikt nie powinien mnie zobaczyć i dowiedzieć się, że jestem przeciwnej płci, niż staram się wyglądać. Prysznic ustawiłam na mały strumień i woda zaszemrała cicho. Zrobiłam to na wypadek, gdyby ktoś przyszedł, ponieważ wolałam to usłyszeć za wczasu. Mimo wszystko prysznic mi się podobał i rozkoszowałam się nim chwilę.

Niestety tylko chwilę, ponieważ właśnie usłyszałam zbliżające się kroki i one nijak nie brzmiały znajomo. Elfy z natury chodziły cicho, czy to jasne, czy ciemne, a kroki Reo i Vel ja już znałam. Te na pewno do elfów nie należały, więc wciągnęłam ubranie na jeszcze wilgotne ciało i zaczęłam je układać, żeby, jeśli będę musiała wyjść, wyglądałabym przyzwoicie. Dobrze zrobiłam. Pomimo tego, że wody nie zakręciłam i ona dalej szemrała, jakbym wciąż brała prysznic, usłyszałam szepty:

- Myślisz, to jeden z nowych?

- A pewnie, tylko oni myślą, że trzeba wstawać tak wcześnie. Choć, otworzymy mu drzwi i ukradniemy ubranie? A potem, niech gania po koszarach z gołym tyłkiem.

Z trudem powstrzymali chichot, a ja nie ciekawa, jak oni będą się bawić, zakręciłam wodę. Nie zdążyłam się wydostać z kabinki, jak ci żartownisie rzucili się do drzwi kabinki, prawie ślizgając się na kafelkach i otworzyli drzwi.

Stanęłam oko w oko z dwoma identycznymi piegowatymi twarzami i chmurami kręconych włosów w rudo-brązowym kolorze. Dwie pary brązowych oczu rozszerzyły się w zaskoczeniu.

- Czy nie słychać było, że zajęte? – warknęłam i przepchnęłam się obok nich, dalej mrucząc, jakby do siebie – Wszyscy zawsze powtarzają, że ludzie, to paskudne stworzenia, ale dlaczego jakoś nikt nigdy nie zająknął się, że to sami zboczeńcy? To w środku nocy do sypialni się łamią, szukając jakichś wymyślonych orgii... to pod prysznic zaglądają... Skal, niby nie małe miasto, czy to możliwe, że burdeli tu nie ma?

I wyszłam pozostawiając bliźniaków w spokoju.

Dogonili mnie już na korytarzu.

- Ty! Królik! – świetny żargon. Czy tak mówią tylko na uczelni? Czy to może lokalnie? W każdym razie, jeśli mnie chcieli obrazić, to im się nie udało. „Holy Grail" Monthy Pythona doskonale pokazywał, jak niebezpieczne mogą być króliki...

- No czego? – odpowiedziałam nadając głosowi zmęczony ton.

- Ty myślisz, że ci od tak darujemy?!

- A dlaczego myślicie, że możecie mi naskoczyć?

Spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się do mnie wrednie.

- To proste: mieszkasz tu, a nie w jednym z apartamentów czy domków. Znaczy u ciebie nie ma żadnej rodziny i pieniędzy.

- Skoro jesteście tutaj, u was też krucho ze słoneczkami – skwitowałam z wrednym uśmieszkiem, a kątem oka zauważyłam, że już prawie doszliśmy do mojego pokoju.

- Ty nie pozwalaj sobie! – krzyknął jeden z bliźniaków i złapał mnie za kołnierz.

Drzwi do dwieście dwa otworzyły się i wychylił się zza nich Reo.

- Lex, gdzie tak znikłeś bez słowa? – zapytał, a potem zobaczył, że mi szarpią szmaragdowo-zieloną koszulę i ryknął już w ogólnym – Co wszyscy tak ciągną do ciebie ręce?!

Elf...ka?Where stories live. Discover now